W niedzielę 9 października Papież Franciszek celebrował na placu św. Piotra Mszę św., podczas której kanonizował biskupa Jana Chrzciciela Scalabriniego i Artemiusza Zattiego. Poniżej zamieszczamy jego homilię i słowa poprzedzające modlitwę «Anioł Pański».
Gdy Jezus jest w drodze, przychodzi do niego dziesięciu trędowatych, którzy wołają: «ulituj się nad nami!» (Łk 17, 13). Cała dziesiątka zostaje uzdrowiona, ale tylko jeden z nich wraca, by podziękować Jezusowi: to Samarytanin, w pewnym sensie heretyk dla Żydów. Początkowo idą razem, ale potem ów Samarytanin, w przeciwieństwie do innych, wrócił, «chwaląc Boga donośnym głosem» (w. 15). Zatrzymajmy się na tych dwóch aspektach, które możemy znaleźć w dzisiejszej Ewangelii: podążanie razem i dziękowanie.
Po pierwsze — podążanie razem. Na początku opisu nie ma jakiegokolwiek rozróżnienia między Samarytaninem a pozostałą dziewiątką. Mowa jest po prostu o dziesięciu trędowatych, którzy tworzą grupę i, nie rozdzielając się, idą na spotkanie z Jezusem. Trąd, jak wiemy, był nie tylko utrapieniem fizycznym — które i dziś musimy starać się zwalczyć — lecz także «chorobą społeczną», gdyż w tamtych czasach, w obawie przed zakażeniem, trędowaci musieli przebywać poza wspólnotą (por. Kpł 13, 46). Nie mogli więc wchodzić do zaludnionych miejsc, byli trzymani na dystans, usuwani na margines życia społecznego, a nawet religijnego. Byli izolowani. Idąc razem, ci trędowaci wyrażają swój sprzeciw wobec społeczeństwa, które ich wyklucza. I zauważmy: Samarytanin, mimo że jest uważany za heretyka, «cudzoziemca», tworzy z innymi grupę. Bracia i siostry, łączące ich choroba i słabość sprawiają, że opadają bariery i są przezwyciężane wszelkie wykluczenia.
Jest to piękny obraz także dla nas: kiedy jesteśmy szczerzy wobec siebie, pamiętamy, że wszyscy jesteśmy chorzy w sercu, że wszyscy jesteśmy grzesznikami, wszyscy potrzebujemy miłosierdzia Ojca. Wówczas przestajemy dzielić się na podstawie zasług, odgrywanych ról czy jakiegoś innego zewnętrznego aspektu życia, a w ten sposób upadają wewnętrzne mury, upadają uprzedzenia. W ten sposób w końcu odkrywamy na nowo, że jesteśmy braćmi. Również Syryjczyk Naaman — jak nam przypomniało pierwsze czytanie — choć był bogaty i wpływowy, by zostać uzdrowionym musiał uczynić coś prostego — zanurzyć się w rzece, w której kąpali się wszyscy inni. Przede wszystkim musiał zdjąć swoją zbroję, swoje szaty (por. 2 Krl 5) — jakże jest to dla nas dobre, gdy zdejmiemy nasze zbroje zewnętrzne, nasze bariery obronne i weźmiemy dobrą kąpiel pokory, przypominając sobie, że w środku wszyscy jesteśmy delikatni, wszyscy potrzebujemy uzdrowienia, wszyscy jesteśmy braćmi. Pamiętajmy o tym: wiara chrześcijańska zawsze od nas wymaga, abyśmy szli razem z innymi, abyśmy nigdy nie byli samotnymi piechurami. Zawsze zachęca nas, abyśmy wychodzili z naszych ograniczeń ku Bogu i ku naszym braciom i siostrom, nigdy nie zamykając się w sobie. Zawsze wymaga od nas, abyśmy uznali, że potrzebujemy uzdrowienia i przebaczenia, i abyśmy dzielili słabości tych, którzy są blisko nas, bez poczucia wyższości.
