Panie Prezydencie Republiki, drodzy Bracia Biskupi, dostojni Burmistrzowie i Przedstawiciele władz, reprezentujący miasta i terytoria leżące nad Morzem Śródziemnym, wszyscy Przyjaciele!
Serdecznie was witam, wdzięczny każdemu z was za przyjęcie zaproszenia kard. Aveline’a do udziału w tych spotkaniach. Dziękuję za waszą pracę i za cenne refleksje, którymi się podzieliliście. Po Bari i Florencji postępuje podążanie w służbie narodów śródziemnomorskich — także tutaj zwierzchnicy kościelni i cywilni są razem nie po to, by zajmować się wzajemnymi interesami, ale kierują się pragnieniem troski o człowieka; dziękuję, że czynicie to razem z młodymi ludźmi, będącymi teraźniejszością i przyszłością Kościoła i społeczeństwa.
Marsylia jest miastem bardzo starym. Została założona przez greckich żeglarzy z Azji Mniejszej; mit wiąże ją z historią miłości żeglarza emigranta i miejscowej księżniczki. Od samego początku ma ona złożony i kosmopolityczny charakter — przyjmuje bogactwa morza i daje ojczyznę tym, którzy już jej nie mają. Marsylia mówi nam, że pomimo trudności współistnienie jest możliwe i jest źródłem radości. Na mapie, między Niceą a Montpellier, zdaje się niemal kreślić uśmiech. Lubię o niej myśleć w ten sposób: Marsylia jest «uśmiechem Morza Śródziemnego». Chciałbym zatem podzielić się z wami kilkoma przemyśleniami na temat trzech rzeczywistości, które charakteryzują Marsylię: morza, portu i latarni morskiej. To trzy symbole.
1. Morze. Przypływ ludów uczynił z tego miasta mozaikę nadziei, z jego wielką tradycją wieloetniczną i wielokulturową, reprezentowaną przez ponad 60 konsulatów obecnych na jego terytorium. Marsylia jest miastem zarówno mnogim, jak i jedynym, ponieważ to właśnie jego mnogość, będąca wynikiem spotkania ze światem, czyni jego historię wyjątkową. Często słyszymy dziś, że historia śródziemnomorska jest rzekomo splotem konfliktów między różnymi cywilizacjami, religiami i wizjami. Nie lekceważymy problemów — nie brak ich! — ale nie dajmy się zwieść: wymiany, które następowały między narodami, uczyniły z Morza Śródziemnego kolebkę cywilizacji, morze pełne skarbów, tak iż, jak napisał wielki francuski historyk, nie jest to «jeden pejzaż, ale niezliczone pejzaże. Nie jedno morze, lecz szereg mórz»; «od tysiącleci wszystko do niego wpływało, gmatwając i ubogacając jego historię» (F. Braudel, La Méditerranée, Paris 1985, 16). Mare nostrum [Nasze morze] jest przestrzenią spotkania: religii abrahamowych; myśli greckiej, łacińskiej i arabskiej; nauki, filozofii i prawa oraz wielu innych rzeczywistości. Przekazało światu wzniosłą wartość istoty ludzkiej, obdarzonej wolnością, otwartej na prawdę i potrzebującej zbawienia, która postrzega świat jako cud do odkrycia i ogród do zamieszkiwania, w znaku Boga, który zawiera przymierza z ludźmi.
