· Watykan ·

Miesiąc Papieża

 Miesiąc Papieża  POL-004
28 maja 2024

Kapłan nie osądza, ale płacze z powodu
grzechów innych

„Oczy wszystkich w synagodze były w Niego utkwione” (Łk 4, 20). Ten fragment Ewangelii jest zawsze uderzający, prowadzi do wizualizacji sceny: wyobrażenia sobie tej chwili milczenia, w której wszystkie oczy były skupione na Jezusie, w mieszaninie zdumienia i nieufności. Wiemy jednak, jak to się skończyło: po tym, jak Jezus zdemaskował fałszywe oczekiwania swoich rodaków, oni „unieśli się gniewem” (Łk 4, 28), wyszli i wypędzili Go z miasta. Ich oczy skupiły się na Jezusie, ale ich serca nie były skłonne do przemiany pod wpływem Jego słowa.

W Wielki Czwartek ma miejsce alternatywne skrzyżowanie spojrzeń. Protagonistą jest pierwszy Pasterz naszego Kościoła, Piotr. Na początku on również nie ufał słowu „demaskującemu”, które Pan do niego skierował: „trzy razy się Mnie wyprzesz” (Mk 14, 30). W ten sposób „stracił z oczu” Jezusa i zaparł się Go, zanim kogut zapiał. Kiedy jednak „Pan obrócił się i spojrzał” na niego, ten „wspomniał na słowo Pana, jak mu powiedział: (...) wyszedł na zewnątrz i gorzko zapłakał” (Łk 22, 61-62). Jego oczy zalały się łzami, które płynąc ze zranionego serca, uwolniły go od fałszywych przekonań i usprawiedliwień. Ten gorzki płacz zmienił jego życie.

Uzdrowienie serca Piotra, uzdrowienie Apostoła, uzdrowienie Pasterza dokonują się, gdy zranieni i skruszeni pozwalamy, by Jezus nam przebaczył: wiodą przez łzy, gorzki płacz, ból, który pozwala nam na nowo odkryć miłość. Dlatego chciałbym podzielić się z wami kilkoma refleksjami na temat raczej zaniedbanego, ale istotnego aspektu życia duchowego; proponuję to ponownie dzisiaj za pomocą słowa, które jest być może przestarzałe, ale które, jak wierzę, warto odkryć na nowo: skrucha [łac. compunctio].

Słowo to przywołuje na myśl ukłucie [łac. punctio]: skrucha to „ukłucie w sercu”, przebicie, które je rani, wywołując łzy skruchy. Płakać nad sobą nie oznacza użalania się nad sobą, do czego często jesteśmy kuszeni. Dzieje się tak na przykład wtedy, gdy jesteśmy rozczarowani lub zmartwieni z powodu zawiedzionych oczekiwań, braku zrozumienia ze strony innych, być może współbraci i przełożonych. Albo kiedy, dla dziwnej i niezdrowej przyjemności duszy, uwielbiamy rozpamiętywać krzywdy, jakie nam wyrządzono, by użalać się nad sobą, myśląc, że nie otrzymaliśmy tego, na co zasłużyliśmy i wyobrażając sobie, że przyszłość może przynieść nam tylko ciągłe negatywne niespodzianki. Święty Paweł naucza nas, że jest to smutek według świata, w przeciwieństwie do smutku według Boga.

Przejdźmy do nas, kapłanów, i zapytajmy samych siebie, ile skruchy i łez jest obecnych w naszym rachunku sumienia i w naszej modlitwie. Zapytajmy siebie samych, czy wraz z upływem lat przybywa łez. Pod tym względem dobrze jest, jeśli ma miejsce coś odwrotnego, niż w życiu biologicznym, gdzie – gdy człowiek dorasta – płacze mniej niż wówczas, gdy był dzieckiem. Natomiast w życiu duchowym, w którym ważne jest, aby stać się jak dziecko (por. Mt 18, 3), ci, którzy nie płaczą, cofają się, starzeją się wewnętrznie, podczas gdy ci, którzy urzeczywistniają modlitwę prost-szą i bardziej zażyłą, nacechowaną adoracją i wzruszenia wobec Boga, dojrzewają.

