6 czerwca
Eucharystia jest Chlebem dla wszystkich
Drodzy Bracia i Siostry, dzień dobry!
Dzisiaj we Włoszech i w innych krajach obchodzona jest uroczystość Ciała i Krwi Chrystusa. Ewangelia przedstawia nam opowiadanie o Ostatniej Wieczerzy (Mk 14, 12-16. 22-26). Słowa i gesty Pana poruszają nasze serce — bierze On chleb w swoje ręce, wypowiada błogosławieństwo, łamie go i podaje uczniom, mówiąc: «Bierzcie, to jest Ciało moje» (w. 22).
Właśnie tak, z prostotą, Jezus daje nam największy sakrament. Jego gest jest pokornym gestem daru, gestem dzielenia się. W kulminacyjnym momencie swojego życia nie rozdaje chleba obficie, żeby nakarmić tłumy, ale dzieli samego siebie w czasie wieczerzy paschalnej z uczniami. W ten sposób Jezus pokazuje nam, że celem życia jest dawanie siebie, że rzeczą największą jest służenie. A my dzisiaj odkrywamy na nowo wielkość Boga w kawałku Chleba, w kruchości, która jest przepełniona miłością i jest przepełniona dzieleniem się. Kruchość — na to właśnie słowo chciałbym zwrócić uwagę. Jezus staje się kruchy jak chleb, który się łamie i się kruszy. Ale właśnie w tym tkwi Jego siła, w Jego kruchości. W Eucharystii kruchość jest siłą — siłą miłości, która staje się mała, żeby można ją było przyjąć, a nie obawiać się jej; siłą miłości, która się łamie i się dzieli, żeby karmić i dawać życie; siłą miłości, która się rozdrabnia na kawałki, żeby złączyć nas wszystkich w jedno.
A istnieje inna siła, która dochodzi do głosu w kruchości Eucharystii — siła miłowania tych, którzy błądzą. To w noc, kiedy zostaje zdradzony, Jezus daje nam Chleb życia. Daje nam największy dar wtedy, gdy w sercu doświadcza najgłębszej otchłani — zdradza Go uczeń, który razem z Nim je, który macza kęs w tym samym talerzu. A zdrada jest największym bólem dla tego, kto kocha. I co czyni Jezus? Reaguje na zło największym dobrem. Na «nie» Judasza odpowiada przez «tak» miłosierdzia. Nie karze grzesznika, ale daje za niego życie, płaci za niego. Kiedy przyjmujemy Eucharystię, Jezus to samo czyni w stosunku do nas — zna nas, wie, że jesteśmy grzesznikami i wie, że często popełniamy błędy, ale nie rezygnuje z łączenia swojego życia z naszym. Wie, że tego potrzebujemy, gdyż Eucharystia nie jest nagrodą dla świętych, nie, jest Chlebem grzeszników. Dlatego napomina nas: «Nie bójcie się! Bierzcie i jedzcie».
Za każdym razem, kiedy przyjmujemy Chleb życia, Jezus nadaje nowy sens naszym słabościom. Przypomina nam, że w Jego oczach jesteśmy cenniejsi, niż myślimy. Mówi nam, że się cieszy, jeżeli dzielimy się z Nim naszymi słabościami. Powtarza nam, że Jego miłosierdzie nie obawia się naszej nędzy. Miłosierdzie Jezusa nie boi się naszej nędzy. A przede wszystkim leczy nas miłością z owych słabości, których sami nie potrafimy uleczyć. Z jakich słabości? Zastanówmy się. Tej, jaką jest odczuwanie urazy do tego, kto nas skrzywdził — sami nie możemy jej uzdrowić; z tej, którą jest dystansowanie się od innych i izolowanie się w nas samych — tej sami nie możemy uleczyć; tej polegającej na użalaniu się nad sobą i uskarżaniu się, nie znajdując spokoju — również tej my sami nie możemy uleczyć. To On nas uzdrawia swoją obecnością, swoim Chlebem, Eucharystią. Eucharystia jest skutecznym lekarstwem na te zamknięcia. Chleb życia bowiem leczy ze sztywności i przekształca je w uległość. Eucharystia uzdrawia, ponieważ jednoczy z Jezusem — sprawia, że przyswajamy sobie Jego sposób życia, Jego zdolność łamania się i dawania siebie braciom, odpowiadania na zło dobrem. Daje nam odwagę do wychodzenia poza własne «ja» i pochylania się z miłością nad słabościami drugiego człowieka. Podobnie jak Bóg postępuje z nami. To jest logika Eucharystii — przyjmujemy Jezusa, który nas kocha i leczy nasze słabości, żebyśmy kochali innych i pomagali im w ich słabościach. I tak jest w ciągu całego życia. Dzisiaj w Liturgii Godzin modliliśmy się hymnem — cztery wersety, które są podsumowaniem całego życia Jezusa. Mówią nam w istocie, że Jezus, rodząc się, stał się towarzyszem drogi w życiu; potem, w czasie Wieczerzy, dał siebie jako pokarm; następnie, na krzyżu, przez swoją śmierć stał się «ceną», zapłacił za nas; a teraz, królując w niebie, jest naszą nagrodą, do której dążymy, tą która nas czeka.
