· Watykan ·

3 ix — Homilia podczas Mszy św. (Ułan Bator, «Steppe Arena»)

Pielgrzymi poszukujący szczęścia, wędrowcy spragnieni miłości

 Pielgrzymi poszukujący szczęścia, wędrowcy spragnieni miłości   POL-008
21 września 2023

Modliliśmy się słowami Psalmu: «Boże, (...) Ciebie pragnie moja dusza, za Tobą tęskni moje ciało, jak ziemia zeschła, spragniona, bez wody» (Ps 63, 2). Ta wspaniała inwokacja towarzyszy podróży naszego życia, pośród pustyń, do przejścia których zostaliśmy wezwani. I właśnie na tej wyschniętej ziemi dociera do nas dobra nowina: w naszej wędrówce nie jesteśmy sami; nasza jałowość nie ma mocy, by uczynić nasze życie na zawsze bezowocnym; krzyk naszego pragnienia nie pozostaje niewysłuchany. Bóg Ojciec posłał swojego Syna, aby dał nam wodę żywą Ducha Świętego, aby ugasić pragnienie naszej duszy (por. J 4, 10). A Jezus — słyszeliśmy to przed chwilą w Ewangelii — wskazuje nam sposób na zaspokojenie naszego pragnienia — jest to droga miłości, którą On przebył aż do końca, aż po krzyż, i na którą wzywa nas, abyśmy szli za Nim, «tracąc swe życie, aby je odnaleźć», nowe (por. Mt 16, 24-25).

Zastanówmy się razem nad tymi dwoma aspektami: pragnieniem, które jest w nas, i miłością, która zaspokaja nasze pragnienie.

Przede wszystkim powinniśmy rozpoznać pragnienie, które jest w nas. Psalmista wykrzykuje Bogu swoje wielkie pragnienie, ponieważ jego życie przypomina pustynię. Jego słowa mają szczególny wydźwięk w kraju takim jak Mongolia — ogromnym terytorium, o bogatej historii, kraju przenikniętym kulturą, ale także naznaczonym jałowością stepu i pustyni. Wielu z was jest przyzwyczajonych do piękna i trudu wędrowania, która to czynność przywołuje na myśl istotny aspekt duchowości biblijnej, reprezentowany przez postać Abrahama, a ogólniej, właściwy ludowi Izraela i każdemu uczniowi Pana — wszyscy, my wszyscy jesteśmy w istocie «Bożymi koczownikami», pielgrzymami poszukującymi szczęścia, wędrowcami spragnionymi miłości. Pustynia, przywołana przez Psalmistę, odnosi się zatem do naszego życia — my jesteśmy tą wyschniętą ziemią, spragnioną czystej wody, wody, która dogłębnie gasi pragnienie; to nasze serce pragnie odkryć tajemnicę prawdziwej radości, tej, która nawet pośród egzystencjalnej jałowości może nam towarzyszyć i nas krzepić. Tak, jest w nas niezaspokojone pragnienie szczęścia; poszukujemy sensu i ukierunkowania w naszym życiu, motywacji do działań, które podejmujemy każdego dnia; a przede wszystkim jesteśmy spragnieni miłości, ponieważ tylko miłość naprawdę nas zaspokaja, sprawia, że czujemy się dobrze — miłość sprawia, że czujemy się dobrze — otwiera nas na zaufanie, pozwalając nam rozkoszować się pięknem życia. Drodzy bracia i siostry, wiara chrześcijańska odpowiada na to pragnienie, traktuje je poważnie, nie usuwa go, nie próbuje go stłumić środkami łagodzącymi lub zastępczymi, nie! W tym pragnieniu kryje się bowiem nasza wielka tajemnica — otwiera nas ono na Boga żywego, na Boga Miłość, który wychodzi nam na spotkanie, aby uczynić nas swoimi dziećmi i braćmi i siostrami jedni drugich.