Od nas, swoich pasterzy, Pan nie wymaga pogardliwego osądzania tych, którzy nie wierzą, ale miłości i łez z powodu tych, którzy są daleko. Trudne sytuacje, które widzimy i których doświadczamy, brak wiary, cierpienia, których dotykamy, w kontakcie ze skruszonym sercem nie budzą stanowczości w polemice, ale wytrwałość w miłosierdziu. Jak bardzo musimy być wolni od surowości i oskarżeń, od egoizmu i ambicji, od rygoryzmu i niezadowolenia, aby powierzyć się i polegać na Bogu, znajdując w Nim pokój, który ratuje przed każdą burzą! Uwielbiajmy, wstawiajmy się i płaczmy za innych – pozwolimy Panu dokonywać cudów. I nie bójmy się: On nas zaskoczy!

Dziękuję wam, drodzy kapłani, dziękuję za wasze otwarte i posłuszne serca; dziękuję za wasz trud i dziękuje za wasze łzy; dziękuję za to, że niesiecie cud miłosierdzia – zawsze przebaczajcie, bądźcie miłosierni – i nieście to miłosierdzie, nieście Boga braciom i siostrom naszych czasów.

(Homilia podczas Mszy św. Krzyżma)

Moc Zmartwychwstałego uwalnia serca od głazów egoizmu i nienawiści

Niewiasty idą do grobu o pierwszym brzasku świtu, ale w swoim wnętrzu zachowują mrok nocy. Chociaż są w drodze, nadal stoją w miejscu — ich serce pozostało u stóp krzyża. Kiedy docierają na miejsce, wstrząsa nimi zadziwiająca moc Paschy.

W pierwszym momencie niewiasty z niepokojem zadają sobie pytanie, kto odsunie kamień; potem, gdy podnoszą wzrok, zauważają, że został on już odsunięty.

Ten kamień wyrażał koniec historii Jezusa. On, Życie, które przyszło na świat, został zabity.

Nam też może się to przydarzyć. Czasami czujemy, że u wejścia do naszego serca jest położony nagrobny kamień, który tłumi życie, gasząc ufność, więżąc nas, blokując drogę do radości i nadziei. Są to „głazy śmierci”, które napotykamy we wszystkich tych doświadczeniach i sytuacjach, które okradają nas z entuzjazmu i siły, by iść dalej: w dotykających nas cierpieniach i w śmierci drogich nam osób, które pozostawiają w nas przytłaczającą pustkę; napotykamy je w niepowodzeniach i lękach, które uniemożliwiają nam pełnienie wszelkiego dobra, jakie jest nam drogie; napotykamy je we wszystkich zamknięciach, które hamują nasz poryw wielkoduszności i nie pozwalają nam otworzyć się na miłość; napotykamy je w odpychających murach egoizmu – są to prawdziwe mury odpychającego milczenia – egoizm i obojętność, które niweczą trud budowania bardziej sprawiedliwych miast i społeczeństw, na miarę człowieka; napotykamy je we wszystkich tęsknotach za pokojem, rozbitych przez okrucieństwo nienawiści i brutalność wojny. Kiedy doświadczamy tych rozczarowań, mamy poczucie, że bardzo wiele marzeń jest przeznaczonych do zrujnowania, i my również zadajemy sobie z niepokojem pytanie: kto odsunie kamień z grobu?

Jezus jest naszą Paschą, On jest Tym, który sprawia, że przechodzimy z ciemności do światła, który związał się z nami na zawsze, i wybawia nas z otchłani grzechu i śmierci, wciągając w świetlisty poryw przebaczenia i życia wiecznego. Bracia i siostry, podnieśmy nasze oczy ku Niemu, przyjmijmy Jezusa, Boga życia, do naszego życia, ponówmy dzisiaj nasze „tak” dla Niego, a żaden głaz nie będzie mógł stłumić naszych serc, żaden grób nie będzie mógł zamknąć radości życia, żadna porażka nie będzie mogła nas skazać na rozpacz. Bracia i siostry, podnieśmy nasze oczy ku Niemu i prośmy Go, aby moc Jego zmartwychwstania odrzuciła głazy, które uciskają nasze dusze. Podnieśmy nasze oczy ku Niemu, Zmartwychwstałemu, i podążajmy w pewności, że w najciemniejszych głębinach naszych oczekiwań i naszej śmierci jest już obecne życie wieczne, które On przyszedł przynieść.

