Poniżej zamieszczamy homilię Papieża Franciszka, wygłoszoną podczas Mszy św., którą odprawił w sobotę 6 stycznia w uroczystość Objawienia Pańskiego w Bazylice Świętego Piotra.
Mędrcy wyruszają na poszukiwanie Króla, który się narodził. Reprezentują oni ludy, które wędrują w poszukiwaniu Boga, cudzoziemców, którzy są teraz prowadzeni na górę Pana (por. Iz 56, 6-7), dalekich, którzy mogą teraz usłyszeć głoszenie zbawienia (por. Iz 33, 13), wszystkich zagubionych, którzy słyszą wołanie przyjaznego głosu. Teraz bowiem, w ciele Dzieciątka z Betlejem, chwała Pańska została objawiona wszystkim ludom (por. Iz 40, 5) i «wszyscy ludzie ujrzą zbawienie Boże» (Łk 3, 6). Jest to pielgrzymka ludzkości, każdego z nas, od oddalenia do bliskości.
Mędrcy mają oczy skierowane ku niebu, ale stopy kroczące po ziemi i serca uniżone w adoracji. Powtarzam: oczy skierowane ku niebu, stopy kroczące po ziemi, serca uniżone w adoracji.
Po pierwsze, Mędrcy mają oczy skierowane ku niebu. Jest w nich tęsknota za nieskończonością, a ich wzrok przyciągają gwiazdy niebieskie. Nie wpatrują się w palce swoich stóp, skoncentrowani na sobie, jako więźniowie perspektywy doczesnej, poddając się rezygnacji i narzekając. Podnoszą głowy i czekają na światło, które rozjaśniłoby sens ich życia, na zbawienie przychodzące z wysoka. Zatem widzą wschodzącą gwiazdę, jaśniejszą niż wszystkie inne, która ich przyciąga i sprawia, że wyruszają w drogę. To klucz, który otwiera prawdziwy sens naszego istnienia: jeśli żyjemy zamknięci w ciasnych granicach spraw doczesnych, jeśli maszerujemy z opuszczoną głową, pozostając zakładnikami naszych porażek i żalów, jeśli łakniemy światowych dóbr i pociech — które dziś są, a jutro już ich nie będzie — zamiast być poszukiwaczami światła i miłości, nasze życie gaśnie. Mędrcy, którzy również są cudzoziemcami i jeszcze nie spotkali Jezusa, uczą nas patrzenia w górę, skierowania wzroku ku niebu, wznoszenia oczu ku górom, skąd nadejdzie dla nas pomoc, ponieważ nasza pomoc pochodzi od Pana (por. Ps 121, 1-2).
Bracia i siostry, wznieśmy nasze oczy ku niebu! Musimy wznieść nasz wzrok ku górze, aby nauczyć się patrzeć na rzeczywistość z wysoka. Potrzebujemy tego na drodze życia, aby towarzyszyła nam przyjaźń z Panem, Jego miłość, która nas podtrzymuje, światło Jego Słowa, które prowadzi nas jak gwiazda w nocy. Potrzebujemy tego na drodze wiary, aby nie sprowadzała się ona do zbioru praktyk religijnych lub szaty zewnętrznej, ale stała się ogniem, który w nas płonie i sprawia, że stajemy się gorliwymi poszukiwaczami oblicza Pana i świadkami Jego Ewangelii. Potrzebujemy tego w Kościele, gdzie zamiast wprowadzać podziały ze względu na nasze idee, jesteśmy wezwani do ponownego postawienia Boga w centrum. Potrzebujemy go, aby porzucić kościelne ideologie, aby odkryć znaczenie Świętej Matki Kościoła, kościelny habitus. Ideologie kościelne — nie; powołanie kościelne — tak. Pan, a nie nasze idee czy nasze projekty, musi znajdować się w centrum. Zacznijmy na nowo od Boga, szukajmy w Nim odwagi, by nie zatrzymywać się w obliczu trudności, szukajmy siły do pokonywania przeszkód, szukajmy radości życia w komunii i zgodzie.
Mędrcy nie tylko wpatrują się w gwiazdę, w to, co na wysokościach, ale mają również stopy kroczące po ziemi. Wyruszają do Jerozolimy i pytają: «Gdzie jest nowo narodzony Król żydowski? Ujrzeliśmy bowiem Jego gwiazdę na Wschodzie i przybyliśmy oddać Mu pokłon» (Mt 2, 2). Tylko jedno: stopy połączone z kontemplacją. Gwiazda świecąca na niebie posyła ich, by przemierzali ziemskie drogi; wznosząc głowy ku górze, są zmuszeni, by zejść na dół; szukając Boga, są posłani, aby znaleźć Go w człowieku, w Dzieciątku leżącym w żłobie, ponieważ Bóg, który jest nieskończenie wielki, objawił się w tym maleństwie, nieskończenie małym. Potrzeba mądrości, potrzeba pomocy Ducha Świętego, aby zrozumieć wielkość i małość w objawieniu się Boga.