I tak dochodzimy do drugiego aspektu: miłości, która zaspokaja nasze pragnienie. Pierwszym było nasze pragnienie, egzystencjalne, głębokie, a teraz pomyślmy o miłości, która zaspokaja nasze pragnienie. To jest treść wiary chrześcijańskiej: Bóg, który jest miłością, w swoim Synu Jezusie zbliżył się do ciebie, do mnie, do nas wszystkich, pragnie dzielić twoje życie, twoje trudy, twoje marzenia, twoje pragnienie szczęścia. To prawda, że czasami czujemy się jak ziemia pustynna, jałowa i bez wody, ale prawdą jest również to, że Bóg troszczy się o nas i daje nam wodę krystaliczną, gaszącą pragnienie, żywą wodę Ducha Świętego, która tryska w nas i nas odnawia, uwalniając od niebezpieczeństwa wyschnięcia. Tę wodę daje nam Jezus. Jak stwierdza św. Augustyn, «jeżeli rozpoznamy nas spragnionych, rozpoznamy i siebie pijących» (Objaśnienia Psalmów 62, 3, tłum. Jan Sułowski, Warszawa 1986, s. 75). Istotnie, jeśli wiele razy w naszym życiu doświadczamy pustyni, samotności, znużenia, jałowości, nie możemy o tym zapominać. «Żebyśmy nie ustali na tej pustyni — dodaje Augustyn — [Bóg] pokropił nas rosą swojego słowa (...). Sprawia, że owszem, odczuwamy pragnienie, ale potem przychodzi, by je ugasić. (...) Bóg ulitował się nad nami i wskazał nam drogę na pustyni, samego Pana naszego Jezusa Chrystusa», i to jest droga na pustyni naszego życia. «I dał nam również pociechę na pustyni: posyłając do nas głosicieli słowa swojego. I dał nam na pustyni wodę, napełniając Duchem Świętym swoich wysłanników, ażeby w nich stał się źródłem wody bijącym ku żywotowi wiecznemu» (tamże, 3. 8, s. 75, 79). Te słowa, umiłowani, przypominają waszą historię — Pan sprawia, że na pustyniach życia i w trudzie bycia małą wspólnotą nie brakuje wam wody Jego słowa, zwłaszcza za sprawą kaznodziejów i misjonarzy, którzy namaszczeni Duchem Świętym, sieją jego piękno. A Słowo zawsze, zawsze prowadzi nas z powrotem do tego, co istotne, do istoty wiary — pozwolenie Bogu, by nas miłował, aby nasze życie stało się ofiarą miłości. Ponieważ jedynie miłość prawdziwie gasi nasze pragnienie. Nie zapominajmy: jedynie miłość prawdziwie gasi pragnienie.

To właśnie, w dzisiejszej Ewangelii, mówi Jezus mocnym tonem do apostoła Piotra. On nie godzi się z tym, że Jezus będzie musiał cierpieć, być oskarżony przez przywódców ludu, przejść przez mękę, a następnie umrzeć na krzyżu. Piotr reaguje, Piotr protestuje, chciałby przekonać Jezusa, że się myli, bo, według niego — i tak również my często myślimy — Mesjasz nie może skończyć jako pokonany, w żadnym razie nie może umrzeć ukrzyżowany jak złoczyńca, opuszczony przez Boga. Pan jednak gani Piotra, ponieważ to jego myślenie jest myśleniem «na sposób ludzki», jak mówi Pan, a nie według Boga (por. Mt 16, 21-23). Jeśli myślimy, że sukces, władza, rzeczy materialne wystarczają, aby ugasić pragnienia naszego życia, jest to mentalność światowa, która nie prowadzi do niczego dobrego, a wręcz pozostawia nas bardziej jałowymi niż wcześniej. Jezus natomiast wskazuje nam drogę: «Jeśli ktoś chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je» (Mt 16, 24-25).

Bracia, siostry, najlepszą drogą ze wszystkich jest ta: przyjęcie krzyża Chrystusa. W sercu chrześcijaństwa jest ta wstrząsająca wiadomość, niezwykła wiadomość: kiedy tracisz swoje życie, kiedy ofiarowujesz je wielkodusznie w służbie, kiedy je ryzykujesz, poświęcając je dla miłości, kiedy czynisz z niego darmowy dar dla innych, powraca ono do ciebie w obfitości, wlewa w ciebie radość, która nie przemija, pokój serca, wewnętrzną siłę, która cię podtrzymuje. A potrzebujemy wewnętrznego pokoju.

To jest prawda, do odkrycia której zachęca nas Jezus, którą Jezus chce objawić wam wszystkim, tej mongolskiej ziemi: nie trzeba być wielkim, bogatym ani potężnym, aby być szczęśliwym — nie! Tylko miłość zaspokaja pragnienie naszych serc, tylko miłość leczy nasze rany, tylko miłość daje nam prawdziwą radość. I to jest droga, której nas nauczył Jezus i którą dla nas otworzył.

My również zatem, bracia i siostry, posłuchajmy słów, które Pan wypowiada do Piotra: «Pójdź za Mną» (por. Mt 16, 23), to znaczy: zostań moim uczniem, idź tą samą drogą co Ja i nie myśl już według świata. Wtedy, dzięki łasce Chrystusa i Ducha Świętego, będziemy mogli iść drogą miłości. Także wówczas, gdy miłość oznacza zaparcie się siebie, walkę z osobistym i światowym egoizmem, podejmowanie ryzyka życia w braterstwie. Bo choć prawdą jest, że wszystko to wymaga wysiłku i poświęcenia, a czasem oznacza konieczność wstąpienia na krzyż, to jeszcze bardziej prawdą jest, że kiedy tracimy życie dla Ewangelii, Pan daje nam je w obfitości, pełne miłości i radości, na wieczność.

Na zakończenie Mszy św. Papież powiedział:

 Oto dwaj bracia biskupi: emerytowany biskup Hongkongu i obecny biskup Hongkongu — chciałbym skorzystać z ich obecności, aby przekazać serdeczne pozdrowienia szlachetnemu narodowi chińskiemu. Całemu narodowi życzę wszystkiego najlepszego i aby szedł naprzód, aby zawsze postępował naprzód! A chińskich katolików proszę, aby byli dobrymi chrześcijanami i dobrymi obywatelami. Wszyscy. Dziękuję.

