· Watykan ·

Klasztor w Przemyślu domem dla kobiet
i dzieci z Ukrainy

SISTERS.jpg
27 maja 2023

Najmłodsze dziecko miało trzy tygodnie. Przyjmowałyśmy głównie matki z dziećmi. W pierwszych miesiącach wojny w naszym klasztorze znalazło pomoc i nocleg ponad 2000 osób z Ukrainy, w tym ok. 700 dzieci – relacjonuje s. Ewa Mehal ze zgromadzenia sióstr służebniczek starowiejskich, zaangażowana w pomoc uchodźcom od pierwszych dni wojny.

Jak to się zaczęło?

Siostry służebniczki starowiejskie mieszkają w Przemyślu, 12 kilometrów od przejścia granicznego z Ukrainą. Siostry od pierwszych godzin po wybuchu wojny zaangażowały się w pomoc uchodźcom z Ukrainy. Tak to relacjonuje s. Ewa Mehal: „W pierwszy dzień wojny zaczęłyśmy dowozić kanapki, bigos i gorące napoje na granicę, na stację kolejową i do centrum dla uchodźców w hali dawnego Tesco. Dużo osób dowoziło pokarm dla uchodźców, ale zauważyłyśmy, że ci ludzie nocują na dworcu. Nasz dom prowincjalny miał wolne pokoje dla sióstr na rekolekcje, więc dołożyłyśmy tam łóżka i zaczęłyśmy przyjmować do tych pokoi uchodźców”.

Siostra Ewa podkreśla: „Chodziło nam najbardziej, żeby zapewnić nocleg matkom z małymi dziećmi, osobom starszym i niepełnosprawnym. Wyjeżdżałyśmy na dworzec kolejowy, gdzie koczowali uchodźcy w oczekiwaniu na pociągi, i proponowałyśmy nocleg u nas w domu. Swoim samochodem przywoziłyśmy ich do naszego domu”.

Nie było to jednak łatwe, bo zapraszały nieznane wcześniej osoby. „Trzeba było zdobyć zaufanie ludzi. Trzeba było przełamywać bariery, wzbudzać zaufanie tych ludzi, bo nie wszyscy chcieli iść na nocleg w nieznane miejsce. Niepokoili się, co dalej, czy daleko od dworca, bo nie chcieli zostawać przy granicy” – wspomina s. Ewa.

Pierwsza pomoc

S. Ewa Mehal opisuje pierwszą pomoc zalęknionym i głodnym uciekinierom z Ukrainy: „Pierwsza rzecz to był ciepły posiłek, od tego się zaczynało. Potem łazienka na umycie się i nocleg. Równocześnie stworzyłyśmy taki magazyn podręczny rzeczy najbardziej potrzebnych, ponieważ było dużo ofiarodawców z Polski i zagranicy. Robiłyśmy wywiad, co tym ludziom jest najbardziej potrzebne w dalszej podróży. Po pierwszym noclegu, jeżeli zostawali na następny dzień, przepakowywali swoje rzeczy z reklamówek czy worków na śmieci do plecaków i walizek z tego magazynu. Przyjeżdżali tacy bardzo zmęczeni, niemyci od kilku dni, jak mówili. Czasem jechali bezpośrednio ze schronu”.

Matki z małymi dziećmi

„W trudnej sytuacji były matki z małymi dziećmi. Najmłodsze dziecko miało trzy tygodnie. Tym matkom trzeba było stworzyć warunki, a niemowlęta wymagały specyficznej opieki. Urządziłyśmy plac zabaw na podwórku. Czasami rodziny docierały do nas późno wieczorem, a dzieci nawet nie chciały wchodzić do domu, tylko zaczynały się od razu bawić na podwórku” – relacjonuje s. Mehal.

Siostra wspomina także wyjazdy w nocy: „Czasem o północy jechałyśmy na dworzec, gdy ktoś potrzebował. Najczęściej wtedy chodziło o małe dzieci. Dzwonili wolontariusze ze stacji, że jest taka rodzina albo matka z kilkorgiem dzieci i nie mają gdzie się położyć. Zabierałyśmy ich do domu. Potem odwoziłyśmy na pociągi, którymi chcieli dalej podróżować”.

Szukanie bezpiecznego miejsca

Siostra mówi, że zwykle ludzie zatrzymywali się przez jedną dobę, czasami kilka dni, odpoczywając po trudnej, często kilkudniowej, traumatycznej podróży. Następnie jechali dalej, w głąb Polski albo na zachód Europy. Nie chcieli zostawać blisko granicy. Tym, którzy nie mieli rodziny w Polsce lub w innych krajach Europy, siostry pomagały w znalezieniu miejsca zamieszkania domach zakonnych, u rodzin polskich, otwartych na przyjęcie uchodźców, lub z pomocą wolontariuszy szukano miejsca poza granicami Polski. Siostry pomagały w organizowaniu transportu do wybranej miejscowości czy kraju, jak również ofiarowały pieniądze na zagospodarowanie i pierwsze wydatki. Niektórym kupowały bilety na podróż za granicę.

