Pani Prezydent Republiki, Panie Premierze, szanowni Członkowie rządu i korpusu dyplomatycznego, dostojni Przedstawiciele władz i społeczeństwa obywatelskiego, Panie i Panowie!
Serdecznie was pozdrawiam i dziękuję pani prezydent za przyjęcie, a także za uprzejme i głębokie słowa. Polityka rodzi się z miasta, z polis, z konkretnego umiłowania życia wspólnego, zapewniając prawa i szanując obowiązki. Niewiele miast pomaga nam w refleksji na ten temat w takim stopniu jak Budapeszt, który jest nie tylko okazałą i żywotną stolicą, lecz także centralnym miejscem w historii — jako świadek ważnych przełomów na przestrzeni wieków, wezwany do bycia twórcą teraźniejszości i przyszłości; tutaj, jak napisał jeden z waszych wielkich poetów, «fale Dunaju: wczoraj, dziś toczące / płyną objęte ramionami miękko» (A. József, Nad brzegiem Dunaju, w: Antologia poezji węgierskiej, Warszawa 1975 r.). Chciałbym zatem podzielić się z wami kilkoma refleksjami, patrząc na Budapeszt jako miasto historii, miasto mostów i miasto świętych.
1. Miasto historii. Ta stolica ma starożytne korzenie, o czym świadczą pozostałości z epoki celtyckiej i rzymskiej. Jej świetność przenosi nas jednak do czasów nowożytnych, kiedy to była stolicą cesarstwa austro-węgierskiego, w owym okresie pokoju, znanym jako belle époque, trwającym od lat powstania cesarstwa aż do i wojny światowej. Miasto zrodzone w czasach pokoju doświadczyło bolesnych konfliktów: nie tylko najazdów w dawnych czasach, ale przemocy i ucisku ze strony dyktatur nazistowskiej i komunistycznej w ubiegłym stuleciu — jakże nie pamiętać o roku 1956? Natomiast w czasie ii wojny światowej doświadczyło ono deportacji dziesiątków tysięcy mieszkańców, podczas gdy reszta ludności pochodzenia żydowskiego została zamknięta w getcie i poddana licznym aktom okrucieństwa. W tych okolicznościach było tu wielu dzielnych, sprawiedliwych ludzi — myślę na przykład o nuncjuszu Angelo Rotcie — a także wytrwałość i wielkie zaangażowanie w odbudowę, dzięki czemu Budapeszt jest dziś jednym z miast europejskich o największym odsetku ludności żydowskiej, stanowi centrum kraju, który zna wartość wolności i który, zapłaciwszy wysoką cenę za dyktatury, nosi w sobie misję strzeżenia skarbu demokracji i marzenia o pokoju.
W tym kontekście chciałbym powrócić do założenia Budapesztu, którego jubileusz jest w tym roku uroczyście obchodzony. Miało to miejsce 150 lat temu, w 1873 r., poprzez połączenie trzech miast: Budy i Óbudy, na zachód od Dunaju, z Pesztem, położonym na przeciwległym brzegu. Narodziny tej wielkiej stolicy w sercu kontynentu przypominają o procesie zjednoczenia, podjętym przez Europę, w której Węgry znajdują swoją życiową przestrzeń.
W okresie powojennym Europa wraz z Organizacją Narodów Zjednoczonych była ucieleśnieniem wielkiej nadziei, a ich wspólnym celem było to, aby bliższa więź między narodami zapobiegła kolejnym konfliktom. Niestety tak się nie stało. Jednakże w świecie, w którym żyjemy, zamiłowanie do polityki wspólnotowej i multilateralizmu zdaje się jednak należeć do przeszłości. Wydaje się, że jesteśmy świadkami smutnego schyłku harmonijnego marzenia o pokoju, ustępującego miejsca solistom wojny. Zasadniczo wydaje się, że w duszach ludzi rozproszył się entuzjazm w budowaniu pokojowej i stabilnej wspólnoty narodów, podczas gdy uwydatniają się strefy, zaznaczają się różnice, na nowo krzyczą nacjonalizmy i nasilają się osądy i głosy przeciw innym. Na szczeblu międzynarodowym wydaje się nawet, że efektem polityki jest podburzanie do agresji zamiast rozwiązywania problemów, zapominanie o dojrzałości osiągniętej po okropnościach wojny i cofanie się do swoistego infantylizmu wojennego. Ale pokój nigdy nie będzie wynikiem realizacji własnych interesów strategicznych, lecz polityki zdolnej do wspólnego spojrzenia na rozwój wszystkich — mającej na względzie innych, ubogich i przyszłość, a nie tylko władzę, zyski i chwilowe korzyści.