Eminencjo, dziękuję za słowa Eminencji i dziękuję za wasz dar! Powiedział Eminencja, że w tych dniach namacalnie przekonaliście się, jak drogi jest mi lud Boży, który jest w Mongolii. To prawda, wyruszyłem na tę pielgrzymkę z wielką niecierpliwością, z pragnieniem spotkania i poznania was, a teraz dziękuję za was Bogu, ponieważ poprzez was lubi On dokonywać wielkich rzeczy w małości. Dziękuję za to, że jesteście dobrymi chrześcijanami i prawymi obywatelami. Łagodnie i bez lęku idźcie naprzód, odczuwając bliskość i wsparcie całego Kościoła, a przede wszystkim czułe spojrzenie Pana, który o nikim nie zapomina i spogląda z miłością na każde ze swoich dzieci.

Pozdrawiam braci biskupów, kapłanów, osoby konsekrowane i wszystkich przyjaciół, którzy przybyli tu z różnych krajów, zwłaszcza z różnych regionów ogromnego kontynentu azjatyckiego, na którym mam zaszczyt się znajdować i który ogarniam wielką miłością. Wyrażam szczególną wdzięczność wszystkim, którzy pomagają Kościołowi lokalnemu, wspierając go duchowo i materialnie.

W tych dniach we wszystkich wydarzeniach uczestniczyły ważne delegacje rządowe: dziękuję panu prezydentowi i władzom za przyjęcie i serdeczność, a także za wszystkie poczynione przygotowania. Namacalnie doświadczyłem tradycyjnej życzliwości: dziękuję!

Serdecznie pozdrawiam również braci i siostry innych wyznań chrześcijańskich i religii — nadal wzrastajmy razem w braterstwie, jak ziarna pokoju w świecie pustoszonym, niestety, przez nazbyt wiele wojen i konfliktów.

Serdeczne «dziękuję» kieruję także do wszystkich, którzy pracowali tutaj tak wiele i od długiego czasu, żeby uczynić piękną, by uczynić możliwą tę podróż, oraz tym, którzy ją przygotowali przez modlitwę.

Eminencja przypomniał nam, że słowo «dziękuję» w języku mongolskim pochodzi od czasownika «radować się». Moje podziękowanie współbrzmi z tą wspaniałą intuicją tutejszego języka, ponieważ jest ono pełne radości. Jest to wielkie podziękowanie dla ciebie, narodzie mongolski, za dar przyjaźni, który otrzymałem w tych dniach, za twoją autentyczną zdolność doceniania nawet najprostszych aspektów życia, mądrego pielęgnowania relacji i tradycji, pielęgnowania codziennego życia z troską i uwagą.

Msza św. jest dziękczynieniem, «Eucharystią». Celebrowanie jej na tej ziemi przypomniało mi modlitwę jezuity, o. Pierre’a Teilharda de Chardina, wzniesioną do Boga dokładnie 100 lat temu na pustyni Ordos, niedaleko stąd. Mówi on tak: «Padam, o Panie, na kolana przed Twoją obecnością we wszechświecie, który stał się żarliwy, i we wszystkim, co napotkam, i wszystkim, co mi się przydarzy, i wszystkim, czego dokonam tego dnia, pragnę Ciebie i na Ciebie czekam». O. Teilhard prowadził badania geologiczne. Żarliwie pragnął odprawić Mszę św., ale nie miał przy sobie ani chleba, ani wina. Właśnie wtedy skomponował swoją «Mszę na ołtarzu świata», wyrażając swoją ofiarę w następujący sposób: «Przyjmij, Panie, tę Hostię, którą Twoje stworzenie, poruszone Twym pięknem, u świtu dnia Tobie składa». Podobna modlitwa zrodziła się w nim już wcześniej, kiedy był na froncie podczas pierwszej wojny światowej, gdzie pracował jako sanitariusz. Ten kapłan, często nierozumiany, przeczuwał, że «Eucharystia jest wciąż poniekąd sprawowana — w pewnym sensie — na ołtarzu świata» i jest «centrum życia wszechświata, centrum wypełnionym miłością i niewyczerpanym życiem» (por. enc. Laudato si’, 236), także w czasach takich jak nasze, pełnych napięć i wojen. Módlmy się zatem dzisiaj słowami o. Teilharda: «Słowo jaśniejące, płomienna Mocy, Ty, co kształtujesz wielość, tchnąc w nią Twoje życie, wyciągnij ku nam, proszę, Twoje dłonie silne, Twoje dłonie troskliwe, Twoje dłonie wszechobecne» (por. Moja wizja świata, Warszawa 1987, s. 54; 48; 49).

Bracia i siostry z Mongolii, dziękuję za wasze świadectwo, bayarlalaa! [dziękuję!]. Niech Bóg was błogosławi. Jesteście w moim sercu i w moim sercu pozostaniecie. Proszę, pamiętajcie o mnie w waszych modlitwach i waszych myślach. Dziękuję.