Niech Święta Dziewica, w której Bóg stał się Ciałem, pomaga nam przyjmować z wdzięcznym sercem dar Eucharystii i czynić dar także z naszego życia. Oby Eucharystia uczyniła nas darem dla wszystkich innych.
Po modlitwie «Anioł Pański» Papież powiedział m.in.:
Drodzy bracia i siostry, z bólem śledzę wiadomości nadchodzące z Kanady, dotyczące wstrząsającego odkrycia szczątków 215 dzieci, uczniów Kamloops Indian Residential School w prowincji Kolumbia Brytyjska. Łączę się z biskupami kanadyjskimi i z całym Kościołem katolickim w Kanadzie, wyrażając bliskość narodowi kanadyjskiemu, który jest wstrząśnięty tą szokującą wiadomością. To smutne odkrycie pogłębia dodatkowo świadomość bólu i cierpień z przeszłości. Oby władze polityczne i religijne Kanady nadal współpracowały z determinacją, żeby wyjaśnić to smutne wydarzenie i z pokorą podjąć drogę pojednania i uzdrawiania. Te trudne chwile są mocnym wezwaniem dla wszystkich, żeby odejść od modelu kolonizatorskiego i podążać ramię w ramię w dialogu, we wzajemnym szacunku i w uznaniu praw oraz wartości kulturowych wszystkich córek i synów Kanady. Zawierzmy Panu dusze wszystkich dzieci zmarłych w szkołach z internatem w Kanadzie i módlmy się za rdzenne rodziny i wspólnoty kanadyjskie, złamane bólem. Pomódlmy się w milczeniu.
Pragnę zapewnić o mojej modlitwie za ofiary masakry dokonanej w nocy z piątku na sobotę w miasteczku w Burkina Faso. Wyrażam bliskość członkom rodzin i całemu ludowi Burkina Faso, który bardzo cierpi z powodu tych powtarzających się ataków. Afryka potrzebuje pokoju, a nie przemocy!
Dzisiaj w Chiavennie, w diecezji Como, jest beatyfikowana siostra Maria Laura Mainetti ze Zgromadzenia Córek Krzyża, zabita 21 lat temu przez trzy dziewczęta, będące pod wpływem sekty satanistycznej. To okrucieństwo! Właśnie ona, która kochała młodzież nade wszystko i umiłowała je oraz przebaczyła tymże dziewczętom, będącym w więzach zła. Siostra Maria Laura pozostawia nam swój program życia: «Robić każdą małą rzecz z wiarą, miłością i entuzjazmem». Oby Pan dał nam wszystkim wiarę, miłość i entuzjazm. Oklaski dla nowej błogosławionej!
Pojutrze, we wtorek 8 czerwca o godz. 13, międzynarodowa Akcja Katolicka zachęca do poświęcenia «minuty dla pokoju», każdy zgodnie z własną tradycją religijną. Módlmy się w szczególności w intencji Ziemi Świętej i Mjanmy.
Serdecznie pozdrawiam was wszystkich, przybyłych z Rzymu, z Włoch i z innych krajów. (...)
Wszystkim życzę miłej niedzieli. Proszę, nie zapominajcie modlić się za mnie. Dobrego obiadu i do zobaczenia!
13 czerwca
Zasiewajmy dobro cierpliwie i wytrwale
Drodzy Bracia i Siostry, dzień dobry!