Wybitny burmistrz odczytywał Morze Śródziemne nie jako kwestię konfliktową, lecz pokojową odpowiedź, wręcz «początek i fundament pokoju między wszystkimi narodami świata» (G. La Pira, Parole a conclusione del primo Colloquio Mediterraneo, [Słowa na zakończenie pierwszej Konferencji Śródziemnomorskiej] 6 października 1958 r.). Powiedział w istocie: «Odpowiedź (...) jest możliwa, jeśli weźmiemy pod uwagę wspólne historyczne i, że tak powiem, stałe powołanie, które Opatrzność powierzyła w przeszłości, powierza w teraźniejszości i, w pewnym sensie, powierzy w przyszłości ludom i narodom, które żyją na brzegach tego tajemniczego powiększonego Jeziora Tyberiadzkiego, jakim jest Morze Śródziemne» (Discorso di apertura del i Colloquio Mediterraneo [Przemówienie na otwarcie Pierwszej Konferencji Śródziemnomorskiej], 3 października 1958 r.). Jezioro Tyberiadzkie, czyli Morze Galilejskie, to znaczy miejsce, w którym w czasach Chrystusa skupiały się liczne i różnorodne ludy, kulty i tradycje. To właśnie tam, w «Galilei pogan» (por. Mt 4, 15), przez którą przebiega Droga morska, toczyła się większa część publicznego życia Jezusa. Wielopostaciowy i pod różnymi względami niestabilny kontekst był miejscem powszechnego głoszenia Błogosławieństw w imię Boga, Ojca wszystkich, który «sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych» (Mt 5, 45). Była to również zachęta do poszerzania granic serca, przezwyciężania barier etnicznych i kulturowych. Oto zatem odpowiedź, która pochodzi od Morza Śródziemnego — to odwieczne Morze Galilejskie zachęca do przeciwstawiania dzielącym konfliktom «współistnienia różnic» (T. Bello, Benedette inquietudini, Milano 2001, 73). Mare nostrum, na skrzyżowaniu szlaków między Północą a Południem, Wschodem a Zachodem skupia wyzwania całego świata, o czym świadczy jego «pięć wybrzeży», które były przedmiotem waszych refleksji: Afryka Północna, Bliski Wschód, Morze Czarne i Egejskie, Bałkany i Europa łacińska. Jest to przyczółek wyzwań, które dotyczą wszystkich — pomyślmy o wyzwaniu klimatycznym, a Morze Śródziemne stanowi hotspot, gdzie zmiany są szybciej odczuwane; jak ważne jest zachowanie roślinności śródziemnomorskiej, skarbca bioróżnorodności! Krótko mówiąc, to morze, środowisko, oferujące wyjątkowe podejście do złożoności, jest «odzwierciedleniem świata» i niesie w sobie globalne powołanie do braterstwa, wyjątkowe powołanie i jedyny sposób zapobiegania konfliktom i ich przezwyciężania.
Bracia i siostry, w dzisiejszym morzu konfliktów jesteśmy tutaj, aby docenić wkład Morza Śródziemnego, aby znów stało się ono laboratorium pokoju. Takie jest bowiem jego powołanie — ma być miejscem, w którym kraje i różne rzeczywistości spotykają się w oparciu o wspólne nam człowieczeństwo, a nie o ideologie, które przeciwstawiają. Tak, Morze Śródziemne wyraża myśl, która nie jest jednolita i ideologiczna, lecz wieloaspektowa i odpowiadająca rzeczywistości; myśl żywotną, otwartą i jednającą — myśl wspólnotową, to jest właściwe słowo. Jak bardzo tego potrzebujemy w obecnym momencie, kiedy zastarzałe i wojownicze nacjonalizmy chcą zniweczyć marzenie o wspólnocie narodów! Ale — pamiętajmy o tym — za pomocą broni prowadzi się wojnę, a nie zaprowadza pokój, a przez żądzę władzy zawsze nawraca się do przeszłości, a nie buduje się przyszłości.
Od czego zatem zacząć, aby ugruntować pokój? Na brzegu Jeziora Galilejskiego Jezus zaczął od dawania nadziei ubogim, ogłaszając ich błogosławionymi; wysłuchiwał ich potrzeb, leczył ich rany, głosił im przede wszystkim dobrą nowinę o królestwie. Od tego musimy zacząć, od często milczącego krzyku ostatnich, a nie od prymusów, którzy choć mają się dobrze, podnoszą głos. Zacznijmy, Kościół i wspólnota obywatelska, od słuchania ubogich, których «bierze się w ramiona, a nie liczy» (P. Mazzolari, La parola ai poveri, Bologna 2016, 39), ponieważ są to twarze, nie liczby. Zmiana podejścia naszych wspólnot polega na traktowaniu ich jak braci, których historie trzeba poznać, nie jak kłopotliwe problemy, wypędzając ich, odsyłając do domu; polega na przyjmowaniu ich, nie ukrywaniu; na integrowaniu ich, nie eksmitowaniu; na obdarzaniu ich godnością. A Marsylia, chcę to powtórzyć, jest stolicą integracji narodów. To jest waszą dumą! Dziś morze ludzkiego współistnienia jest skażone przez niepewność, która rani także wspaniałą Marsylię. A tam, gdzie panuje niepewność, pojawia się przestępczość; tam, gdzie panuje ubóstwo materialne, edukacyjne, brak pracy, ubóstwo kulturowe i religijne, jest łatwy teren dla mafii i nielegalnego handlu. Zaangażowanie samych instytucji nie wystarcza, potrzeba zrywu sumienia, aby powiedzieć «nie» bezprawiu, a «tak» solidarności, która nie jest kroplą w morzu, lecz niezbędnym elementem do oczyszczenia jego wód.