Bracia i siostry, sprawdźmy, czy w naszym życiu, w naszych rodzinach, w miejscach, w których pracujemy i w których bywamy na co dzień, potrafimy iść razem z innymi, potrafimy słuchać, przezwyciężać pokusę zabarykadowania się w swoim egocentryzmie i myślenia tylko o własnych potrzebach. Ale podążanie razem — czyli bycie «synodalnymi» — jest także powołaniem Kościoła. Zadajmy sobie pytanie, na ile naprawdę jesteśmy wspólnotami otwartymi i inkluzywnymi; czy potrafimy współpracować, kapłani i świeccy, w służbie Ewangelii; czy mamy postawę gościnną — wyrażającą się nie tylko słowami, ale konkretnymi gestami — wobec tych, którzy są daleko i wobec wszystkich, którzy zbliżają się do nas, czując się nieodpowiednio z powodu swoich trudnych dróg życiowych. Czy sprawiamy, że czują się częścią wspólnoty, czy też ich wykluczamy? Jestem zaniepokojony, gdy widzę wspólnoty chrześcijańskie dzielące świat na dobrych i złych, na świętych i grzeszników — w ten sposób czujemy się lepsi od innych i odsuwamy od siebie wielu ludzi, których Bóg chce objąć. Proszę, abyśmy zawsze włączali — tak w Kościele, jak i w społeczeństwie, wciąż naznaczonym wieloma nierównościami i marginalizacją. Włączali wszystkich. A dziś, w dniu, w którym Scalabrini zostaje świętym, chciałbym pomyśleć o migrantach. Wykluczenie migrantów jest skandaliczne! Tak, wykluczenie migrantów jest karygodne, sprawia, że umierają oni na naszych oczach. I tak dziś mamy Morze Śródziemne, które jest największym cmentarzem na świecie. Wykluczenie migrantów jest obrzydliwe, jest grzechem, jest przestępstwem. Nieotwieranie drzwi potrzebującym. «Nie, nie wykluczamy ich, odsyłamy ich» — do obozów, gdzie są wykorzystywani i sprzedawani jako niewolnicy. Bracia i siostry, dziś pomyślimy o naszych migrantach, o tych, którzy umierają. A tych, którzy są w stanie przybyć, czy przyjmujemy ich jako braci, czy też wyzyskujemy? Zostawiam tylko pytanie…
Drugim aspektem jest dziękowanie. W grupie dziesięciu trędowatych tylko jeden, widząc, że został uzdrowiony, wraca, by chwalić Boga i okazać wdzięczność Jezusowi. Pozostałych dziewięciu zostaje uzdrowionych, ale potem idą swoją drogą, zapominając o Tym, który ich uzdrowił. Zapomnieli o łaskach otrzymanych od Boga. Samarytanin natomiast czyni z otrzymanego daru początek nowej drogi — wraca do Tego, który go uzdrowił, idzie poznać bliżej Jezusa, nawiązuje relację z Nim. Jego postawa wdzięczności nie jest więc zwykłym gestem uprzejmości, ale początkiem drogi wdzięczności. Pada on na twarz u stóp Chrystusa (por. Łk 17, 16), czyli wykonuje gest adoracji — uznaje, że Jezus jest Panem i że jest ważniejszy od uzdrowienia, którego doświadczył.
Jest to, bracia i siostry, także wspaniała lekcja dla nas, którzy codziennie korzystamy z Bożych darów, ale często idziemy własną drogą, zapominając o pielęgnowaniu żywej, realnej relacji z Nim. To brzydka choroba duchowa: uważać wszystko za oczywiste, nawet wiarę, nawet naszą relację z Bogiem, do tego stopnia, że stajemy się chrześcijanami, którzy nie potrafią już się zadziwić, którzy nie umieją powiedzieć «dziękuję», którzy nie okazują wdzięczności, którzy nie potrafią dostrzec cudów Pana. «Chrześcijanie rozwodnieni», jak mawiała pewna moja znajoma. I w ten sposób dochodzimy do myślenia, że wszystko, co otrzymujemy każdego dnia, jest oczywiste i należne. Wdzięczność, umiejętność powiedzenia «dziękuję», prowadzi nas natomiast do stwierdzenia obecności Boga-Miłości. A także uznania znaczenia innych, przezwyciężając niezadowolenie i obojętność, które oszpecają nasze serca. Umiejętność dziękowania jest czymś fundamentalnym. Każdego dnia powiedzieć Panu «dziękuję», każdego dnia umieć dziękować między sobą: w rodzinie, za te małe rzeczy, które otrzymujemy, czasem nawet nie zastanawiając się, skąd pochodzą; w miejscach, w których bywamy codziennie, za wiele usług, z których korzystamy, i za ludzi, którzy nas wspierają; w naszych wspólnotach chrześcijańskich, za miłość Boga, której doświadczamy poprzez bliskość braci i sióstr, którzy często w milczeniu modlą się, ofiarowują, cierpią, idą wraz z nami. Proszę was bardzo, nie zapominajmy o tym kluczowym słowie: dziękuję! Nie zapominajmy, aby odczuwać i mówić: «dziękuję»!