Przypowieści, które dzisiaj przedstawia nam liturgia — dwie przypowieści — zainspirowane są zwyczajnym życiem i ukazują uważne spojrzenie Jezusa, który obserwuje rzeczywistość i za pomocą drobnych powszednich obrazów otwiera okna na tajemnicę Boga i na ludzkie dzieje. Jezus mówił w sposób łatwy do zrozumienia, mówił posługując się obrazami z rzeczywistości, z życia codziennego. W ten sposób poucza nas, że również sprawy codzienne, te, które czasami wydają się wszystkie jednakowe i które przeżywamy z roztargnieniem bądź z trudem, są wypełnione ukrytą obecnością Boga, a zatem mają znaczenie. Tak więc również nasze oczy muszą być uważne, żebyśmy umieli «szukać i znajdować Boga we wszystkim».
Jezus porównuje dziś królestwo Boże, czyli swoją obecność, zamieszkującą w sercu rzeczy i świata, do ziarnka gorczycy, a więc do najmniejszego nasienia, jakie istnieje — jest bardzo maleńkie. A jednak, rzucone w ziemię, wzrasta ono, stając się największym drzewem (por. Mk 4, 31-32). W ten sposób działa Bóg. Niekiedy zgiełk świata wraz z wieloma czynnościami, które wypełniają nasze dni, uniemożliwiają nam zatrzymanie się i dostrzeżenie, w jaki sposób Pan kieruje historią. A jednak — zapewnia Ewangelia — Bóg działa, na sposób małego dobrego ziarna, które cicho i powoli kiełkuje. I stopniowo staje się bujnym drzewem, które daje życie i orzeźwienie wszystkim. Także ziarno naszych dobrych uczynków może się wydawać nikłe; a jednak wszystko, co jest dobre, należy do Boga, a zatem pokornie, powoli przynosi owoc. Dobro — przypomnijmy o tym — wzrasta zawsze w sposób pokorny, w sposób skryty, często niewidoczny.
Drodzy bracia i siostry, Jezus przez tę przypowieść chce wzbudzić w nas ufność. W wielu sytuacjach życiowych bowiem może się zdarzyć, że się zniechęcimy, bo widzimy słabość dobra w porównaniu z pozorną siłą zła. I możemy dać się sparaliżować przez brak ufności, kiedy stwierdzamy, że wysilaliśmy się, ale rezultatów nie ma, i wydaje się, że sprawy nigdy się nie zmieniają. Ewangelia wymaga od nas nowego spojrzenia na nas samych i na rzeczywistość; wymaga, żeby mieć większe oczy, które potrafią widzieć dalej, zwłaszcza poza tym, co pozorne, żeby odkrywać obecność Boga, który jak pokorna miłość zawsze działa na glebie naszego życia i na glebie historii. Taka jest nasza ufność, właśnie to daje nam siłę, żeby iść naprzód każdego dnia cierpliwie, zasiewając dobro, które przyniesie owoc. Jakże ważna jest ta postawa, również dlatego, żeby dobrze wyjść z pandemii! Pielęgnowanie ufności, że jesteśmy w rękach Boga, i zarazem angażowanie się, wszyscy, aby odbudowywać i zaczynać na nowo, cierpliwie i wytrwale.
Również w Kościele może się zakorzenić chwast nieufności, zwłaszcza kiedy jesteśmy świadkami kryzysu wiary i niepowodzenia różnych projektów i inicjatyw. Jednak nie zapominajmy nigdy, że rezultaty zasiewu nie zależą od naszych zdolności — zależą od działania Boga. Do nas należy zasiewanie, i to zasiewanie z miłością, z zaangażowaniem i cierpliwie. Ale siła ziarna jest Boża. Wyjaśnia to Jezus w drugiej dzisiejszej przypowieści — rolnik rzuca ziarno, a potem nie wie, jak to jest, że przynosi owoc, bowiem ziarno samo rośnie, spontanicznie, w dzień i w nocy, kiedy on najmniej się tego spodziewa (por. ww. 26-29). Z Bogiem zawsze jest nadzieja na nowe pędy również na najbardziej jałowych gruntach.
Oby Najświętsza Maryja, pokorna Służebnica Pańska, nauczyła nas widzieć wielkość Boga, który działa w małych rzeczach, i pokonywać pokusę zniechęcenia. Ufajmy Jemu każdego dnia!