W istocie prawdziwym złem społecznym jest nie tyle wzrost problemów, ile osłabienie troski. Kto dziś jest blisko ludzi młodych, pozostawionych samym sobie, będących łatwym łupem przestępczości i prostytucji? Kto się o nich troszczy? Kto jest blisko ludzi zniewolonych pracą, która powinna czynić ich bardziej wolnymi? Kto troszczy się o zatrwożone rodziny, obawiające się przyszłości i wydawania na świat nowych istot? Kto wsłuchuje się w jęk samotnych osób starszych, które zamiast być doceniane, są odstawiane na bok, z fałszywie godną perspektywą słodkiej śmierci, w rzeczywistości bardziej słonej niż wody morskie? Kto myśli o nienarodzonych dzieciach, odrzucanych w imię fałszywego prawa do postępu, które, przeciwnie, jest regresem w potrzeby jednostki? Dziś mamy do czynienia z dramatem mylenia dzieci ze szczeniakami. Mój sekretarz powiedział mi, że przechodząc przez plac św. Piotra, widział kilka kobiet wiozących dzieci w wózkach... ale to nie były dzieci, to były pieski! To pomieszanie mówi nam o czymś niedobrym. Kto patrzy ze współczuciem poza swoje brzegi, by usłyszeć krzyki cierpienia dobiegające z Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu? Jak wielu ludzi żyje pogrążonych w przemocy i cierpi z powodu niesprawiedliwości i prześladowań! I myślę o bardzo wielu chrześcijanach, często zmuszonych do opuszczenia swoich ziem lub zamieszkiwania tam pomimo nieuznawania ich praw, bez pełnego obywatelstwa. Proszę, dokładajmy starań, aby ci, którzy są częścią społeczeństwa, mogli stać się jego pełnoprawnymi obywatelami. A poza tym jest krzyk cierpienia, który rozbrzmiewa najbardziej ze wszystkich i który zmienia mare nostrum w mare mortuum [morze śmierci], Morze Śródziemne z kolebki cywilizacji w grobowiec godności. Jest to tłumiony krzyk braci i sióstr migrantów, którym chciałbym poświęcić uwagę, rozważając drugi obraz, jaki oferuje nam Marsylia, obraz jej portu.