Dwaj święci — dziś kanonizowani — przypominają nam, jak ważne jest, byśmy szli razem i umieli dziękować. Biskup Scalabrini, który założył dwa zgromadzenia, zajmujące się opieką nad migrantami — jedno męskie i drugie żeńskie — twierdził, że we wspólnej wędrówce tych, którzy emigrują, należy widzieć nie tylko problemy, ale także plan Opatrzności: «Właśnie z powodu migracji wymuszonych przez prześladowania — mówił — Kościół pokonał granice Jerozolimy i Izraela i stał się ‘katolicki’; dzięki dzisiejszym migracjom Kościół będzie narzędziem pokoju i komunii między narodami» (L’emigrazione degli operai italiani, Ferrara 1899). Jest pewna migracja, właśnie teraz, tu w Europie, przede wszystkim, która sprawia nam wiele cierpienia i porusza nas do otwarcia naszych serc: migracja Ukraińców, którzy uciekają przed wojną. Nie zapominajmy dziś o udręczonej Ukrainie. Scalabrini patrzył poza to, co uchwytne, patrzył przed siebie, w stronę świata i Kościoła bez barier, gdzie nikt nie jest obcy. Z kolei salezjański brat koadiutor Artemiusz Zatti — ze swoim rowerem — był żywym przykładem wdzięczności: wyleczony z gruźlicy, całe swoje życie poświęcił wdzięczności wobec innych, opiece nad chorymi z miłością i czułością. Podobno widziano go kiedyś, jak niósł na ramionach martwe ciało jednego ze swoich pacjentów. Pełen wdzięczności za to, co otrzymał, chciał powiedzieć swoje «dziękuję», biorąc na siebie rany innych. Dwa wzory.
Módlmy się, aby ci nasi święci bracia pomagali nam podążać razem, bez murów podziału; i pielęgnować tę, tak miłą Bogu, szlachetność ducha, jaką jest wdzięczność.
Przed modlitwą «Anioł Pański»:
Zanim zakończymy tę celebrację eucharystyczną, pozdrawiam was i dziękuję wam wszystkim, którzy przybyliście, żeby uczcić nowych świętych. Pozdrawiam kardynałów, biskupów, kapłanów, osoby konsekrowane, w szczególności misjonarzy i misjonarki św. Karola Boromeusza oraz braci salezjanów koadiutorów. Z wdzięcznością pozdrawiam oficjalne delegacje.
Dzisiaj w Fabriano zostanie beatyfikowana Maria Konstancja Panas, mniszka klaryska kapucynka, która żyła w klasztorze w Fabriano od 1917 do 1963 r., w którym odeszła do nieba. Przyjmowała osoby, które pukały do bramy klasztoru, wzbudzając we wszystkich pogodę ducha i ufność. W ostatnich latach, ciężko chora, ofiarowywała swoje cierpienia w intencji Soboru Watykańskiego ii , którego 60. rocznica otwarcia przypada pojutrze. Niech błogosławiona Maria Konstancja pomaga nam zawsze ufać Bogu i być otwartymi na bliźnich. Oklaski dla nowej błogosławionej!
Odnośnie do rozpoczęcia przed 60 laty Soboru nie możemy zapominać o niebezpieczeństwie wojny atomowej, które właśnie wówczas zagrażało światu. Dlaczego nie uczyć się od historii? Również w tamtej chwili istniały konflikty i wielkie napięcia, jednak wybrano drogę pokojową. W Biblii jest napisane: «Tak mówi Pan: ‘Stańcie na drogach i patrzcie, zapytajcie o dawne ścieżki, gdzie jest droga najlepsza — idźcie po niej, a znajdziecie dla siebie wytchnienie’» (Jr 6, 16).
Zapewniam o mojej modlitwie za ofiary szaleńczego aktu przemocy, który miał miejsce trzy dni temu w Tajlandii. Ze wzruszeniem zawierzam Ojcu życia w szczególności małe dzieci i ich rodziny.
A teraz zwrócimy się do Maryi Dziewicy, prosząc, aby nam pomagała być świadkami Ewangelii, ożywianymi przykładem świętych.