Po modlitwie «Anioł Pański» Papież powiedział:
Drodzy bracia i siostry, wyrażam szczególną bliskość mieszkańcom regionu Tigraj w Etiopii, dotkniętym poważnym kryzysem humanitarnym, który może narazić najuboższych na nędzę. Dzisiaj panuje niedostatek, jest tam głód. Módlmy się razem, żeby natychmiast ustała przemoc, żeby została zapewniona wszystkim pomoc żywnościowa i opieka zdrowotna oraz żeby jak najszybciej została przywrócona harmonia społeczna. Odnośnie do tego dziękuję wszystkim, którzy dokładają starań, aby ulżyć w cierpieniach ludzi. Módlmy się w tych intencjach do Matki Bożej. Zdrowaś Maryjo…
Wczoraj był obchodzony Światowy Dzień Sprzeciwu wobec Pracy Dzieci. Nie można zamykać oczu na wykorzystywanie dzieci, pozbawionych prawa do zabawy, uczenia się i snucia marzeń. Według szacunków Międzynarodowej Organizacji Pracy, obecnie jest wykorzystywanych do pracy ponad 150 milionów dzieci — to jest tragedia! 150 milionów — mniej więcej jak wszyscy mieszkańcy Hiszpanii razem z Francją i z Włochami. To dzieje się dzisiaj! Bardzo wiele dzieci cierpi z tego powodu — wykorzystywane są do pracy dzieci. Ponówmy wszyscy razem wysiłki, aby wyeliminować to niewolnictwo naszych czasów.
Dziś po południu odbędzie się w Auguście na Sycylii ceremonia przyjęcia wraku łodzi, która zatonęła 18 kwietnia 2015 r. Niech ten symbol licznych tragedii na Morzu Śródziemnym wciąż apeluje do sumienia wszystkich i sprzyja rozwojowi bardziej solidarnej ludzkości, która zburzy mur obojętności. Pomyślmy — Morze Śródziemne stało się największym cmentarzem Europy.
Jutro przypada Światowy Dzień Krwiodawcy. Dziękuję z serca wolontariuszom i zachęcam ich, aby kontynuowali swoje dzieło, dając świadectwo o wartościach wielkoduszności i bezinteresowności. Bardzo dziękuję, dziękuję!
I pozdrawiam serdecznie was wszystkich, przybyłych z Rzymu, z Włoch i z innych krajów; w szczególności pielgrzymów, którzy przyjechali na rowerach z Sedigliano i z Bra, wiernych z Forlì i z Cagliari.
Wszystkim życzę miłej niedzieli. I proszę, nie zapominajcie modlić się za mnie. Dobrego obiadu i do zobaczenia!
20 czerwca
Pan jest zawsze w łodzi naszego życia
Drodzy Bracia i Siostry, dzień dobry!
W dzisiejszej liturgii opowiadany jest epizod o burzy, którą uciszył Jezus (Mk 4, 35-41). Łódź, którą uczniowie przeprawiają się przez jezioro, jest smagana przez wiatr i fale, a oni obawiają się, że zatoną. Jezus jest z nimi w łodzi, jednak znajduje się na rufie i śpi na wezgłowiu. Uczniowie, pełni lęku, wołają do Niego: «Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?» (w. 38).
A wielokrotnie również my, nękani przez życiowe próby, wołaliśmy do Pana: «Dlaczego milczysz i nic dla mnie nie robisz? Zwłaszcza, kiedy wydaje się nam, że toniemy, bo miłość albo plan, w którym pokładaliśmy wielkie nadzieje, rozwiewa się; albo kiedy miotają nami uporczywe fale niepokoju; lub też kiedy czujemy się pogrążeni w problemach bądź zagubieni na morzu życia, nie mając kursu ani portu. Albo też w chwilach, kiedy brakuje siły, żeby iść naprzód, bo nie ma pracy albo niespodziewana diagnoza sprawia, że lękamy się o nasze zdrowie albo o zdrowie bliskiej nam osoby. Jest bardzo wiele chwil, kiedy czujemy się ogarnięci przez burzę, czujemy się niemal skończeni.