2. Port Marsylii jest od wieków otwartą bramą na morze, ku Francji i ku Europie. Stąd wyruszało wielu ludzi w poszukiwaniu pracy i przyszłości za granicą i tu wielu przekroczyło bramę kontynentu z bagażami pełnymi nadziei. Marsylia ma wielki port i jest wielką bramą, która nie może być zamknięta. Natomiast różne porty śródziemnomorskie zostały zamknięte. I zabrzmiały dwa słowa, podsycając obawy ludzi: «inwazja» i «sytuacja kryzysowa». I zamyka się porty. Ale ci, którzy ryzykują życie na morzu, nie najeżdżają, szukają gościny, szukają życia. Jeśli chodzi o sytuację nadzwyczajną, zjawisko migracji jest nie tyle chwilowym pilnym wyzwaniem, zawsze dobrym do podsycania budzącej grozę propagandy, ale faktem naszych czasów, procesem, który obejmuje trzy kontynenty wokół Morza Śródziemnego i którym trzeba pokierować z mądrą dalekowzrocznością — z odpowiedzialnością europejską, zdolną do stawienia czoła obiektywnym trudnościom. Patrzę tutaj, na tej mapie, na preferowane porty dla migrantów: Cypr, Grecję, Maltę, Włochy i Hiszpanię... Są one nad Morzem Śródziemnym i przyjmują migrantów. Mare nostrum woła o sprawiedliwość, a jego wybrzeża z jednej strony zioną bogactwem, konsumpcjonizmem i marnotrawstwem, podczas gdy z drugiej są tam ubóstwo i niepewność. Również tutaj Morze Śródziemne odzwierciedla świat, z Południem zwracającym się ku Północy, z wieloma krajami rozwijającymi się, nękanymi niestabilnością, reżimami, wojnami i pustynnieniem, spoglądającymi ku zamożnym, w zglobalizowanym świecie, w którym wszyscy jesteśmy połączeni, ale gdzie różnice nigdy nie były tak głębokie. Jednak sytuacja ta nie jest niczym nowym w ostatnich latach, a ten Papież, który przybył z innej części świata, nie jest pierwszym, który ją odczuwa jako pilną i budzącą niepokój. Kościół mówi o tym z ubolewaniem od ponad pięćdziesięciu lat.
Wkrótce po zakończeniu Soboru Watykańskiego ii św. Paweł vi w encyklice Populorum progressio napisał: «Narody głodujące podnoszą dziś bolesny głos w stronę narodów opływających w bogactwa. Dlatego Kościół wstrząśnięty tym pełnym udręki wołaniem wzywa wszystkich i każdego z osobna, aby poruszeni miłością dali wreszcie posłuch braciom» (n. 3). Papież Montini wymienił «trzy obowiązki» narodów bardziej rozwiniętych, «mieszczące się w ludzkim i nadprzyrodzonym braterstwie» (…) — «obowiązek solidarności, czyli niesienia przez narody bogatsze pomocy tym ludom, które zdążają dopiero do rozwoju; (…) obowiązek sprawiedliwości społecznej, polegającej na konieczności poprawy stosunków handlowych między narodami silniejszymi i słabszymi; (…) obowiązek powszechnej miłości, która stara się dla wszystkich o bardziej ludzką wspólnotę, gdzie wszyscy będą mogli dawać i pobierać, a postęp jednych nie będzie przeszkadzał rozwojowi drugich» (n. 44). W świetle Ewangelii i tych rozważań Paweł vi w 1967 r. zaakcentował «obowiązek gościnności», którego, jak napisał, «nie przestaniemy podkreślać» (n. 67). Piętnaście lat wcześniej Pius xii zachęcał do tego, pisząc, że «Tułacza Rodzina Nazaretańska: Jezus, Maryja i Józef (…) na wygnaniu w Egipcie stanowi pierwowzór, przykład i ostoję dla wszystkich emigrantów w każdym czasie i miejscu, dla cudzoziemców i wszelkiego rodzaju uchodźców, którzy w obawie przed prześladowaniem lub z powodu niedostatku muszą opuścić rodzinną ziemię, drogich rodziców i krewnych (…) i podążać w obce strony» (konst. apost. Exsul Familia de spirituali emigrantium cura, 1 sierpnia 1952 r.).
