W sobotę 14 października przed południem Papież Franciszek przyjął na audiencji w Sali Konsystorza uczestników konferencji na temat duchowości skalabryniańskiej. Poniżej zamieszczamy skierowane do nich przemówienie.
Drodzy Bracia i Siostry, witajcie!
Witam was wszystkich, cieszę się, że mogę spotkać się z wami na zakończenie konferencji poświęconej duchowości skalabryniańskiej. Rozważaliście werset z Biblii: «Przybędę, by zebrać wszystkie narody» (Iz 66, 18) — jest to temat bardzo znamienny dla waszego charyzmatu. W istocie św. Jan Chrzciciel Scalabrini, który założył wasze zgromadzenie jako misjonarzy i misjonarki dla migrantów, uczył was, byście troszcząc się o nich, uznawali siebie za braci i siostry zmierzających ku jedności, zgodnie z żarliwymi słowami modlitwy kapłańskiej Jezusa (por. J 17, 20-23).
Powiedzmy sobie jasno — migracja nie jest przyjemnym pielgrzymowaniem we wspólnocie; często jest to dramat. I tak jak każdy ma prawo do migrowania, tak tym bardziej ma prawo do tego, by móc pozostać na swojej ziemi i żyć tam pokojowo i godnie. Jednakże tragedia migracji, wymuszanych przez wojny, głód, ubóstwo i niedogodności związane ze środowiskiem naturalnym, rozgrywa się dziś na oczach wszystkich. I właśnie tu w grę wchodzi wasza duchowość: jak usposobić serce względem tych braci i sióstr? Jaką drogą duchową się wspierać?
Pomaga nam Scalabrini, właśnie postrzegając misjonarzy migrantów jako współpracowników Ducha Świętego na rzecz jedności. Jego sposób postrzegania zjawiska migracyjnego jest wizją oświeconą i oryginalną — widział je jako wezwanie do tworzenia wspólnoty w miłości. On sam opowiada, że gdy był jeszcze młodym proboszczem, znalazł się na dworcu centralnym w Mediolanie wobec tłumu włoskich migrantów, wyjeżdżających do Ameryki. Mówi, że widział «około trzystu czy czterystu osób nędznie ubranych, podzielonych na wiele grup. Na twarzach (…) pooranych przedwczesnymi zmarszczkami, które zazwyczaj odciska na nich niedostatek, widoczna była burza uczuć, jakie w tamtej chwili nurtowały w ich sercach. (…) Byli emigrantami (…) Mieli opuścić ojczyznę» (L’emigrazione italiana in America [Włoska emigracja do Ameryki], 1888). Te obrazy, niestety, są znane również nam. I ten święty, poruszony tak wielką nędzą, zrozumiał, że jest w tym znak Boga dla niego — wezwanie do otoczenia opieką materialną i duchową tych osób, aby nikt z nich, pozostawiony samemu sobie, nie zagubił się, tracąc wiarę; aby mogli dotrzeć, jak mówi prorok Izajasz, na świętą górę w Jeruzalem «z wszelkich narodów (…) jako dar dla Pana (…) na koniach, na wozach, w lektykach, na mułach i na dromaderach» (66, 20). Konie, wozy, lektyki, muły i dromadery, do których dzisiaj moglibyśmy dodać łodzie, tiry i prowizoryczne łódki; ale cel pozostaje ten sam, Jeruzalem, miasto pokoju (por. Ps 122, 3-9), Kościół, dom wszystkich narodów (por. Iz 56, 7), gdzie życie każdego jest święte i cenne. Tak, dla Scalabriniego tym Jeruzalem jest Kościół katolicki, czyli powszechny, a jest nim, gdyż jest «matką», dlatego że jest miastem otwartym dla każdego, kto szuka domu i bezpiecznej przystani.