W takich sytuacjach i w wielu innych również my czujemy, że dławi nas strach, i tak jak uczniom grozi nam, że utracimy z pola widzenia sprawę najważniejszą. W łodzi bowiem, nawet jeśli śpi, jest Jezus i dzieli ze swoimi uczniami wszystko, co się wydarza. Jego sen, choć z jednej strony nas zdumiewa, z drugiej, wystawia nas na próbę. Pan tam jest, obecny; w istocie czeka — by tak się wyrazić — żebyśmy właśnie my Go zaangażowali, żebyśmy Go wzywali, żebyśmy postawili Go w centrum tego, czym żyjemy. Jego sen prowokuje nas do tego, żebyśmy się przebudzili. Bowiem, aby być uczniami Jezusa, nie wystarczy wierzyć, że Bóg jest, że istnieje, ale trzeba się z Nim zaangażować, trzeba razem z Nim podnieść głos. Posłuchajcie — trzeba do Niego wołać. Modlitwa często jest wołaniem: «Panie, ocal mnie!». Widziałem dzisiaj w programie A sua immagine (Na Jego obraz), w Dniu Uchodźcy, bardzo wiele osób przybywających łodziami; w chwili, kiedy toną, wołają: «Ratuj nas!». Również w naszym życiu dzieje się tak samo: «Panie, ocal nas!», i modlitwa staje się krzykiem.
Dzisiaj możemy zadać sobie pytanie: jakie wichry smagają moje życie, jakie fale uniemożliwiają mi żeglowanie i zagrażają mojemu życiu duchowemu, mojemu życiu rodzinnemu, a także mojemu życiu psychicznemu. Powiedzmy to wszystko Jezusowi, opowiadajmy Mu o wszystkim. On tego pragnie, chce, żebyśmy uchwycili się Jego, aby znaleźć osłonę przed spiętrzonymi falami życia. Ewangelia opowiada, że uczniowie podchodzą do Jezusa, budzą Go i mówią do Niego (por. w. 38). Taki jest początek naszej wiary — uznanie, że sami nie jesteśmy w stanie utrzymywać się na powierzchni, że potrzebujemy Jezusa, jak żeglarze gwiazd, żeby znaleźć kurs. Wiara zaczyna się od uwierzenia, że nie jesteśmy samowystarczalni, od poczucia, że potrzebujemy Boga. Kiedy przezwyciężamy pokusę zamknięcia się w sobie, kiedy przezwyciężamy fałszywą religijność, która nie chce fatygować Boga, kiedy wołamy do Niego, On może zdziałać w nas cuda. To łagodna i nadzwyczajna siła modlitwy czyni cuda.
Jezus na prośbę uczniów uspokaja wiatr i fale. I zadaje im pytanie — pytanie, które odnosi się również do nas: «Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże brak wam wiary!» (w. 40). Uczniowie ulegli lękowi, ponieważ wpatrywali się w fale, zamiast patrzeć na Jezusa. A lęk prowadzi nas do patrzenia na trudności, na fatalne problemy, a nie do patrzenia na Pana, który nieraz śpi. Także z nami jest podobnie — jakże często patrzymy uporczywie na problemy, zamiast udać się do Pana i na Niego zrzucić nasze zmartwienia! Jakże często zostawiamy Pana w kącie, na dnie łodzi życia, a budzimy Go tylko w chwili potrzeby! Prośmy dziś o łaskę wiary, która nie nuży się szukaniem Pana, pukaniem do drzwi Jego serca. Niech Maryja Dziewica, która w swoim życiu nigdy nie przestała ufać Bogu, obudzi w nas na nowo życiową potrzebę zawierzania się Jemu każdego dnia.
Po modlitwie «Anioł Pański» Papież powiedział m.in.:
Drodzy bracia i siostry, dołączam swój głos do głosu biskupów Mjanmy, którzy w ubiegłym tygodniu skierowali apel, by zwrócić uwagę całego świata na bolesne doświadczenie tysięcy osób, które w tym kraju są uchodźcami i umierają z głodu: «Błagamy z całą uprzejmością o umożliwienie otwarcia korytarzy humanitarnych» i aby «kościoły, pagody, klasztory, meczety, świątynie, a także szkoły i szpitale były szanowane jako neutralne miejsca schronienia. Oby Serce Chrystusa poruszyło serca wszystkich i przyniosło pokój w Mjanmie!
Dzisiaj obchodzony jest Światowy Dzień Uchodźcy, zorganizowany z inicjatywy Organizacji Narodów Zjednoczonych, którego temat brzmi: «Razem możemy coś zmienić». Otwórzmy nasze serce na uchodźców; przeżywajmy z nimi ich smutki i ich radości; uczmy się od nich odważnej odporności! I w ten sposób wszyscy razem sprawimy, że będzie się rozwijać bardziej ludzka wspólnota, jedna wielka rodzina.