(Homilia podczas Mszy św.
w Wigilię Paschalną)

Tylko Zmartwychwstały Chrystus, otwiera drogę
do odnowionego świata

Bracia i siostry, Jezus Chrystus zmartwychwstał i tylko On jest zdolny do odsunięcia kamieni, które zamykają drogę ku życiu. Co więcej, On sam, Żyjący, jest Drogą: Drogą życia, pokoju, pojednania, braterstwa. On nam otwiera przejście po ludzku niemożliwe, ponieważ tylko On gładzi grzech świata i przebacza nasze grzechy. A bez Bożego przebaczenia kamień ten nie może zostać odsunięty. Bez przebaczenia grzechów nie wychodzi się z zamknięcia, uprzedzeń, wzajemnych podejrzeń, uprzedzeń, które zawsze rozgrzeszają siebie, a oskarżają innych. Tylko Zmartwychwstały Chrystus, dając nam przebaczenie grzechów, otwiera drogę do odnowionego świata.

Tylko On otwiera nam bramy życia, te bramy, które nieustannie zamykamy wojnami szerzącymi się w świecie. Dziś kierujemy nasz wzrok przede wszystkim ku Świętemu Miastu Jerozolimie, świadkowi tajemnicy męki, śmierci i zmartwychwstania Jezusa, oraz na wszystkie wspólnoty chrześcijańskie Ziemi Świętej.

Moje myśli kieruję przede wszystkim ku ofiarom licznych konfliktów, toczących się w świecie, począwszy od tych w Izraelu i Palestynie oraz na Ukrainie. Niech Zmartwychwstały Chrystus otworzy drogę pokoju dla udręczonych mieszkańców tych regionów.

Nie pozwólmy, aby trwające działania wojenne nadal miały poważnie konsekwencje dla wyczerpanej już ludności cywilnej, a zwłaszcza dla dzieci. Ile cierpienia widzimy w oczach dzieci; dzieci na tych ziemiach ogarniętych wojną zapomniały o uśmiechu! Ich oczy pytają nas: dlaczego? Dlaczego tyle śmierci? Dlaczego tyle zniszczeń? Wojna jest zawsze absurdem, wojna jest zawsze porażką! Nie pozwólmy, by coraz silniejsze wichry wojny wiały nad Europą i Morzem Śródziemnym. Nie poddawajmy się logice zbrojeń i remilitaryzacji. Pokoju nigdy nie buduje się bronią, lecz wyciągając ręce i otwierając serca.

Niech Zmartwychwstały oświeci swoim światłem migrantów i tych, którzy doświadczają trudności ekonomicznych, dając im pocieszenie i nadzieję w chwili potrzeby. Niech Chrystus poprowadzi wszystkich ludzi dobrej woli do zjednoczenia się w solidarności, aby wspólnie stawić czoła wielu wyzwaniom, przed którymi stoją najuboższe rodziny, w ich poszukiwaniu lepszego życia i szczęścia.

W dniu, w którym Chrystus wyzwolił nas z niewoli śmierci, wzywam tych, na których spoczywa odpowiedzialność polityczna, aby nie szczędzili wysiłków w zwalczaniu plagi handlu ludźmi, pracując niestrudzenie nad rozbiciem sieci wyzysku i przynosząc wolność tym, którzy są jego ofiarami. Niech Pan pocieszy ich rodziny, zwłaszcza te, które z niepokojem oczekują wiadomości o swoich bliskich, zapewniając im pocieszenie i nadzieję.

(Orędzie wielkanocne „Urbi et orbi”)

Zmartwychwstały jest źródłem radości,
która nigdy się nie wyczerpuje

Dziś, w poniedziałek oktawy Wielkanocy, Ewangelia (por. Mt 28, 8-15) ukazuje nam radość kobiet ze zmartwychwstania Jezusa – jak mówi tekst, opuściły one grób z „wielką radością” i „pobiegły oznajmić to Jego uczniom” (w. 8). Ta radość, rodząca się właśnie z żywego spotkania ze Zmartwychwstałym, jest uczuciem, które przełamuje wszystko, pobudza je do rozgłaszania i opowiadania o tym, co widziały.

Bracia, siostry, radość zmartwychwstania nie jest czymś odległym. Jest bardzo blisko, jest nasza, ponieważ została nam dana w dniu chrztu. Odtąd i my, podobnie jak niewiasty, możemy spotkać Zmartwychwstałego, a On, podobnie jak one, mówi do nas: „Nie bójcie się!” (w. 10). Bracia i siostry, nie rezygnujmy z radości Wielkanocy! Ale jak umacniać tę radość? Tak jak uczyniły to niewiasty: spotykając Zmartwychwstałego, ponieważ On jest źródłem radości, która nigdy się nie wyczerpuje. Pośpieszmy zatem, aby szukać Go w Eucharystii, w Jego przebaczeniu, w modlitwie i w przeżywanym miłosierdziu!

