· Watykan ·

18 października

Św. Karol de Foucauld — bijące serce miłosierdzia w ukrytym życiu

 Św. Karol de Foucauld — bijące serce miłosierdzia w ukrytym życiu  POL-011
22 listopada 2023

Drodzy Bracia i Siostry, dzień dobry!

Kontynuujemy nasze spotkania z niektórymi chrześcijańskimi świadkami, pełnymi zapału w głoszeniu Ewangelii. Gorliwość apostolska, gorliwość w głoszeniu — przyglądamy się niektórym chrześcijanom, którzy byli przykładami tej gorliwości apostolskiej. Dzisiaj chciałbym wam opowiedzieć o człowieku, dla którego Jezus i najubożsi bracia stali się pasją życia. Mam na myśli św. Karola de Foucauld, który «wychodząc z intensywnego doświadczenia Boga, przebył drogę przemiany, tak iż poczuł się bratem wszystkich» (por. enc. Fratelli tutti, 286).

A co było «sekretem» Karola de Foucauld, jego życia? Przeżywszy młodość z dala od Boga, nie wierząc w nic poza bezładną pogonią za przyjemnościami, zwierza się z tego niewierzącemu przyjacielowi, któremu po nawróceniu się i przyjęciu łaski Bożego przebaczenia w spowiedzi wyjawia rację swojego istnienia. Pisze: «Straciłem serce dla Jezusa z Nazaretu» (1). Brat Karol przypomina nam w ten sposób, że pierwszym krokiem w ewangelizacji jest przyjęcie Jezusa do serca, «stracenie głowy» dla Niego. Jeśli tak się nie dzieje, trudno jest nam pokazywać Go naszym życiem. Grozi nam natomiast, że będziemy mówili o sobie, o naszej grupie, do której należymy, o moralności lub, co gorsza, o zbiorze zasad, ale nie o Jezusie, Jego miłości, Jego miłosierdziu. Widzę to w niektórych nowych ruchach, które powstają — mówią o swojej wizji człowieczeństwa, mówią o swojej duchowości i czują się nową drogą... Ale dlaczego nie mówicie o Jezusie? Mówią o wielu rzeczach, o organizacji, o duchowej drodze, ale nie potrafią mówić o Jezusie. Sądzę, że dobrze byłoby, aby każdy z nas dzisiaj zadał sobie pytanie: Czy w centrum mojego serca jest Jezus? Czy choć trochę straciłem głowę dla Jezusa?

Tak było w przypadku Karola, do tego stopnia, że przeszedł on od zafascynowania Jezusem do naśladowania Jezusa. Za radą swojego spowiednika udał się do Ziemi Świętej, aby odwiedzić miejsca, w których żył Pan, i aby chodzić tam, gdzie chodził Nauczyciel. Zwłaszcza w Nazarecie uświadamia sobie, że musi się ukształtować w szkole Chrystusa. Doświadcza intensywnej relacji z Panem, spędza długie godziny na czytaniu Ewangelii i czuje się Jego młodszym bratem. A gdy poznaje Jezusa, rodzi się w nim pragnienie, aby dać Go poznać innym. Zawsze tak się dzieje: kiedy każdy z nas poznaje lepiej Jezusa, rodzi się pragnienie, aby umożliwić poznanie Go innym, pragnienie dzielenia się tym skarbem. W komentarzu do opisu nawiedzenia św. Elżbiety przez Matkę Bożą, wkłada on w usta Jezusa słowa: «Dałem siebie światu... nieście Mnie do świata». Tak, ale jak to robić? Jak Maryja w tajemnicy nawiedzenia: «w milczeniu, przykładem, życiem» (2). Życiem, ponieważ «cała nasza egzystencja — pisze brat Karol — powinna wykrzykiwać Ewangelię» (3). A często nasza egzystencja wykrzykuje światowość, wykrzykuje wiele głupich, dziwnych rzeczy. On natomiast mówi: «Nie, cała nasza egzystencja musi wykrzykiwać Ewangelię».

Postanawia on więc osiedlić się w dalekich regionach, aby wykrzykiwać Ewangelię w milczeniu, żyjąc w duchu Nazaretu, w ubóstwie i ukryciu. Udaje się na pustynię, Saharę, między niechrześcijan, a przybywa tam jako przyjaciel i brat, przyniosąc łagodność Jezusa Eucharystycznego. Karol pozwala, aby to Jezus działał cicho, przekonany, że «życie eucharystyczne» ewangelizuje. Wierzy bowiem, że Chrystus jest pierwszym ewangelizatorem. Trwa więc na modlitwie u stóp Jezusa, przed tabernakulum, około dziesięciu godzin dziennie, pewny, że w tym tkwi siła ewangelizacyjna, i z poczuciem, że to Jezus zbliża go do tak wielu oddalonych braci. Zastanawiam się, czy my wierzymy w moc Eucharystii? Czy nasze wychodzenie ku innym, nasza służba znajdują tam, w adoracji, swój początek i spełnienie? Jestem przekonany, że zatraciliśmy zmysł adoracji. Musimy go odzyskać, zaczynając od nas, osób konsekrowanych, biskupów, kapłanów, sióstr zakonnych i wszystkich konsekrowanych. «Traćmy» czas przed tabernakulum, odzyskajmy zmysł adoracji.