Serdecznie witam was wszystkich, przybyłych z Rzymu, z Włoch i z innych krajów. Widzę tam Peruwiańczyków, Polaków… oraz inne narodowości… (...)
Wszystkim życzę miłej niedzieli. Proszę nie zapominajcie modlić się za mnie. Dobrego obiadu i do zobaczenia!
27 czerwca
Najgorszą chorobą jest brak miłości
Drodzy Bracia i Siostry, dzień dobry!
Dzisiaj w Ewangelii (Mk 5, 21-43) Jezus styka się z naszymi dwiema najbardziej dramatycznymi sytuacjami — śmiercią i chorobą. Uwalnia od nich dwie osoby — dziewczynkę, która umiera właśnie w czasie, kiedy ojciec poszedł prosić Jezusa o pomoc; i kobietę, która od wielu lat cierpi na krwotok. Jezusa porusza nasz ból i naszą śmierć, i czyni dwa znaki uzdrowienia, aby nam powiedzieć, że ani cierpienie, ani śmierć nie mają ostatniego słowa. Mówi nam, że śmierć nie jest końcem. Pokonuje tego wroga, od którego sami nie możemy się uwolnić.
Skupmy jednak uwagę, w tym okresie, kiedy choroba nadal zajmuje centralne miejsce w wiadomościach, na innym znaku — uzdrowieniu kobiety. Bardziej niż jej zdrowie zagrożone były jej uczucia. Dlaczego? Cierpiała na krwotok, a zatem, zgodnie z ówczesną mentalnością, była uważana za nieczystą. Była kobietą zepchniętą na margines społeczeństwa, nie mogła mieć stałych relacji, nie mogła mieć męża, nie mogła mieć rodziny i nie mogła utrzymywać zwyczajnych stosunków społecznych, ponieważ była «nieczysta», choroba czyniła ją «nieczystą». Żyła samotnie, ze zranionym sercem. Jaka jest najpoważniejsza choroba w życiu? Czy rak? Gruźlica? Pandemia? Nie. Najgorszą chorobą w życiu jest brak miłości, niemożność kochania. Ta nieszczęsna kobieta była chora, owszem, na upływy krwi, a w konsekwencji na brak miłości, ponieważ nie mogła utrzymywać relacji społecznych z innymi. A uzdrowienie, które liczy się najbardziej, to uzdrowienie uczuć. Jak jednak je znaleźć? Możemy zastanowić się nad naszymi uczuciami czy są chore, czy w dobrym zdrowiu? Czy są chore? Jezus jest w stanie je uzdrowić.
Historia tej bezimiennej kobiety — nazwijmy ją tak: «kobieta bezimienna» — w której wszyscy możemy zobaczyć siebie, jest przykładna. Tekst mówi, że przeszła liczne kuracje «i całe swe mienie wydała, a nic jej nie pomogło, lecz miała się jeszcze gorzej» (w. 26). Także my, jakże często uciekamy się do niewłaściwych środków zaradczych, żeby zaspokoić nasz brak miłości. Myślimy, że uszczęśliwiają nas sukces i pieniądze, ale miłości się nie kupuje, jest darmowa. Chronimy się w świat wirtualny, ale miłość jest konkretna. Nie akceptujemy siebie takich, jacy jesteśmy, więc kryjemy się za makijażem zewnętrzności, jednak miłość nie jest pozorem. Szukamy rozwiązań u magów, u guru, a potem zostajemy bez pieniędzy i bez spokoju, jak tamta kobieta. Ona w końcu wybiera Jezusa i rzuca się między tłum, żeby dotknąć płaszcza, płaszcza Jezusa. A zatem tamta kobieta szuka bezpośredniego kontaktu, fizycznego kontaktu z Jezusem. Szczególnie w tym okresie zrozumieliśmy, jak ważne są kontakt, więzi. To samo odnosi się do Jezusa — czasami zadowalamy się przestrzeganiem paru przykazań i powtarzaniem modlitw — często jak papugi — lecz Pan czeka, abyśmy się z Nim spotkali, żebyśmy otworzyli przed Nim serce, żebyśmy, jak ta kobieta, dotknęli Jego płaszcza, żeby wyzdrowieć. Bowiem gdy wchodzimy w zażyłą relację z Jezusem, zostają uzdrowione nasze uczucia.
