· Watykan ·

4 IX — Homilia podczas Mszy św. beatyfikacyjnej Jana Pawła I

Uśmiech duszy

 Uśmiech duszy  POL-009
27 września 2022

Jezus zmierza do Jerozolimy, a dzisiejsza Ewangelia mówi, że «szły z Nim wielkie tłumy» (Łk 14, 25). Iść z Nim oznacza podążać za Nim, czyli stać się uczniem. A jednak Pan kieruje do tych osób niezbyt atrakcyjną i bardzo wymagającą mowę: nie może być Jego uczniem ten, kto nie kocha Go bardziej niż swoich bliskich, kto nie dźwiga Jego krzyża, kto nie odrywa się od dóbr ziemskich (por. w. 26-27.33). Dlaczego Jezus kieruje takie słowa do tłumu? Jakie jest znaczenie Jego napomnień? Spróbujmy odpowiedzieć na te pytania.

Widzimy przede wszystkim wielkie tłumy, wielu ludzi idących za Jezusem. Możemy sobie wyobrazić, że wielu było zafascynowanych Jego słowami i zdumionych Jego czynami; a zatem widzieli w Nim nadzieję dla swojej przyszłości. Co zrobiłby każdy ówczesny nauczyciel, albo — możemy jeszcze zapytać — co zrobiłby przebiegły leader, widząc, że jego słowa i charyzma przyciągają tłumy i zwiększają uznanie dla niego? Tak dzieje się również dzisiaj — zwłaszcza w chwilach kryzysu osobistego i społecznego, kiedy jesteśmy bardziej narażeni na uczucia gniewu lub jesteśmy przerażeni czymś, co zagraża naszej przyszłości, stajemy się bardziej wrażliwi. W ten sposób, kierując się emocjami, powierzamy się tym, którzy ze zręcznością i sprytem wiedzą, jak skorzystać z tej sytuacji. Wykorzystują lęki społeczeństwa i obiecują, że są «zbawcą», który rozwiąże problemy, podczas gdy w istocie chcą zwiększyć swój wskaźnik popularności, swoją władzę, wywierane wrażenie, własną zdolność trzymania wszystkiego w garści.

Ewangelia mówi nam, że Jezus tak nie czyni. Styl Boga jest inny. Ważne jest zrozumienie stylu Boga, jak Bóg działa. Bóg działa zgodnie z pewnym stylem. Styl Boga jest odmienny od stylu tych ludzi, bo On nie instrumentalizuje naszych potrzeb, nigdy nie wykorzystuje naszych słabości, aby powiększyć siebie. Jego, który nie chce nas uwieść podstępem i nie chce rozdawać tanich przyjemności, nie interesują gigantyczne tłumy. Nie uprawia kultu liczb, nie szuka aprobaty, nie jest bałwochwalcą osobistego sukcesu. Wręcz przeciwnie, zdaje się być zmartwiony, gdy ludzie podążają za Nim z euforią i łatwym entuzjazmem. Zamiast więc ulegać pokusie popularności — bowiem popularność fascynuje — wymaga od każdego, by starannie rozeznał powody, dla których za nim idzie, i konsekwencje, jakie to za sobą pociąga. Istotnie, wielu z tego tłumu mogło pójść za Jezusem, ponieważ mieli nadzieję, że będzie On przywódcą, który wybawi ich od nieprzyjaciół, tym, który zdobędzie władzę i podzieli się nią z nimi, lub tym, który dokonując cudów, rozwiąże problemy głodu i chorób. Można bowiem iść za Panem z różnych powodów, a niektóre z nich, musimy to przyznać, są światowe: za doskonałymi pozorami religijnymi można ukryć zwyczajne zaspokajanie własnych potrzeb, dążenie do osobistego prestiżu, pragnienie odgrywania znaczącej roli, kontrolowania spraw, żądzę zajmowania miejsc i uzyskiwania przywilejów, dążenie do zdobycia uznania i wiele innych. To dzieje się dzisiaj pośród chrześcijan. Ale nie jest to styl Jezusa. I nie może to być styl ucznia i Kościoła. Jeżeli ktoś idzie za Jezusem, troszcząc się o korzyści osobiste, pomylił drogę.

Pan domaga się innej postawy. Pójście za Nim nie oznacza wejścia na jakiś dwór czy udziału w orszaku triumfalnym, nie oznacza też otrzymania ubezpieczenia na życie. Przeciwnie, oznacza także «dźwiganie swego krzyża» (Łk 14, 27) — tak jak On, brać na siebie ciężary własne i ciężary innych, czynić z życia dar, a nie własność, przeżywać je, naśladując hojną i miłosierną miłość, jaką On żywi wobec nas. Są to wybory, które angażują całość istnienia; dlatego Jezus pragnie, aby uczeń nie przedkładał niczego ponad tę miłość, nawet najdroższych uczuć i największych dóbr.