Radość, kiedy dzieli się ją z innymi, wzrasta. Dzielmy z innymi radość Zmartwychwstałego. A Dziewica Maryja, która w dzień Paschy radowała się z powodu Zmartwychwstania swego Syna, niech pomoże nam być radosnymi tego świadkami.

(Rozważanie przed modlitwą
„Regina Caeli”)

Umiejętność wzruszania się pokonuje obojętność

Cieszę się ze spotkania z wami z okazji 50-lecia istnienia syrakuzańskiej Fundacji św. Anieli Merici, która w duchu ciągłości z inspiracją i zaangażowaniem ks. Gozza służy osobom najbardziej bezbronnym.

Wasza historia i wszystko, co realizujecie wielkodusznie w różnych ośrodkach, sięgają korzeniami 1953 r., kiedy z wizerunku Matki Bożej w domu małżonków Jannuso zaczęły płynąć łzy.

Są to łzy Maryi, naszej Matki, z powodu cierpień i udręk Jej cierpiących dzieci… łzy, które mówią nam o litości Boga dla nas wszystkich. Przez łzy świętej Dziewicy Pan chce zmiękczyć nasze serca, czasami znieczulone w obojętności i zatwardziałe w egoizmie, i uwrażliwić nasze sumienie, aby poruszało nas cierpienie braci i abyśmy się kierowali współczuciem dla nich, starając się ich pokrzepiać, podnosić na duchu, towarzyszyć im.

To jest bogactwo waszej historii, to są korzenie, których nie możecie utracić, to jest sens waszego dzieła. Posługa, którą pełnicie, jest cenna, a źródłem waszego dzieła jest Ewangelia.

Jesteście żywym świadectwem tej Ewangelii, współczucia Jezusa, kiedy staracie się towarzyszyć osobom cierpiącym, właśnie zgodnie z tym, co Pan polecił czynić swoim uczniom w obliczu rzesz ludzi głodnych, wycieńczonych i uciśnionych. Jezus prosi nas, abyśmy nigdy nie oddzielali miłości Boga od miłości bliźniego. Przypomina nam, że na końcu będziemy sądzeni nie z zewnętrznych praktyk, ale z miłości, którą – jak oliwę pocieszenia – będziemy mogli wylać na rany naszych braci i sióstr.

(Przemówienie do członków Fundacji
św. Anieli Merici w Syrakuzach)

Otwórzmy serce na spotkanie z Jezusem

Dzisiejsza Ewangelia mówi, że ta pełnia życia, do której powołany jest każdy z nas, wypełnia się w Jezusie. To On daje nam pełnię życia. Ale jak uzyskać do niej dostęp, jak jej doświadczyć?

Spójrzmy na to, co przydarzyło się uczniom w Ewangelii. Przeżywają najtragiczniejszy moment w swoim życiu – po dniach Męki są zamknięci w Wieczerniku, przerażeni i zniechęceni. Zmartwychwstały przychodzi do nich i najpierw pokazuje im swoje rany (por. w. 20) – były one znakami cierpienia i bólu, mogły wzbudzać poczucie winy, ale z Jezusem stają się kanałami miłosierdzia i przebaczenia. W ten sposób uczniowie widzą i namacalnie doświadczają, że z Jezusem życie zawsze zwycięża, zostają pokonane śmierć i grzech. I otrzymują dar Jego Ducha, który daje im nowe życie – jako umiłowane dzieci – przepełnione radością, miłością i nadzieją. Pytam was o jedno: czy macie nadzieję? Niech każdy zada sobie pytanie: jak to jest z moją nadzieją?

Aby każdego dnia „mieć życie”, wystarczy utkwić wzrok w ukrzyżowanym i zmartwychwstałym Jezusie, spotkać Go w sakramentach i na modlitwie, rozpoznać Go obecnym, uwierzyć w Niego, dać się dotknąć Jego łasce i kierować się Jego przykładem, doświadczyć radości miłowania tak, jak On. Każde spotkanie z Jezusem, żywe spotkanie z Jezusem pozwala nam mieć więcej życia. Trzeba szukać Jezusa, pozwolić Mu spotkać się z nami – ponieważ On nas szuka! – otworzyć serce na spotkanie z Jezusem.