W tym historycznym momencie Europa ma fundamentalne znaczenie. Ponieważ dzięki swojej historii reprezentuje pamięć ludzkości i jest też wezwana do odegrania właściwej sobie roli — roli zjednoczenia oddalonych, przyjęcia w swoim łonie narodów i niegodzenia się na to, aby ktoś na zawsze pozostawał wrogiem. Konieczne jest zatem ponowne odkrycie europejskiej duszy — entuzjazmu i marzenia ojców założycieli, mężów stanu, którzy potrafili patrzeć dalej, poza swoje czasy, poza granice państwowe i doraźne potrzeby, tworząc dyplomację zdolną do odbudowania jedności, a nie pogłębiania rozłamów. Myślę o tym, kiedy De Gasperi, przy okrągłym stole, w którym uczestniczyli także Schuman i Adenauer, powiedział: «Obwieszczamy zjednoczoną Europę dla niej samej, a nie dla przeciwstawienia jej komukolwiek; pracujemy na rzecz jedności, nie podziału» (Wystąpienie podczas europejskiego spotkania przy okrągłym stole, Rzym, 13 października 1953 r.). A także o tym, co powiedział Schuman: «Wkład, jaki zorganizowana i żyjąca Europa może wnieść w cywilizację, jest niezbędny dla utrzymania pokojowych stosunków», ponieważ — pamiętne słowa! — «Pokój na świecie nie mógłby być zachowany bez twórczych wysiłków na miarę grożących mu niebezpieczeństw» (Deklaracja Schumana, 9 maja 1950 r.). Na obecnym etapie historii niebezpieczeństw jest wiele. Zastanawiam się jednak, myśląc między innymi o udręczonej Ukrainie, gdzie są twórcze wysiłki na rzecz pokoju?
2. Budapeszt jest miastem mostów. Widziana z góry «perła Dunaju» ukazuje swoją unikalność właśnie dzięki mostom, które łączą jego części, harmonizując swój kształt z biegiem wielkiej rzeki. Ta harmonia ze środowiskiem skłania mnie do wyrażenia uznania dla troski o ekologię, którą ten kraj realizuje z wielkim zaangażowaniem. Ale mosty, które łączą różne rzeczywistości, sugerują również, że powinniśmy zastanowić się nad znaczeniem jedności, która nie oznacza jednolitości. W Budapeszcie widać to w niezwykłej różnorodności tworzących go dzielnic, których jest ponad dwadzieścia. Także Europa dwudziestu siedmiu państw, która powstała w celu budowania mostów między narodami, potrzebuje wkładu wszystkich, bez umniejszania wyjątkowości kogokolwiek. W tym względzie jeden z ojców założycieli zapowiadał: «Europa będzie istnieć i nie zginie nic z tego, co tworzyło chwałę i szczęście każdego z narodów. Właśnie w szerszej społeczności, w mocniejszej harmonii jednostka może nabrać znaczenia» (De Gasperi, tamże). Potrzeba takiej harmonii — pewnej całości, która nie spłaszcza części, które razem czują się dobrze zintegrowane, zachowując jednak swoją tożsamość. W tym względzie znamienne jest to, co stwierdza węgierska konstytucja: «wolność jednostki może się realizować jedynie we współdziałaniu z innymi»; i dalej: «Jesteśmy przeświadczeni, że nasza kultura narodowa stanowi bogaty wkład w różnorodną jedność europejską».
Myślę więc o Europie, która nie powinna być zakładnikiem partii, stając się ofiarą zamkniętego w sobie populizmu, ale też nie będzie przekształcać się w byt płynny, a wręcz ulotny, w rodzaj abstrakcyjnej ponadnarodowości, nie zwracając uwagi na życie narodów. Jest to zgubna droga «kolonizacji ideologicznych», które likwidują różnice, jak w przypadku tzw. kultury gender, lub przedkładają ponad rzeczywistość życia redukcyjne koncepcje wolności, na przykład chwaląc się — jako osiągnięciem — nonsensownym «prawem do aborcji», która jest zawsze tragiczną porażką. Wspaniale jest natomiast móc budować Europę skoncentrowaną na osobie i narodach, w której istnieje skuteczna polityka, sprzyjająca przyrostowi naturalnemu i rodzinie — mamy w Europie kraje, w których średni wiek wynosi 46-48 lat — tak starannie prowadzona w tym kraju, w którym różne narody stanowią rodzinę, w której pielęgnuje się rozwój i wyjątkowość każdego z nich. Najsłynniejszy most Budapesztu, Most Łańcuchowy, pomaga nam wyobrazić sobie taką Europę, złożoną z wielu różnych ogniw, które są trwałe dzięki temu, że tworzą solidne więzi. Pomaga w tym wiara chrześcijańska, a Węgry mogą pełnić funkcję «budowniczego mostów», wykorzystując swój szczególny ekumeniczny charakter: tutaj różne wyznania współistnieją bez antagonizmów — pamiętam spotkanie, które odbyłem z nimi półtora roku temu — współpracując z szacunkiem i w konstruktywny sposób. Myślą i sercem przenoszę się do opactwa Pannonhalma, jednego z wielkich pomników duchowych tego kraju, miejsca modlitwy i mostu braterstwa.