Ale żeby to uczynić, musimy patrzeć na Niego bardziej niż na siebie, uczyć się miłości, czerpać ją od Ukrzyżowanego. Tam widzimy tę miłość, która daje siebie aż do końca, bez miary i bez granic. Miarą miłości jest miłowanie bez miary. My sami — mówił papież Luciani – «jesteśmy przedmiotem nieprzemijającej miłości Boga» (Anioł Pański, 10 września 1978). Nieprzemijającej — nigdy nie gaśnie w naszym życiu, jaśnieje nad nami i rozświetla nawet najciemniejsze noce. Zatem patrząc na Ukrzyżowanego, jesteśmy wezwani do życia tą miłością — do oczyszczenia się z naszych wypaczonych wyobrażeń o Bogu i naszego zamknięcia, do miłowania Jego i innych ludzi w Kościele i w społeczeństwie, nawet tych, którzy nie myślą tak jak my, nawet naszych nieprzyjaciół.

Miłować, nawet jeśli ceną są ofiara, milczenie, niezrozumienie, samotność, trudności i prześladowania. Tak miłować, nawet za tę cenę, ponieważ — mawiał często błogosławiony Jan Paweł i — jeśli chce się ucałować ukrzyżowanego Jezusa, «nie można nie pochylić się nad krzyżem i nie pozwolić, by ukłuł cię jakiś cierń z korony, która jest na głowie Pana» (audiencja generalna, 27 września 1978 r.). Miłość aż do końca, ze wszystkimi jej cierniami — nie rzeczy robione połowicznie, kompromisy, czy spokojne życie. Jeśli nie stawiamy sobie wzniosłych celów, jeśli nie podejmujemy ryzyka, jeśli zadowalamy się wiarą powierzchowną, jesteśmy — mówi Jezus — jak ci, którzy chcą zbudować wieżę, ale nie obliczają dobrze środków potrzebnych do osiągnięcia tego celu; «kładą fundamenty», ale potem «nie zdołają wykończyć» dzieła (w. 29). Jeśli z obawy przed utratą siebie rezygnujemy z dawania siebie, zostawiamy rzeczy niedokończone: relacje, praca, powierzone nam obowiązki, marzenia, a nawet wiarę. I tak w końcu żyjemy połowicznie — a jakże wielu ludzi żyje połowicznie. Także i my bardzo często jesteśmy kuszeni, by żyć połowicznie — nigdy nie stawiając decydującego kroku. To oznacza życie połowiczne. Nigdy nie startujemy, nigdy nie ryzykujemy dla dobra, nigdy nie poświęcamy się naprawdę dla innych. Jezus tego od nas żąda: żyj Ewangelią, a będziesz żył, nie połowicznie, ale w pełni. Żyj Ewangelią, przeżywaj życie, bez kompromisów.

Bracia, siostry, tak żył nowy błogosławiony: w radości Ewangelii, bez kompromisów, miłując aż do końca. Uosabiał ubóstwo ucznia, które polega nie tylko na oderwaniu się od dóbr materialnych, ale przede wszystkim na przezwyciężeniu pokusy postawienia siebie w centrum i szukania własnej chwały. Przeciwnie, idąc za przykładem Jezusa, był pasterzem cichym i pokornym. Uważał siebie za proch, na którym Bóg zechciał pisać (por. A. Luciani/Jan Paweł i Opera omnia, Padwa 1988, t. ii , 11). Dlatego powiedział: «Pan tak bardzo to polecił: bądźcie pokorni. Nawet jeśli dokonałeś wielkich rzeczy, powiedz: sługami nieużytecznymi jesteśmy» (audiencja generalna, 6 września 1978).

Papież Luciani uśmiechem potrafił przekazywać dobroć Pana. Piękny jest Kościół o obliczu radosnym, obliczu pogodnym, obliczu uśmiechniętym, który nigdy nie zamyka drzwi, który nie czyni serc cierpkimi, który nie narzeka i nie żywi urazy, który nie jest rozgniewany, nie jest niecierpliwy, który nie jawi się ponury, który nie cierpi z powodu nostalgii za przeszłością, popadając we wstecznictwo. Módlmy się o to do naszego ojca i brata, prośmy, aby nam wyjednał «uśmiech duszy», ów jaśniejący, który nie okłamuje: uśmiech duszy. Prośmy jego słowami o to, o co sam zwykł prosić: «Panie, weź mnie takim, jakim jestem, z moimi wadami, z moimi ułomnościami, ale uczyń mnie takim, jakim Ty chcesz, żebym był» (audiencja generalna, 13 września 1978 r.). Amen.

Słowa przed modlitwą «Anioł Pański»:

Drodzy bracia i siostry, przed zakończeniem tej celebry kieruję do was wszystkich pozdrowienia i dziękuję za udział.

Wdzięczny jestem braciom kardynałom, biskupom i kapłanom, przybyłym z różnych krajów.

Pozdrawiam oficjalne delegacje, które tu przybyły, żeby oddać hołd nowemu Błogosławionemu. Składam wyrazy szacunku panu prezydentowi Republiki Włoskiej i premierowi Księstwa Monako.

Pozdrawiam was wszystkich, pielgrzymów, w szczególności wiernych z Wenecji, Belluno i Vittorio Veneto, miejscowości związanych z doświadczeniem ludzkim, kapłań-skim i biskupim błogosławionego Albina Lucianiego.

A teraz zwrócimy się w modlitwie do Maryi Dziewicy, aby wyjednała dar pokoju na całym świecie, zwłaszcza na umęczonej Ukrainie. Niech Ona, pierwsza i doskonała uczennica Pana, pomaga nam kierować się przykładem i świętością życia Jana Pawła i .