(Rozważanie przed modlitwą
„Regina Caeli”)

Męstwo czyni z nas odpornych żeglarzy

Męstwo to przede wszystkim zwycięstwo nad samym sobą. Większość lęków, które się w nas rodzą, jest nierealistyczna i wcale się nie spełnia. Lepiej więc wezwać Ducha Świętego i stawić czoła wszystkiemu z cierpliwym męstwem: jeden problem na raz, tak jak potrafimy, ale nie sami! Pan jest z nami, jeśli Mu ufamy i szczerze szukamy dobra. Wtedy w każdej sytuacji możemy liczyć na Bożą opatrzność, która nas osłoni i uzbroi.

W dużej mierze rzeczywistość składa się z wydarzeń nieobliczalnych, a na tym morzu czasami nasza łódź jest miotana przez fale. Męstwo czyni z nas odpornych żeglarzy, którzy się nie boją i nie zniechęcają.

Męstwo jest fundamentalną cnotą, ponieważ poważnie traktuje wyzwanie, jakim jest zło na świecie.

(Audiencja generalna)

Piątek, 12 kwietnia

Miłosierna twarz Boga objawia się w świecie poprzez troskę o najmniejszych i najbardziej wrażliwych

Wasze oddanie dla dzieła ochrony małoletnich nie tylko zapewnia bezpieczeństwo i schronienie, ale także podnosi godność dzieci na całym świecie, przekształcając się w latarnię sprawiedliwości i prawdy. W waszych dłoniach, jako świadków cierpienia i zmartwychwstania, spoczywają nadzieje i bóle najbardziej bezbronnych, którym ofiarujecie nowe życie w chwalebnym ciele Chrystusa.

Poprzez wasze nieustanne wysiłki piszecie istotny rozdział w historii Kościoła, rozdział odkupienia i odrodzenia. Każdy członek Kościoła jest wezwany do naśladowania waszego przykładu, współpracując razem w zapobieganiu nadużyciom i w zapewnieniu, że sprawiedliwość i uzdrowienie są dostępne dla wszystkich.

Wasza praca jest żywym wyrazem synodalnej natury Kościoła, wzorem współpracy i dzielenia się doświadczeniami, które wzbogacają każdą społeczność. W was dostrzegamy miłosierną twarz Boga, która objawia się w świecie poprzez troskę o najmniejszych i najbardziej wrażliwych.

(List z okazji 10-lecia działalności
Centrum Ochrony Dziecka)

Dzielmy się spotkaniem z Panem

Każdego dnia jesteśmy bombardowani tysiącami wiadomości. Wiele z nich jest powierzchownych i bezużytecznych, inne ujawniają niedyskretną ciekawość lub, co gorsza, rodzą się z plotek i złośliwości. To wiadomości, które niczemu nie służą, a wręcz wyrządzają szkodę. Ale są też wiadomości dobre, pozytywne i konstruktywne, a wszyscy wiemy, jak dobrze jest słyszeć o dobrych rzeczach i o ile lepiej się czujemy, gdy tak się dzieje. Dobrze jest również dzielić się tym, co na dobre lub na złe wpłynęło na nasze życie, abyśmy mogli pomóc innym.

Jest jednak jedna rzecz, o której często trudno nam mówić. O czym trudno nam mówić? O tym, co najpiękniejsze, co mamy do opowiedzenia: o naszym spotkaniu z Jezusem. Każdy z nas spotkał Pana i trudno nam o tym mówić. Każdy z nas mógłby powiedzieć bardzo wiele na ten temat: ukazać, jak Pan nas dotknął, i dzielić się tym, nie odgrywając roli nauczyciela wobec innych, lecz dzieląc się wyjątkowymi chwilami, w których ujrzeliśmy Pana żywego, bliskiego, który rozpalił w naszych sercach radość lub ocierał łzy, który przekazywał ufność i pocieszenie, siłę i entuzjazm lub przebaczenie, czułość. Tymi spotkaniami, które każdy z nas miał z Jezusem, trzeba się dzielić i je przekazywać. Ważne, aby to czynić w rodzinie, we wspólnocie, z przyjaciółmi. Tak jak warto mówić o dobrych natchnieniach, które ukierunkowały nas w życiu, o dobrych myślach i uczuciach, które bardzo pomagają nam w rozwoju, a także o wysiłkach i trudach, jakie podejmujemy, aby rozumieć i aby postępować w życiu wiary, być może nawet żałować i zawrócić. Jeśli to uczynimy, Jezus, tak jak doświadczyli tego uczniowie z Emaus w wieczór Paschy, zaskoczy nas i uczyni nasze spotkania i nasze środowiska jeszcze piękniejsze.