Karol de Foucauld napisał: «Każdy chrześcijanin jest apostołem» (4); jednemu z przyjaciół przypominał, że «blisko kapłanów potrzebni są świeccy, którzy widzą to, czego kapłan nie widzi, którzy ewangelizują przez bliskość miłości, życzliwość dla wszystkich, miłość zawsze gotową do dawania siebie» (5). Świeccy święci, a nie karierowicze. I ci świeccy, ten świecki, ta świecka, którzy są zakochani w Jezusie, pozwalają zrozumieć księdzu, że nie jest urzędnikiem, że jest pośrednikiem, kapłanem. Jakże bardzo potrzebujemy, my kapłani, aby byli przy nas świeccy, którzy wierzą naprawdę i przez swoje świadectwo wskazują nam drogę. Karol de Foucauld dzięki temu doświadczeniu wyprzedza czasy Soboru Watykańskiego ii , intuicyjnie pojmuje znaczenie świeckich i rozumie, że w głoszenie Ewangelii powinien być zaangażowany cały lud Boży. Ale jak możemy zwiększyć to uczestnictwo? Tak jak czynił to Karol de Foucauld: padając na kolana i przyjmując działanie Ducha Świętego, który zawsze wzbudza nowe sposoby, żeby zaangażować, spotykać, wysłuchiwać i prowadzić dialog, zawsze we współpracy i zaufaniu, zawsze w komunii z Kościołem i pasterzami.

Św. Karol de Foucauld, postać, która jest proroctwem dla naszych czasów, dawał świadectwo piękna przekazywania Ewangelii przez apostolat łagodności — on, który czuł się «bratem wszystkich» i przyjmował wszystkich, ukazuje nam ewangelizującą moc łagodności, czułości. Nie zapominajmy, że styl Boga zawiera się w trzech słowach: bliskość, współczucie i czułość. Bóg jest zawsze bliski, zawsze jest współczujący, zawsze jest czuły. I świadectwo chrześcijańskie powinno iść tą drogą: bliskości, współczucia, czułości. I on był właśnie taki — łagodny i czuły. Pragnął, aby każdy, kto go spotka, zobaczył w jego dobroci dobroć Jezusa. Mówił, że w istocie jest «sługą Tego, który jest o wiele lepszy ode mnie» (6). Życie dobrocią Jezusa prowadziło go do nawiązywania braterskich i przyjacielskich więzi z ubogimi, z Tuaregami, z tymi, którzy byli najdalej od jego mentalności. Stopniowo więzi te rodziły braterstwo, integrację, docenianie kultury innych. Dobroć jest prosta i wymaga, abyśmy byli ludźmi prostymi, którzy nie boją się obdarowywać uśmiechem. I uśmiechem, swoją prostotą brat Karol dawał świadectwo Ewangelii. Nigdy nie uprawiał prozelityzmu, nigdy — dawał świadectwo. Ewangelizuje się nie przez prozelityzm, lecz przez świadectwo, przez przyciąganie. Na koniec zapytajmy siebie, czy mamy w sobie i niesiemy innym chrześcijańską radość, chrześcijańską łagodność, chrześcijańską czułość, chrześcijańskie współczucie, chrześcijańską bliskość. Dziękuję.

Przypisy:


1. Lettres à un ami de lycée. Correspondance avec Gabriel Tourdes (1874-1915), Paris 2010, 161.

2. Crier l’Evangile, Montrouge 2004, 49.

3. M/314 w: C. de Foucauld, La bonté de Dieu. Méditations sur les Saints Evangiles (1), Montrouge 2002, 285.

4. Lettre à Joseph Hours, w: Correspondances lyonnaises (1904-1916), Paris 2005, 92.

5. Tamże, 90.

6. Carnets de Tamanrasset (1905-1916), Paris 1986, 188.

Do Polaków:


Pozdrawiam serdecznie wszystkich Polaków. W ubiegły poniedziałek wspominaliśmy 45. rocznicę wyboru Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową. Za jego pontyfikatu z wielką mocą wybrzmiało wezwanie do otwarcia drzwi Chrystusowi. Wydało to owoce zarówno w postaci osobistych nawróceń, jak i przemian społecznych w wielu krajach zamkniętych dotąd na Chrystusa. Idąc za przykładem tego świętego Papieża, kontynuujcie zainicjowane przez niego dzieło nowej ewangelizacji. Z serca wam błogosławię.

Apel


Także dzisiaj myśli kierują się ku Izraelowi i Palestynie. Liczba ofiar rośnie, a sytuacja w Gazie jest rozpaczliwa. Proszę, aby uczyniono wszystko, co możliwe, aby uniknąć katastrofy humanitarnej!

Niepokoi możliwość rozszerzenia konfliktu, podczas gdy na świecie otwartych jest już wiele frontów wojennych. Niech ucichnie broń! Niech wołanie narodów, ludzi, dzieci o pokój zostanie wysłuchane! Bracia i siostry, wojna nie rozwiązuje żadnego problemu, sieje tylko śmierć i zniszczenie, potęguje nienawiść, pomnaża zemstę. Wojna przekreśla przyszłość. Apeluję do wierzących, aby opowiedzieli się w tym konflikcie tylko po jednej stronie — stronie pokoju. Ale nie słowami, lecz modlitwą, z całkowitym poświęceniem.

Mając to na uwadze, postanowiłem ogłosić piątek 27 października dniem postu, modlitwy i pokuty; zapraszam siostry i braci z różnych wyznań chrześcijańskich, innych religii i wszystkich tych, którym leży na sercu sprawa pokoju na świecie, aby przyłączyli się do tej inicjatywy w sposób, jaki uznają za stosowny. Tego wieczoru o godz. 18 w Bazylice św. Piotra będziemy uczestniczyć w duchu pokuty w godzinie modlitwy, aby błagać o pokój w naszych czasach, o pokój na tym świecie. Proszę wszystkie Kościoły partykularne o włączenie się przez podjęcie podobnych inicjatyw, które zaangażują lud Boży.