Oczywiście wszyscy zdają sobie sprawę z trudności w przyjmowaniu. Migranci muszą być przyjmowani, chronieni lub wspierani, promowani i integrowani. Jeśli tak się nie stanie, migrant znajdzie się w orbicie społeczeństwa. Przyjęty, wspierany, promowany i integrowany — taki ma być styl. To prawda, że nie jest łatwo mieć taki styl lub integrować osoby niechciane, ale głównym kryterium nie może być zachowanie własnego dobrobytu, lecz ochrona ludzkiej godności. Ci, którzy u nas szukają schronienia, nie powinni być postrzegani jako ciężar, który trzeba dźwigać; jeśli będziemy ich postrzegali jako braci, będą się nam jawić przede wszystkim jako dar. Jutro będzie obchodzony Światowy Dzień Migranta i Uchodźcy. Niech nas porusza historia wielu naszych braci i sióstr przeżywających trudności, którzy mają prawo zarówno do migracji, jak i do niemigrowania, i nie zamykajmy się w obojętności. Historia wzywa nas do zrywu sumienia, aby zapobiec katastrofie cywilizacji. Przyszłość nie będzie bowiem w zamknięciu, które jest powrotem do przeszłości, zawróceniem na drodze dziejów. Sposobem na zaradzenie straszliwej pladze wyzysku ludzi nie jest odrzucanie, lecz zapewnienie, zgodnie z możliwościami każdego, dużej liczby legalnych i regularnych wjazdów, zrównoważonych dzięki sprawiedliwemu przyjęciu przez kontynent europejski, w kontekście współpracy z krajami pochodzenia. Natomiast powiedzenie «dość» to zamykanie oczu; próba «ratowania siebie samych» teraz zamieni się w tragedię jutro, kiedy przyszłe pokolenia podziękują nam, jeśli potrafimy stworzyć warunki do niezbędnej integracji, natomiast będą nas winić, jeśli umożliwimy jedynie jałowe asymilacje. Integracja, także migrantów, jest procesem żmudnym, ale dalekowzrocznym — przygotowuje przyszłość, która, czy nam się to podoba, czy nie, będzie wspólna albo jej nie będzie. Asymilacja, która nie uwzględnia różnic i trzyma się sztywno własnych paradygmatów, sprawia natomiast, że idea przeważa nad rzeczywistością i zagraża przyszłości, powiększając dystanse i powodując gettoizację, która podsyca wrogość i nietolerancję. Potrzebujemy braterstwa jak chleba. Samo słowo «brat», wywodzące się z języka indoeuropejskiego, ujawnia źródło związane z odżywianiem i utrzymaniem. Utrzymamy się tylko wtedy, gdy będziemy karmić najsłabszych nadzieją, przyjmując ich jako braci. «Nie zapominajcie też o gościnności» (Hbr 13, 2), mówi nam Pismo. A w Starym Testamencie się to powtarza: wdowa, sierota i cudzoziemiec. Trzy obowiązki miłosierdzia: pomoc wdowie, pomoc sierocie i pomoc cudzoziemcowi, migrantowi.
Pod tym względem port w Marsylii jest również «bramą wiary». Zgodnie z tradycją, tutaj przybyli święci Marta, Maria i Łazarz, którzy na tych ziemiach zasiali Ewangelię. Wiara przychodzi z morza, co przywołuje sugestywna marsylska tradycja Matki Bożej Gromnicznej z procesją morską. Łazarz w Ewangelii jest przyjacielem Jezusa, ale jest to również imię bohatera Jego bardzo aktualnej przypowieści, otwierającej nam oczy na nierówności, które niszczą braterstwo, i mówiącej o szczególnym umiłowaniu ubogich przez Pana. A zatem my, chrześcijanie, wierzący w Boga, który stał się człowiekiem, w jedynego i wyjątkowego Człowieka, który na brzegach Morza Śródziemnego mówił o sobie, że jest drogą, prawdą i życiem (por. J 14, 6), nie możemy godzić się na to, aby drogi spotkania były zamknięte. Nie zamykajmy dróg spotkania, proszę! Nie możemy pogodzić się z tym, aby prawda bożka pieniądza zwyciężyła nad godnością człowieka, aby życie zamieniło się w śmierć! Kościół, wyznając, że Bóg w Jezusie Chrystusie «zjednoczył się w pewien sposób z każdym człowiekiem» (Gaudium et spes, 22), wierzy, wraz ze św. Janem Pawłem ii , że jego drogą jest człowiek (por. enc. Redemptor hominis, 14). Oddaje cześć Bogu i służy najsłabszym, którzy są jego skarbami. Oddawanie czci Bogu i służenie bliźniemu — to się liczy; nie znaczenie społeczne czy liczebność, ale wierność Panu i człowiekowi!