Pomyślmy przez chwilę w milczeniu: kiedy spotkałem Pana? Kiedy Pan stał mi się bliski? Pomyślmy w milczeniu. Czy podzieliłem się tym spotkaniem z Panem, aby oddać Panu chwałę?

(Rozważanie przed modlitwą „Regina Caeli”)

Umiarkowanie jest cnotą właściwej miary

Katechizm Kościoła Katolickiego mówi nam, że „umiarkowanie jest cnotą moralną, która pozwala opanować dążenie do przyjemności i zapewnia równowagę w używaniu dóbr stworzonych”. „Umacnia – kontynuuje Katechizm – panowanie woli nad popędami i utrzymuje pragnienia w granicach godziwości. Osoba umiarkowana kieruje do dobra swoje pożądania zmysłowe, zachowuje zdrową skromność i «nie daje się uwieść... by iść za zachciankami swego serca»” (n. 1809).

Tak więc umiarkowanie, jak mówi to słowo, jest cnotą właściwej miary. W każdej sytuacji należy postępować mądrze, ponieważ osoby, które zawsze działają pod wpływem impulsu lub żywiołowo, ostatecznie są niewiarygodne. Osoby pozbawione umiarkowania zawsze są niewiarygodne. W świecie, w którym bardzo wielu ludzi chwali się mówieniem tego, co myślą, osoba umiarkowana woli natomiast pomyśleć o tym, co mówi. Czy rozmiecie, na czym polega różnica? Nie mówić tego, co przychodzi mi do głowy. Nie, trzeba pomyśleć o tym, co powinienem powiedzieć. Nie składa pustych obietnic, ale podejmuje zobowiązania w takiej mierze, w jakiej może je spełnić.

Osoba umiarkowana potrafi dobrze ważyć i dozować słowa. Myśli o tym, co mówi. Nie pozwala, aby chwila wzburzenia zrujnowała relacje i przyjaźnie, które można odbudować jedynie z trudem. Zwłaszcza w życiu rodzinnym, gdzie zahamowania są obniżone, wszystkim nam grozi niepohamowanie napięć, irytacji, wściekłości. Jest czas na rozmowę i czas na milczenie, ale oba wymagają właściwej miary. Dotyczy to wielu rzeczy, na przykład przebywania z innymi i bycia samemu.

Nie jest prawdą, że wstrzemięźliwość czyni człowieka bezbarwnym i pozbawionym radości. Wręcz przeciwnie, pozwala lepiej cieszyć się dobrami życia: przebywania razem przy stole, czułością pewnych przyjaźni, zaufaniem mądrych ludzi, zachwytem nad pięknem stworzenia. Szczęście w umiarkowaniu to radość, która rozkwita w sercu tych, którzy rozpoznają i doceniają to, co w życiu liczy się najbardziej.

(Audiencja generalna)

Siejcie nadzieję i budujcie pokój

Każdego roku Światowy Dzień Modlitw o Powołania zachęca nas do rozważenia cennego daru powołania, jakie Pan kieruje do każdego z nas, swojego wiernego ludu w drodze, abyśmy mogli uczestniczyć w Jego planie miłości i ucieleśniać piękno Ewangelii w różnych stanach życia. Słuchanie Bożego powołania, które nie jest zewnętrznie narzuconym obowiązkiem, np. w imię religijnego ideału, jest natomiast najpewniejszym sposobem, w jaki możemy umacniać pragnienie szczęścia, które w sobie nosimy: nasze życie urzeczywistnia się i spełnia, gdy odkrywamy, kim jesteśmy, jakie są nasze cechy, w jakiej dziedzinie możemy je dobrze wykorzystać, jaką drogę możemy obrać, aby stać się znakiem i narzędziem miłości, akceptacji, piękna i pokoju w sytuacjach, w których żyjemy.

Ludziom młodym, zwłaszcza tym, którzy czują się oddaleni lub nie ufają Kościołowi, chciałbym powiedzieć: dajcie się zafascynować Jezusowi, kierujcie do Niego wasze ważne pytania poprzez karty Ewangelii, pozwólcie się zaniepokoić Jego obecnością, która zawsze wprowadza nas w zbawienny w kryzys. On szanuje naszą wolność bardziej niż ktokolwiek inny, nie narzuca się, lecz proponuje siebie: pozostawcie Mu przestrzeń, a odnajdziecie swoje szczęście w pójściu za Nim a, jeśli tego od was zażąda, w całkowitym oddaniu się Jemu.