3. To prowadzi mnie do rozważenia ostatniego aspektu: Budapeszt jako miasto świętych — pani prezydent mówiła o św. Elżbiecie — jak sugeruje to również nowy obraz w tej sali. Nasze myśli nie mogą nie kierować się ku św. Stefanowi, pierwszemu królowi Węgier, który żył w czasach, gdy chrześcijanie w Europie trwali w pełnej jedności. Jego pomnik na zamku w Budzie góruje nad miastem i strzeże go, a poświęcona mu bazylika w sercu stolicy — wraz z bazyliką w Ostrzyhomiu — jest najbardziej imponującą budowlą sakralną w kraju. Tak więc węgierska historia rodziła się pod znakiem świętości, i to nie tylko króla, ale całej jego rodziny: jego żony, błogosławionej Gizeli, i ich syna św. Emeryka. Ten ostatni otrzymał od swojego ojca pewne zalecenia, które stanowią swego rodzaju testament dla narodu węgierskiego. Dzisiaj obiecano mi, że otrzymam tę książkę, czekam na to! Czytamy tam bardzo aktualne słowa: «Proszę cię i nakazuję, byś we wszystkich sprawach i okolicznościach kierował się wielkodusznością nie tylko wobec krewnych, wobec książąt, wodzów, możnych, bliskich i współziomków, ale także wobec obcych». Św. Stefan uzasadnia to wszystko w duchu prawdziwie chrześcijańskim, pisząc: «Czynienie dobra prowadzi bowiem do najwyższego szczęścia». I kończy słowami: «Bądź łagodny, tak abyś nigdy nie zwalczał prawdy» (Napomnienia, x ). W ten sposób nierozerwalnie łączy prawdę i łagodność. Jest to wielka lekcja wiary — o wartościach chrześcijańskich nie można świadczyć poprzez rygoryzm i zamknięcie, ponieważ prawda Chrystusa zakłada łagodność, zakłada uprzejmość, w duchu Błogosławieństw. Zakorzeniona jest w tym owa dobroć ludu węgierskiego, ujawniająca się w niektórych wyrażeniach mowy potocznej, jak «jónak lenni jó» [dobrze jest być dobrym] czy «jobb adni mint kapni» [lepiej jest dawać niż otrzymywać].
Ukazuje to nie tylko bogactwo solidnej tożsamości, ale także potrzebę otwarcia na innych, co uznaje konstytucja, deklarując: «Szanujemy wolność i kulturę innych narodów, dążymy do współpracy ze wszystkimi narodami świata». Dalej stwierdza się: «Żyjące razem z nami narodowości stanowią część węgierskiej wspólnoty politycznej i są czynnikami państwotwórczymi», i proponuje się zobowiązanie do «kultywowania i strzeżenia (...) kultury i języka narodowości żyjących na terytorium Węgier». Jest to perspektywa prawdziwie ewangeliczna, przeciwstawiająca się pewnej skłonności do zamykania się w sobie, uzasadnianej niekiedy w imię własnych tradycji, a nawet wiary.
Tekst konstytucji, w kilku stanowczych słowach, przepojonych duchem chrześcijańskim, stwierdza również: «Uznajemy za swoją powinność niesienie pomocy osobom potrzebującym i biednym». Przywodzi to na myśl ciąg dalszy węgierskiej historii świętości, o której opowiadają liczne miejsca kultu w stolicy — od pierwszego króla, który stworzył podstawy życia wspólnego, przechodzimy do księżniczki, która wznosi gmach, do większej czystości. Jest nią św. Elżbieta, której świadectwo dotarło pod każdą szerokość geograficzną. Ta córka waszej ziemi zmarła w wieku dwudziestu czterech lat, wyrzekłszy się wszelkich dóbr i rozdawszy wszystko ubogim. Poświęciła się do końca posłudze chorym, w szpitalu, który kazała wybudować — jest ona jaśniejącym klejnotem Ewangelii.