To jest chrześcijańskie świadectwo, często nawet heroiczne; myślę na przykład o św. Karolu de Foucauld, «bracie wszystkich ludzi», o męczennikach z Algierii, a także o wielu dzisiejszych pracownikach organizacji charytatywnych. W tym niewiarygodnie ewangelicznym sposobie życia Kościół znajduje bezpieczną przystań, gdzie może zacumować i z której może wypływać, aby nawiązywać więzi z ludźmi wszystkich narodów, szukając wszędzie śladów Ducha i ofiarowując to, co otrzymał przez łaskę. Oto najczystsza rzeczywistość Kościoła, oto — jak pisał Bernanos — «Kościół świętych», dodając, że «cały ten wielki aparat mądrości, siły, elastycznej dyscypliny, wspaniałości i majestatu jest niczym sam w sobie, jeśli nie ożywia go miłość» (Jeanne relapse et sainte, Paris 1994, 74). Lubię podkreślać tę francuską przenikliwość wierzącego i twórczego geniusza, który potwierdzał te prawdy wieloma czynami i pismami. Św. Cezary z Arles powiedział: «Jeżeli posiadasz miłość, posiadasz Boga. Jeśli posiadasz Boga, czego ci brak?» (Kazanie 22, 2, tłum. ks. Stefan Ryznar, Warszawa 1989, s. 106). Pascal uznał, że «jedynym przedmiotem Pisma Świętego jest miłość» (Myśli, n. 301) i że «prawda poza miłością nie jest Bogiem, jest jego obrazem i bałwanem, którego nie trzeba kochać ani ubóstwiać» (Myśli, n. 767). A św. Jan Kasjan, który tutaj umarł, pisał, że «wszystko, nawet to, co uważamy za pożyteczne i konieczne, musi ustąpić przed takimi wartościami, jak miłość i pokój» (Rozmowy z Ojcami, xvi, 6, przekł. ks. Arkadiusz Nocoń, Tyniec 2015, s. 278).
Dlatego byłoby dobrze, żeby chrześcijanie nie mieli sobie równych w miłości; i żeby Ewangelia miłosierdzia była magna charta duszpasterstwa. Nie jesteśmy powołani do opłakiwania minionych czasów ani do przedefiniowania znaczenia kościelnego, jesteśmy wezwani do świadectwa: nie do koloryzowania Ewangelii słowami, lecz do jej ucieleśniania; nie do mierzenia widzialności, lecz do bezinteresownego dawania siebie, wierząc, że «miarą Jezusa jest miłość bez miary» (homilia podczas podróży do Bari, 23 lutego 2020 r.). Św. Paweł, Apostoł narodów, który znaczną część swojego życia spędził na szlakach śródziemnomorskich, od jednego portu do drugiego, nauczał, że aby wypełnić prawo Chrystusa, musimy nosić brzemiona jedni drugich (por. Ga 6, 2). Drodzy bracia biskupi, nie obciążajmy ludzi brzemionami, ale odciążajmy ich w imię Ewangelii miłosierdzia, aby z radością nieść pociechę Jezusa zmęczonej i zranionej ludzkości. Niech Kościół nie będzie zestawem nakazów, niech Kościół będzie przystanią nadziei dla przygnębionych. Proszę, poszerzajcie serca! Niech Kościół będzie przystanią pokrzepienia, gdzie ludzie poczują się zachęcani do wypływania w życiu na głębię z niezrównaną mocą radości Chrystusa. Niech Kościół nie będzie urzędem celnym. Pamiętajmy o Panu — wszyscy, ale to wszyscy są zaproszeni.
3. I tak przechodzę pokrótce do ostatniego obrazu — latarni morskiej. Oświetla ona morze i pokazuje port. Jakie smugi światła mogą ukierunkować kurs Kościołów w basenie Morza Śródziemnego? Myśląc o morzu, które jednoczy tak wiele różnych wspólnot wierzących, sądzę, że możemy zastanowić się nad bardziej zsynchronizowanymi drogami, być może rozważając także stosowność utworzenia Śródziemnomorskiej Konferencji Kościelnej, jak powiedział ksiądz kardynał [Aveline], która dawałaby dalsze możliwości wymiany i zapewniałaby większą reprezentatywność kościelną w regionie. Mając również na uwadze port i kwestię migracji, owocna mogłaby być praca na rzecz jeszcze bardziej powiązanej specyficznej opieki duszpasterskiej, tak aby diecezje najbardziej eksponowane mogły zapewnić lepszą pomoc duchową i ludzką przybywającym siostrom i braciom w potrzebie.