Dzień ten poświęcony jest w szczególności modlitwie, aby wyprosić u Ojca dar świętych powołań do budowania Jego Królestwa: „proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo!” (Łk 10, 2). A modlitwa – jak wiemy – bardziej polega na słuchaniu, niż na słowach kierowanych do Boga. Pan przemawia do naszego serca i chce je zastać otwartym, szczerym i hojnym. Jego Słowo stało się ciałem w Jezusie Chrystusie, który objawia i przekazuje nam całą wolę Ojca.

Co to znaczy być pielgrzymem? Ten, kto podejmuje pielgrzymkę, stara się przede wszystkim mieć jasny cel i zawsze nosi go w swoim sercu i umyśle. Jednocześnie jednak, aby osiągnąć ów cel, trzeba skoncentrować się na kroku obecnym, aby stawić mu czoła, trzeba być lekkim, pozbyć się niepotrzebnych ciężarów, nosić to, co niezbędne i zmagać się każdego dnia, aby zmęczenie, strach, niepewność i mroki nie zagradzały obranej drogi. Bycie pielgrzymem oznacza więc wyruszanie na nowo każdego dnia, rozpoczynanie zawsze od nowa, odnajdywanie entuzjazmu i siły do pokonywania kolejnych etapów drogi, które pomimo znużenia i trudności zawsze otwierają przed nami nowe horyzonty i nieznane widoki.

Mówię raz jeszcze, tak jak podczas Światowych Dni Młodzieży w Lizbonie: „Rise up! – Powstańcie!”. Obudźmy się ze snu, wyjdźmy z obojętności, otwórzmy kraty więzienia, w którym czasami się zamykaliśmy, aby każdy z nas mógł odkryć swoje powołanie w Kościele i w świecie, i stać się pielgrzymem nadziei i budowniczym pokoju! Bądźmy pasjonatami życia i zaangażujmy się w pełną miłości troskę o tych, którzy nas otaczają i o środowisko, w którym żyjemy. Powtarzam: miejmy odwagę zaangażować się!

Powstańmy zatem i wyruszmy jako pielgrzymi nadziei, abyśmy, podobnie jak Maryja ze świętą Elżbietą, mogli nieść orędzie radości, rodzić nowe życie i być budowniczymi braterstwa i pokoju.

(Orędzie na 61. Światowy Dzień Modlitw o Powołania)

Bycie pasterzem, zwłaszcza w czasach Chrystusa, nie było jedynie zawodem, lecz całym życiem – nie chodziło o pracę tymczasową, lecz o dzielenie całego dnia, a nawet nocy, z owcami, o życie – że tak powiem – w symbiozie z nimi. Jezus wyjaśnia, że nie jest najemnikiem, któremu nie zależy na owcach (por. w. 13), ale tym, który je zna (por. w. 14). On zna owce. Tak właśnie jest – On, Pan pasterz nas wszystkich nas zna, każdego z nas, wzywa nas po imieniu, a kiedy zbłądzimy, szuka nas, aż nas znajdzie (por. Łk 15, 4—5). Co więcej, Jezus jest nie tylko dobrym pasterzem, który dzieli życie owczarni. Jezus jest Dobrym Pasterzem, który ofiarował za nas życie i po zmartwychwstaniu dał nam swojego Ducha.

Jakże wiele osób dzisiaj uważa się za nieprzystosowane, a nawet złe! Jak często myślimy, że nasza wartość zależy od celów, jakie udaje się nam osiągnąć, od naszego sukcesu w oczach świata, od osądów innych! Jakże często odrzucamy siebie z powodu błahostek! Dzisiaj Jezus mówi nam, że jesteśmy dla Niego bardzo wiele warci, i to zawsze. Zatem pierwszą rzeczą, jaką musimy uczynić, aby odnaleźć siebie, jest stanięcie w Jego obecności, pozwolenie, by nas powitały i podniosły miłujące ramiona naszego Dobrego Pasterza.

Zadajmy sobie więc pytanie: czy każdego dnia potrafię znaleźć chwilę, by przyjąć pewność, która nadaje wartość mojemu życiu? Czy potrafię znaleźć chwilę na modlitwę, adorację, uwielbienie, przebywanie w obecności Chrystusa i pozwolenia Mu, by mnie czule objął? Bracie, siostro, Dobry Pasterz nam mówi, że jeśli to uczynisz, odkryjesz na nowo tajemnicę życia: przypomnisz sobie, że On oddał życie za ciebie, za mnie, za nas wszystkich. I że wszyscy jesteśmy dla Niego ważni, każdy z nas i wszyscy.

