· Watykan ·

Orędzie na 32. Światowy Dzień Chorego

Leczyć chorego poprzez leczenie relacji

 Leczyć chorego poprzez leczenie relacji  POL-001
30 stycznia 2024

 

«Nie jest dobrze, by człowiek był sam» (Rdz 2, 18). Od początku Bóg, który jest miłością, stworzył człowieka do komunii, wpisując w jego istotę wymiar relacji. W ten sposób nasze życie, ukształtowane na obraz Trójcy Świętej, jest powołane do pełnego realizowania się w dynamice relacji, przyjaźni i wzajemnej miłości. Jesteśmy stworzeni do bycia razem, a nie samotnie. I właśnie dlatego, że ów projekt komunii jest tak głęboko wpisany w ludzkie serce, doświadczenie opuszczenia i samotności przeraża nas i jest dla nas bolesne, a nawet nieludzkie. Staje się ono jeszcze bardziej dotkliwe w czasie słabości, niepewności i poczucia braku bezpieczeństwa, często spowodowanych wystąpieniem jakiejś poważnej choroby.

Myślę na przykład o osobach, które były przerażająco samotne podczas pandemii Covid-19 — pacjentach, którzy nie mogli przyjmować odwiedzających, ale także o pielęgniarzach i pielęgniarkach, lekarzach oraz o personelu pomocniczym, wszystkich przeciążonych pracą i odizolowanych na oddziałach zamkniętych. I oczywiście nie zapominajmy o tych, którzy musieli samotnie stawić czoła godzinie śmierci, pod opieką personelu medycznego, ale z dala od swoich rodzin.

Jednocześnie ze smutkiem łączę się w cierpieniu i samotności z tymi, którzy z powodu wojny i jej tragicznych następstw znajdują się bez wsparcia i pomocy — wojna jest najstraszniejszą z chorób społecznych, a osoby najsłabsze płacą za nią najwyższą cenę.

Trzeba jednak podkreślić, że nawet w krajach, które cieszą się pokojem i większymi zasobami, czas starości i choroby jest często przeżywany w samotności, a niekiedy wręcz w opuszczeniu. Ta smutna sytuacja jest przede wszystkim konsekwencją kultury indywidualizmu, która wychwala wydajność za wszelką cenę i kultywuje mit efektywności, a staje się obojętna, a nawet bezlitosna, gdy ludzie nie mają już sił, by dotrzymać kroku. Staje się wtedy kulturą odrzucania, w której «ludzie nie są już postrzegani jako podstawowa wartość, którą należy szanować i chronić, szczególnie jeśli są ubodzy lub niepełnosprawni, jeśli 'nie są jeszcze potrzebni' — jak dzieci nienarodzone — lub 'nie są już potrzebni' — jak osoby starsze» (enc. Fratelli tutti, 18). Niestety, logika ta przenika również niektóre wybory polityczne, które nie potrafią umieścić w centrum godności osoby ludzkiej i jej potrzeb oraz nie zawsze sprzyjają strategiom i zasobom niezbędnym do zapewnienia każdej istocie ludzkiej podstawowego prawa do zdrowia i dostępu do leczenia. Jednocześnie opuszczenie osób słabych i ich samotność są potęgowane także przez ograniczenie opieki wyłącznie do usług zdrowotnych, bez mądrego wspierania ich przez «przymierze terapeutyczne» między lekarzem, pacjentem i członkiem rodziny.

Warto, abyśmy raz jeszcze posłuchali tego biblijnego słowa: nie jest dobrze, by człowiek był sam! Bóg wypowiada je na początku stworzenia i w ten sposób ujawnia nam głęboki sens swojego planu dla ludzkości, a zarazem ukazuje śmiertelną ranę grzechu, który się wkrada, rodząc podejrzenia, pęknięcia, podziały, a zatem izolację. Grzech rani człowieka we wszystkich jego relacjach — z Bogiem, z samym sobą, z innymi, ze stworzeniem. Ta izolacja sprawia, że zatracamy sens istnienia, odbiera nam radość miłości i sprawia, że doświadczamy przytłaczającego poczucia samotności na wszystkich kluczowych etapach życia.

Bracia i siostry, pierwszą formą opieki, jakiej potrzebujemy w chorobie, jest bliskość, pełna współczucia i czułości. Dlatego opieka nad chorym oznacza przede wszystkim zatroszczenie się o jego relacje, wszystkie jego relacje: z Bogiem, z innymi ludźmi — rodziną, przyjaciółmi, pracownikami służby zdrowia — ze stworzeniem, z samym sobą. Czy jest to możliwe? Tak, jest to możliwe, i wszyscy jesteśmy wezwani do dokładania starań, aby tak się stało. Spójrzmy na obraz Miłosiernego Samarytanina (por. Łk 10, 25-37), na jego zdolność do zwolnienia kroku i stania się bliźnim, na czułość, z jaką koi rany cierpiącego brata.

Pamiętajmy o tej centralnej prawdzie naszego życia: przyszliśmy na świat, ponieważ ktoś nas przyjął, jesteśmy stworzeni do miłości, jesteśmy powołani do komunii i braterstwa. Ten wymiar naszego jestestwa podtrzymuje nas szczególnie w okresach choroby i słabości i jest pierwszą terapią, którą musimy wszyscy razem stosować, aby leczyć choroby społeczeństwa, w którym żyjemy.

Wam, którzy doświadczacie choroby, czy to przejściowej, czy przewlekłej, chciałbym powiedzieć: nie wstydźcie się swojego pragnienia bliskości i czułości! Nie ukrywajcie go i nigdy nie myślcie, że jesteście ciężarem dla innych. Sytuacja osób chorych zachęca wszystkich do zwolnienia nadmiernego tempa, w którym jesteśmy pogrążeni, i do odnalezienia siebie.

W tym okresie epokowych zmian, w którym żyjemy, szczególnie my, chrześcijanie, jesteśmy wezwani do przyjęcia współczującego spojrzenia Jezusa. Troszczmy się o tych, którzy cierpią i są samotni, być może zepchnięci na margines i odrzuceni. Z wzajemną miłością, którą Chrystus Pan daje nam w modlitwie, a zwłaszcza w Eucharystii, leczmy rany samotności i izolacji. I w ten sposób współpracujmy, aby przeciwdziałać kulturze indywidualizmu, obojętności, odrzucania oraz rozwijać kulturę czułości i współczucia.

Chorzy, słabi, ubodzy są w sercu Kościoła i muszą być także w centrum naszej ludzkiej uwagi oraz duszpasterskiej troski. Nie zapominajmy o tym! Powierzmy się Najświętszej Maryi Pannie, Uzdrowieniu Chorych, aby wstawiała się za nami i pomagała nam być twórcami bliskości i relacji braterskich.

Rzym, u św. Jana na Lateranie, 10 stycznia 2024 r.

Franciszek