Latarnia morska w tym prestiżowym budynku, który nosi jej nazwę, skłania mnie do pomyślenia przede wszystkim o ludziach młodych — oni są światłem, które wskazuje kurs na przyszłość. Marsylia to duże miasto uniwersyteckie, w którym znajdują się cztery kampusy z około 35 tysiącami studentów, którzy tam się uczą; 5 tysięcy to obcokrajowcy. Skąd rozpocząć nawiązywanie relacji między kulturami, jeśli nie od uniwersytetu? Tam młodzi ludzie nie są zafascynowani pokusami władzy, ale marzeniem o budowaniu przyszłości. Niech uniwersytety śródziemnomorskie będą laboratoriami marzeń i miejscami budowania przyszłości, gdzie młodzi ludzie będą dojrzewali, spotykając się, poznając się i odkrywając kultury i konteksty, które są zarówno bliskie, jak i różne. W ten sposób przełamuje się uprzedzenia, leczy rany i odpiera retorykę fundamentalistyczną. Bądźcie ostrożni wobec nauczania tak wielu modnych dziś fundamentalizmów! Dobrze uformowani i ukierunkowani na braterstwo młodzi ludzie będą mogli otwierać nieoczekiwane drzwi dialogu. Jeśli chcemy, aby poświęcali się Ewangelii i szlachetnej służbie polityce, musimy przede wszystkim sami być wiarygodni: zapomnieć o sobie samym, uwolnić się od autoreferencyjności, poświęcać się niestrudzenie dla innych. Ale priorytetowe wyzwanie edukacji dotyczy każdego wieku formacyjnego — już od dzieciństwa, «mieszając się» z innymi, można pokonać wiele barier i uprzedzeń, rozwijając własną tożsamość w kontekście wzajemnego ubogacania się. Kościół może się do tego znacznie przyczynić, oddając do dyspozycji swoje struktury formacyjne i animując «kreatywność braterstwa».
Bracia i siostry, wyzwaniem jest także teologia śródziemnomorska — teologia musi być zakorzeniona w życiu; teologia z laboratorium nie działa — która rozwijałaby myśl przystającą do rzeczywistości, «dom» tego, co ludzkie, a nie tylko danych technicznych, zdolny jednoczyć pokolenia poprzez łączenie pamięci i przyszłości oraz promować w oryginalny sposób ekumeniczną drogę chrześcijan, i dialog między wyznawcami różnych religii. Dobrze jest podjąć badania filozoficzne i teologiczne, które czerpiąc ze śródziemnomorskich źródeł kulturowych, przywracałyby nadzieję człowiekowi, tajemnicy wolności, potrzebującej Boga i drugiego, aby nadać sens swojemu istnieniu. Konieczna jest także refleksja nad tajemnicą Boga, o którym nikt nie może twierdzić, że Go posiada lub kontroluje i którą należy wręcz odsunąć od wszelkiego wykorzystywania przemocowego i instrumentalnego, będąc świadomi, że wyznawanie Jego wielkości zakłada w nas pokorę szukających.
Drodzy bracia i siostry, cieszę się, że jestem tutaj, w Marsylii! Kiedyś pan prezydent zaprosił mnie do odwiedzenia Francji i powiedział: «Ale ważne jest, aby Wasza Świątobliwość przyjechał do Marsylii!». I tak zrobiłem. Dziękuję wam za cierpliwe słuchanie i za wasze zaangażowanie. Idźcie odważnie naprzód! Bądźcie morzem dobra, aby stawiać czoła dzisiejszemu ubóstwu z solidarną harmonią. Bądźcie gościnnym portem, aby przygarniać tych, którzy szukają lepszej przyszłości. Bądźcie latarnią pokoju, aby poprzez kulturę spotkania rozpraszać mroczne otchłanie przemocy i wojny. Dziękuję bardzo!