Bracia i siostry, stopy kroczące po ziemi! Dar wiary nie jest nam dany po to, abyśmy stali i wpatrywali się w niebo (por. Dz 1, 11), ale abyśmy szli drogami świata jako świadkowie Ewangelii. Światło, które oświeca nasze życie, Pan Jezus, nie jest nam dane tylko po to, abyśmy byli pocieszani w naszych nocach, ale aby pozwolić promieniom światła przebić się przez gęste ciemności, które spowijają wiele sytuacji społecznych. Nie znajdziemy Boga, który przychodzi, aby nas nawiedzić, jeśli zatrzymamy się na jakiejś pięknej teorii religijnej, ale tylko wtedy, gdy wyruszymy w drogę, szukając znaków Jego obecności w codziennej rzeczywistości, a przede wszystkim spotykając i dotykając ciała naszych braci. Kontemplowanie Boga jest piękne, ale jest owocne tylko wtedy, gdy podejmujemy ryzyko, ryzyko służby, aby nieść Boga. Mędrcy szukają Boga, wielkiego Boga, a znajdują Dzieciątko. To ważne: spotkać Boga w ciele i krwi, w twarzach tych, którzy mijają nas każdego dnia, zwłaszcza tych najuboższych. Mędrcy bowiem uczą nas, że spotkanie z Bogiem zawsze otwiera nas na większą nadzieję, która sprawia, że zmieniamy styl życia i przemieniamy świat. Benedykt xvi wskazuje: «Jeśli brak prawdziwej nadziei, szczęścia poszukuje się w upojeniu, zbytkach, nadużyciach, niszcząc samych siebie i świat. (...) Dlatego potrzeba ludzi o wielkiej nadziei, a tym samym wielkiej odwadze. Odwadze Mędrców, którzy wyruszyli w długą podróż za gwiazdą oraz potrafili uklęknąć przed Dzieckiem i złożyć Mu cenne dary» (Homilia podczas Mszy św. w uroczystość Objawienia Pańskiego, 6 stycznia 2008 r., w: «L’Osservatore Romano», wyd. polskie, n. 2/2008, s. 31 ).
Wreszcie pomyślmy również o tym, że Mędrcy mają serca uniżone w adoracji. Spoglądają na gwiazdę na niebie, ale nie szukają schronienia w pobożności oderwanej od ziemi. Wyruszają w drogę, ale nie wędrują jak turyści bez celu. Przybyli do Betlejem, a gdy ujrzeli Dziecię, «padli na twarz i oddali Mu pokłon» (Mt 2, 11). Następnie otworzyli swoje skrzynie i ofiarowali Mu złoto, kadzidło i mirrę. «Tymi mistycznymi darami oznajmiają, kim jest Ten, którego adorują: złotem oznajmiają, że jest Królem, kadzidłem, że jest Bogiem, mirrą, że jest śmiertelny» (św. Grzegorz Wielki, Homilia x na Epifanię, 6). Królem, który przyszedł, aby nam służyć, Bogiem, który stał się człowiekiem. W obliczu tej tajemnicy jesteśmy wezwani do uniżenia naszych serc i zgięcia kolan, aby adorować: adorować Boga, który przychodzi w małości, który mieszka w zwyczajności naszych domów, który umiera z miłości. Boga, który «objawił się (...) w wąskim żłobie; choć Imię Jego wypisane jest na szerokim niebie srebrnymi gwiazdami. Słaby w ciele niemowlęcia, zawinięty w pieluszki, był przedmiotem czci Mędrców, a bali się Go źli» (św. Augustyn, Mowy, 200). Bracia i siostry, zatraciliśmy zwyczaj adoracji, zatraciliśmy tę zdolność, którą daje nam adoracja. Odkryjmy na nowo smak modlitwy adoracji. Uznajmy Jezusa za naszego Boga, za naszego Pana, i adorujmy. Dzisiaj Mędrcy zapraszają nas do adoracji. Dziś brakuje nam adoracji.
Bracia i siostry, podobnie jak Mędrcy, wznieśmy nasze oczy ku niebu, wyruszmy w drogę na poszukiwanie Pana, uniżmy serce w adoracji. Wpatrując się w niebo, wyruszając w drogę i adorując. I prośmy o łaskę, abyśmy nigdy nie tracili odwagi — odwagi bycia poszukiwaczami Boga, ludźmi nadziei, nieustraszonymi marzycielami, którzy wpatrują się w niebo, odwagi wytrwałości w przemierzaniu dróg tego świata, w trudzie prawdziwej wędrówki, i odwagi adorowania, odwagi wpatrywania się w Pana, który oświeca każdego człowieka. Niech Pan obdarzy nas tą łaską, przede wszystkim łaską umiejętności adorowania.