Dostojni przedstawiciele władz, pragnę podziękować wam za promowanie dzieł charytatywnych i edukacyjnych, inspirowanych tymi wartościami, w które angażuje się lokalna wspólnota katolicka, a także za konkretne wsparcie dla wielu prześladowanych chrześcijan na całym świecie, zwłaszcza w Syrii i Libanie. Współpraca państwa i Kościoła jest owocna, ale aby taka była, wymaga poszanowania właściwych rozróżnień. Ważne, aby każdy chrześcijanin o tym pamiętał, mając za punkt odniesienia Ewangelię, aby przylgnąć do wolnych i wyzwalających wyborów Jezusa i nie dać się ponieść swoistej koligacji z logiką władzy. Z tego punktu widzenia dobra jest zdrowa świeckość, niepopadająca w rozpowszechniony sekularyzm, który okazuje się uczulony na każdy aspekt sakralny, a następnie składa siebie w ofierze na ołtarzach zysku. Ten, kto deklaruje się jako chrześcijanin, wspierany przez świadków wiary, jest przede wszystkim wezwany do dawania świadectwa i podążania ze wszystkimi, kultywując humanizm inspirowany Ewangelią i zakorzeniony w dwóch podstawowych wartościach: uznaniu siebie za umiłowane dzieci Ojca i miłowaniu każdego jak brata.
W tym sensie św. Stefan pozostawił swojemu synowi niezwykłe słowa braterstwa, mówiąc, że «ozdobą kraju» jest ten, kto przybywa do niego z różnymi językami i zwyczajami. Albowiem, jak pisał — «kraj, który ma tylko jeden język i jeden obyczaj, jest słaby i rozpadający się. Dlatego zalecam, abyście obcych przyjmowali z życzliwością i zachowywali ich we czci, aby woleli pozostać u was niż gdzie indziej» (Napomnienia, vi ). Temat przyjęcia obcokrajowców budzi w naszych czasach wiele dyskusji i jest z pewnością złożony. Jednak dla chrześcijan podstawowa postawa nie może być inna niż ta, którą przekazał św. Stefan, ucząc się jej od Jezusa, utożsamiającego się z przybyszem, którego należy przyjąć (por. Mt 25, 35). A myśląc o Chrystusie obecnym w tak wielu zrozpaczonych braciach i siostrach, uciekających przed konfliktami, ubóstwem i zmianami klimatycznymi, należy zająć się tym problemem bez wymówek i zwłoki. Jest to temat, który należy podjąć razem, wspólnotowo, także dlatego, że w okolicznościach, w jakich żyjemy, jego konsekwencje prędzej czy później wpłyną na wszystkich. Dlatego pilne jest, abyśmy jako Europa pracowali nad bezpiecznymi i legalnymi sposobami, nad wspólnymi mechanizmami w obliczu epokowego wyzwania, którego nie można powstrzymać poprzez odrzucenie, ale jakie trzeba zaakceptować, aby przygotować przyszłość, która albo będzie wspólna, albo nie będzie jej wcale. Stanowi to wyzwanie przede wszystkim dla idących za Jezusem i pragnących naśladować przykład świadków Ewangelii.
Nie sposób wymienić wszystkich wielkich wyznawców wiary Pannonia sacra, ale chciałbym przynajmniej wspomnieć św. Władysława i św. Małgorzatę, a także odwołać się do niektórych wspaniałych postaci ubiegłego wieku, takich jak kard. József Mindszenty, błogosławieni biskupi męczennicy Vilmos Apor i Zoltán Meszlényi, bł. Władysław Batthyány-Strattmann. Są oni, wraz z tyloma sprawiedliwymi ludźmi różnych wyznań, ojcami i matkami waszej ojczyzny. Im chciałbym zawierzyć przyszłość tego tak drogiego mi kraju. I dziękując wam za wysłuchanie tego, co miałem na myśli i czym chciałem się podzielić — dziękuję za waszą cierpliwość — zapewniam was o mojej bliskości i o mojej modlitwie za wszystkich Węgrów, a czynię to, szczególnie myśląc o tych, którzy żyją poza ojczyzną, i o tych, których spotkałem w życiu, a którzy wyświadczyli mi wiele dobra. Myślę o węgierskiej wspólnocie zakonnej, którą opiekowałem się w Buenos Aires. Isten, áldd meg a magyart! [Boże, pobłogosław Węgrów!]