Tego pragnie Jezus. Czytamy w istocie, że choć tłum cisnął się wokół Niego, On rozgląda się dokoła, żeby zobaczyć osobę, która Go dotknęła. Uczniowie mówili: «Widzisz, że tłum zewsząd Cię ściska…». Nie. «Kto mnie dotknął?». To jest spojrzenie Jezusa — jest bardzo wielu ludzi, ale On szuka oblicza i serca pełnego wiary. Jezus nie patrzy na ogół, tak jak my, ale patrzy na osobę. Nie zatrzymuje się w obliczu ran i błędów z przeszłości, ale wychodzi poza grzechy i uprzedzenia. My wszyscy mamy jakąś historię, i każdy z nas w swojej skrytości dobrze zna złe rzeczy z własnej historii. Ale Jezus patrzy na nie, żeby je uzdrowić. Natomiast my lubimy patrzeć na to, co jest złe u innych. Jakże często, kiedy rozmawiamy, wdajemy się w plotkarstwo, które jest obmawianiem innych, «niezostawianiem suchej nitki» na innych. Ale popatrz — jaka to perspektywa życia? Nie tak jak Jezus, który zawsze patrzy na sposób, żeby nas zbawić, patrzy na dziś, na dobrą wolę, nie na naszą złą historię. Jezus wychodzi poza grzechy. Jezus wychodzi poza uprzedzenia. Nie zatrzymuje się na pozorach, Jezus dociera do serca. I uzdrawia właśnie tę, która była odrzucona przez wszystkich, nieczysta. Z czułością nazywa ją «córką» (por. w. 34) — stylem Jezusa była bliskość, współczucie i czułość: «Córko…» — i chwali jej wiarę, przywracając jej ufność w samą siebie.
Siostro, bracie, jesteś tutaj, pozwól, żeby Jezus popatrzył na twoje serce i je uzdrowił. Ja także muszę to uczynić — pozwolić, żeby Jezus popatrzył na moje serce i je uzdrowił. A jeżeli już doświadczyłeś Jego czułego spojrzenia na sobie, naśladuj Go, postępuj tak jak On. Rozejrzyj się wokół — zobaczysz, że bardzo wiele osób, które żyją blisko ciebie, czuje się zranionych i samotnych, potrzebują poczuć, że są kochane — uczyń krok. Jezus prosi cię o spojrzenie, które nie poprzestanie na tym, co zewnętrzne, ale dotrze do serca; spojrzenie, które nie osądza — przestańmy osądzać innych — Jezus prosi nas o spojrzenie nieosądzające, ale przyjmujące. Otwórzmy nasze serce, żeby przyjąć innych. Ponieważ tylko miłość uzdrawia życie, tylko miłość uzdrawia życie. Matka Boża, Pocieszycielka strapionych, niech nam pomaga nieść czułość zranionym w sercu, których spotykamy na naszej drodze. A nie osądzać, nie osądzać rzeczywistości osobistej, społecznej innych. Bóg kocha wszystkich! Nie należy osądzać, pozwólcie żyć innym i starajcie się podchodzić z miłością.
Po modlitwie «Anioł Pański» Papież powiedział m.in.:
Drodzy bracia i siostry, dzisiaj, na krótko przed świętem Świętych Piotra i Pawła, proszę was, abyście się modlili za Papieża. Módlcie się w sposób szczególny — Papież potrzebuje waszych modlitw! Dziękuję. Wiem, że będziecie to robić.
Z okazji dzisiejszego Dnia na rzecz Pokoju na Wschodzie zachęcam wszystkich do błagania o miłosierdzie Boga i pokój dla tego regionu. Oby Pan wspierał wysiłki tych, którzy pracują na rzecz dialogu i braterskiego współistnienia na Bliskim Wschodzie, gdzie wiara chrześcijańska się narodziła i żyje pomimo cierpień. Oby Bóg darzył zawsze te drogie społeczności męstwem, wytrwałością i odwagą.
Zapewniam o swej bliskości mieszkańców południowo-wschodniej części Republiki Czeskiej, poszkodowanych przez potężny huragan. Modlę się za zmarłych i rannych oraz za tych, którzy musieli opuścić swoje domy, poważnie zniszczone.
Serdecznie witam was wszystkich, przybyłych z Rzymu, z Włoch i z innych krajów. Widzę Polaków, Hiszpanów… Wielu jest tam i tutaj… Niech nawiedzenie grobów świętych Piotra i Pawła umocni w was miłość do Chrystusa i do Kościoła.