(Rozważanie przed modlitwą „Regina Caeli”)

Wiara, nadzieja i miłość

Już przed Chrystusem głoszono uczciwość jako obowiązek obywatelski, mądrość jako zasadę działania, odwagę jako podstawowy składnik życia, które zmierza do dobra, umiar jako konieczny środek, żeby nie być przytłoczonym nadmiarem. To starożytne dziedzictwo, dziedzictwo ludzkości, nie zostało zastąpione przez chrześcijaństwo, lecz dobrze uwydatnione, dowartościowane, oczyszczone i zintegrowane w wierze.

W sercu każdego mężczyzny i każdej kobiety jest więc zdolność dążenia do dobra. Duch Święty został dany, ażeby ten, kto Go przyjmuje, mógł jasno odróżniać dobro od zła, miał siłę, by trzymać się dobra i wystrzegać się zła, i dzięki temu w pełni się zrealizować.

A na drodze, którą wszyscy podążamy ku pełni życia, będącej częścią przeznaczenia każdego człowieka – przeznaczeniem każdego człowieka jest pełnia, bycie pełnym życia – chrześcijanin otrzymuje szczególną pomoc Ducha Świętego, Ducha Jezusa. Urzeczywistnia się ona poprzez dar trzech innych cnót, typowo chrześcijańskich, które w pismach Nowego Testamentu często są wymieniane łącznie. Te zasadnicze postawy, cechujące życie chrześcijanina, to trzy cnoty, które teraz wymienimy razem: wiara, nadzieja i miłość.

Dobro jest nie tylko celem, ale także stylem. Dobro potrzebuje wielkiego taktu, wiele życzliwości. Dobro wymaga przede wszystkim ogołocenia się z tej czasami zbyt zawadzającej obecności, jaką jest nasze „ja”. Kiedy nasze „ja” jest w centrum wszystkiego, to wszystko się psuje. Jeżeli każde działanie, jakie podejmujemy w życiu, wykonujemy tylko dla siebie, to czy rzeczywiście ta motywacja jest tak ważna? Nędzne „ja” zapanowuje nad wszystkim, i w ten sposób rodzi się duma.

Cnoty teologalne są bardzo pomocne, w naprawianiu tych wszystkich sytuacji, które czasami stają się przykre. Przede wszystkim są pomocne w chwilach upadku, bowiem również osoby, mające dobre postanowienia moralne, czasami upadają. Wszyscy upadamy w życiu, bo wszyscy jesteśmy grzeszni. Podobnie jak i ci, którzy codziennie ćwiczą się w cnocie, czasami popełniają błędy – wszyscy popełniamy błędy w życiu – umysł nie zawsze jest jasny, wola nie zawsze jest stanowcza, nie zawsze panuje się nad namiętnościami, nie zawsze odwaga dominuje nad lękiem. Ale jeśli otwieramy serca na Ducha Świętego – wewnętrznego Nauczyciela – On ożywia w nas cnoty teologalne; a zatem, jeżeli straciliśmy ufność, Bóg na nowo otwiera nas na wiarę – dzięki mocy Ducha, jeżeli straciliśmy ufność, Bóg na nowo otwiera nas na wiarę; jeśli upadamy na duchu, Bóg rozbudza w nas nadzieję; a jeśli nasze serce stało się zatwardziałe, Bóg je uwrażliwia przez swoją miłość.

(Audiencja generalna)

Wypraszajmy wstawiennictwo Maryi Dziewicy w związku z licznymi sytuacjami cierpienia na świecie.

Mam na myśli Haiti, gdzie obowiązuje stan wyjątkowy, a ludność jest zdesperowana z powodu zapaści systemu opieki zdrowotnej, niedostatku żywności oraz przemocy, co zmusza do ucieczki.

Zawierzmy Panu prace i decyzje nowej Tymczasowej Rady Prezydenckiej, która objęła urząd w ubiegły czwartek w Port-au-Prince, ażeby przy odnowionym wsparciu wspólnoty międzynarodowej poprowadziła kraj do osiągnięcia pokoju i stabilności, których tak bardzo potrzebuje.

Myślę o udręczonej Ukrainie, Palestynie i o Izraelu, o Rohindżach i wielu społecznościach, które cierpią z powodu wojen i przemocy.

Oby Bóg pokoju oświecił serca, ażeby we wszystkich wzrastała wola dialogu i pojednania.

(Rozważanie przed modlitwą „Regina Caeli”)