Wszystkie siostry włączyły się w pomoc uchodźcom

„Ze względu na dużą liczbę uchodźców, ciągle przyjeżdżających do domu w Przemyślu (około 40 osób na dobę), wspierały nas też siostry z innych domów Zgromadzenia, które przyjeżdżały do Przemyśla służyć pomocą uchodźcom, oraz siostry, które pracują na Ukrainie, a które wojna zastała w Polsce, s. Krystyna, s. Łucja i s. Irina. Ich znajomość języka ukraińskiego pomagała w porozumiewaniu się z uchodźcami” – relacjonuje s. Mehal.

Organizacja tak szybkiej i skutecznej pomocy była możliwa dzięki zaangażowaniu wielu osób. S. Ewa Mehal podkreśla: „Wszystkie siostry – zarówno z placówek w Polsce, jak i za granicą, także na Ukrainie, włączyły się w pomoc uchodźcom przez modlitwę i przez posługę, składając ofiary pieniężne i dary materialne, organizując zbiórki wśród dzieci, młodzieży i dorosłych oraz uczestnicząc w akcjach prowadzonych przez parafie i różne organizacje. Przygotowywały też transporty żywności, odzieży, leków, środków opatrunkowych, higienicznych i chemicznych do miejsc najbardziej dotkniętych skutkami wojny”.

Korytarze pomocy z Polski do Ukrainy

Siostry służebniczki starowiejskie pracują w dziewięciu domach na terenie Ukrainy. Z Polski pomoc jest przekazywana właśnie na Ukrainę. „Do naszego domu były też przywożone lekarstwa, opatrunki, produkty żywnościowe i higieniczne, ubrania i koce, a stąd przekazywane na Ukrainę. Dary te dostarczały nasze siostry pracujące w prowincji amerykańskiej w wysyłanych do nas paczkach, siostry z Polski z innych domów, ofiarodawcy z kraju i z zagranicy, których w tamtym czasie było bardzo wielu” – relacjonuje s. Mehal.

Na Ukrainie siostry docierają z pomocą do ludzi dotkniętych przez wojnę, do rodzin, które straciły kogoś bliskiego na wojnie, do tych, którzy cierpią przez wojnę, do żołnierzy i do rannych w szpitalach.

W Borysławiu, w zachodniej Ukrainie (diecezja lwowska), siostry utworzyły przy parafii Centrum Pomocy Humanitarnej, gdzie wydawana jest pomoc w postaci produktów spożywczych, środków higienicznych, ubrań czy niezbędnych leków. Pomoc w pierwszej kolejności kierowana jest do uchodźców ze wschodniej Ukrainy. Do szpitali przyfrontowych i do szpitali, gdzie są leczeni żołnierze, siostry dostarczają środki medyczne: sprzęt medyczny, opatrunki, środki dezynfekcyjne.

Życie wspólnoty zakonnej

„Życie wspólnotowe i modlitwy musiałyśmy zmienić i dostosować do potrzeb. Był stały dyżur przy telefonie, wyjazdy o różnych porach i dom pełen ludzi. Ale towarzyszyła nam radość, że można pomóc w takim ich zagubieniu i bezradności, w tej nieludzkiej wojnie. Gdy odjeżdżali, było tak, jakbyśmy się długo znali, a tak naprawdę czasem imion nie pamiętałyśmy” – mówi s. Ewa.

Siostra dodaje, że czasem w domu nocowało 40 osób. „Przed wyjazdem trzeba było dać wcześniej śniadanie, zrobić wszystkim kanapki na drogę, dzieciom coś na słodko czy do picia wodę”.

Wdzięczność

Osoby, które doświadczyły pomocy, są bardzo wdzięczne. Oto jeden z maili, który przysłali siostrom Ukraińcy, którzy znaleźli pierwszą pomoc w ich domu: „Chcemy serdecznie podziękować Siostrom za udzieloną nam pomoc w naszej drodze do nowego domu, do Anglii. Możliwość zamieszkania u Was pomnożyła w nas wiarę w człowieka, że mimo przeżywanych ciężkich chwil w obecnym czasie, można zobaczyć wyciągniętą dłoń. Jesteśmy, całą rodziną, Wam bardzo wdzięczni za tę okazaną pomoc. Jest to także dla nas doświadczenie Bożej miłości i Jego obecności w naszym życiu. On nas nie zostawia samych sobie, ale szczególnie w ciężkich chwilach, posyła swoich aniołów, którzy nami się opiekują. Taras”. Takich podziękowań jest więcej.

Pomoc sióstr zakonnych w Polsce

Ponad 1000 domów zakonów żeńskich w Polsce od początku wojny jest zaangażowanych na różne sposoby w pomoc uchodźcom z Ukrainy. Oprócz działań w Polsce, na Ukrainie aktualnie posługują 154 siostry zakonnych z Polski, czyli w sumie ok. 40 procent sióstr zakonnych na Ukrainie. Według najnowszych danych zebranych przez Konsultę Żeńskich Zgromadzeń Zakonnych, obecnie Ukraińcy przebywają w 213 domach i ośrodkach zakonnych. Osoby, które chcą wesprzeć siostry w pomocy Ukraińcom, mogą skontaktować się z Konsultą Żeńskich Zgromadzeń Zakonnych, której dane są na stronie: www.zakony-zenskie.pl. Ta Konsulta koordynuje pomoc w Polsce i przekazywanie jej z Polski na Ukrainę.

Ks. Paweł Rytel-Andrianik