I tu jest pierwszy apel do nas, abyśmy kształtowali serca bogate w katolickość, to znaczy pragnące powszechności i jedności, spotkania i komunii. Jest to wezwanie do szerzenia mentalności bliskości — «bliskość», to słowo-klucz, jest stylem Boga, który zawsze jest blisko — duchowości, mentalności troski i gościnności, i abyśmy przyczyniali się do wzrostu w świecie, zgodnie ze słowami św. Pawła vi , «cywilizacji miłości» (homilia podczas uroczystego obrzędu zakończenia Roku Świętego, 25 grudnia 1975 r.). Byłoby utopią twierdzenie, że to wszystko można osiągnąć jedynie dzięki siłom ludzkim. Chodzi natomiast o to, żeby współpracować z działaniem Ducha, a zatem, by działać w historii pod przewodnictwem i z energią, pochodzącą od Boga — żeby dać się zjednać Jego nieskończoną czułością, żeby odczuwać i postępować zgodnie z Jego drogami, które nie zawsze są naszymi drogami (por. Iz 55, 8), żeby Go rozpoznawać w obcym przybyszu (por. Mt 25, 35) i żeby w Nim znajdować siłę do miłowania bezinteresownie. Przybysz. Nie zapominajmy tych trzech słów ze Starego Testamentu: wdowa, sierota i przybysz. To jest ważna sprawa w Starym Testamencie — przybysz.
A oto drugi apel, jaki kieruje do nas święty biskup z Piacenzy, kiedy kładzie nacisk na konieczność, w przypadku misjonarza, utrzymywania relacji miłości z Jezusem, wcielonym Synem Boga, i pielęgnowania jej zwłaszcza poprzez Eucharystię, celebrowanie i adorowanie Eucharystii. Akcentuję to słowo: «adorowanie». Uważam, że zatraciliśmy sens adoracji. Mamy modlitwy o coś…, piękne modlitwy…, ale [ważne jest], by adorować w milczeniu. Współczesna mentalność odebrała nam trochę tego sensu adoracji. Trzeba go odzyskać, proszę, trzeba go odzyskać.
Wiemy, jak bardzo Scalabrini miłował adorację, której oddawał się także w nocy, pomimo zmęczenia jego wyczerpującym tempem pracy, i z której nie rezygnował w ciągu dnia, nawet w chwilach największej aktywności. On się nie łudził i wzywał, żeby się nie łudzić — bez modlitwy nie ma misji! Mówił: «[Nie] dajcie się zwieść pewnemu szaleńczemu, niepohamowanemu pragnieniu pomagania innym, zaniedbując samych siebie (…). Słuszne jest, żebyście się stawali wszystkim dla wszystkich; ale (…) pamiętajcie o aniołach, które po drabinie Jakubowej wstępowały do Boga i zstępowały na ziemię (…). Wy również w istocie jesteście aniołami Pana» (końcowa alokucja na synodzie diecezjalnym w Piacenzie, 4 września 1879 r.). Wstępowanie do Boga jest niezbędne, żeby potem umieć zejść na ziemię, żeby być «aniołami z nizin», blisko ostatnich — nie przypadkiem drabina Jakubowa (por. Rdz 28, 10-22) jest umieszczona właśnie w centrum biskupiego herbu Scalabriniego.
Tak więc, drogie siostry, drodzy bracia, jest to zachęta dla was, abyście odnowili wasze zaangażowanie na rzecz migrantów i abyście je zakorzeniali coraz bardziej w intensywnym życiu duchowym, za przykładem waszego założyciela. Wraz z tym jednak chciałbym wam wyrazić ogromne podziękowanie za tę wielką pracę, którą wykonujecie na całym świecie! Od czasów Buenos Aires jestem świadkiem tej pracy, a wykonujecie ją bardzo dobrze. Dzięki, wielkie dzięki! Idźcie naprzód, niech Bóg was błogosławi. I módlcie się, módlcie się także za mnie, bo ten «zawód» nie jest łatwy!