Wszystkim życzę miłej niedzieli. I proszę, nie zapominajcie modlić się za mnie. Dobrego obiadu i do zobaczenia! (...)
29 czerwca
Boga trzeba ukazywać świadectwem życia
Drodzy Bracia i Siostry, dzień dobry!
W centrum Ewangelii dzisiejszej liturgii (Mt 16, 13-19) Pan zadaje uczniom decydujące pytanie: «A wy za kogo Mnie uważacie?» (w. 15). Jest to pytanie kluczowe, które Jezus powtarza także dzisiaj, nam: «Kim jestem dla ciebie?» Kim jestem dla ciebie, który przyjąłeś wiarę, ale jeszcze boisz się wypłynąć na głębię na moje Słowo? Kim jestem dla ciebie, który od dawna jesteś chrześcijaninem, jednak, wyczerpany przez przyzwyczajenie, zagubiłeś pierwszą miłość? Kim jestem dla ciebie, który przeżywasz trudną chwilę i potrzebujesz się otrząsnąć, żeby zacząć od nowa? Jezus pyta: Kim jestem dla ciebie? Dajmy Mu dzisiaj odpowiedź, ale odpowiedź płynącą z serca. Wszyscy dajmy Mu odpowiedź, która płynie z serca.
Przed tym pytaniem Jezus zadał uczniom inne: «Za kogo uważają Mnie ludzie?» (por. w. 13). To był sondaż, żeby odnotować opinie na Jego temat i sławę, jaką się cieszył, jednak Jezusa nie interesuje rozgłos, to nie był sondaż tego rodzaju. A w takim razie, dlaczego zadał to pytanie? Żeby zaznaczyć pewną różnicę, która jest zasadniczą różnicą życia chrześcijańskiego. Są ludzie, którzy zatrzymują się przy pierwszym pytaniu, na opiniach, i mówią o Jezusie; i są tacy, którzy, przeciwnie, mówią do Jezusa, przynosząc Mu życie, nawiązują z Nim więź, czynią decydujący krok. To interesuje Pana — aby być w centrum naszych myśli, stać się punktem odniesienia naszych uczuć; krótko mówiąc, być miłością naszego życia. Nie opinie, jakie mamy na Jego temat — nie obchodzą Go. Jego interesuje nasza miłość, to, czy jest On w naszym sercu.
Święci, których uroczystość dziś obchodzimy, uczynili ten krok i stali się świadkami. Przejście od opinii do tego, by mieć Jezusa w sercu — świadkowie. Nie byli czcicielami, ale naśladowcami Jezusa. Nie byli widzami, ale protagonistami Ewangelii. Wierzyli nie słowami, ale faktami. Piotr nie mówił o misji, żył misją, był rybakiem ludzi; Paweł nie pisał uczonych ksiąg, ale listy z życia, gdy podróżował i dawał świadectwo. Obydwaj poświęcili życie dla Pana i dla braci. I prowokują nas. Bowiem grozi nam, że poprzestaniemy na pierwszym pytaniu — że będziemy wyrażać zdania i opinie, mieć wspaniałe idee i mówić piękne słowa, ale nigdy się nie zaangażujemy. A Jezus pragnie, abyśmy się zaangażowali. Jakże często, na przykład, mówimy, że chcielibyśmy, aby Kościół był bardziej wierny Ewangelii, bliższy ludzi, bardziej profetyczny i misyjny, lecz potem, konkretnie, nic nie robimy! To smutne, że wielu mówi, komentuje i debatuje, ale niewielu daje świadectwo. Świadkowie nie gubią się w słowach, ale przynoszą owoc. Świadkowie nie skarżą się na innych i na świat, ale zaczynają od samych siebie. Przypominają nam, że Boga nie trzeba dowodzić, ale pokazywać, własnym świadectwem; nie głosić proklamacjami, ale dawać świadectwo przykładem. To się nazywa «zaangażowanie życia».
Jednak, gdy patrzy się na życie Piotra i Pawła, może się zrodzić zastrzeżenie — obydwaj byli świadkami, jednak nie zawsze przykładnymi — byli grzesznikami! Piotr zaparł się Jezusa, a Paweł prześladował chrześcijan. Jednak — i tu jest sedno — dali świadectwo także o swoich upadkach. Św. Piotr, na przykład, mógł powiedzieć do Ewangelistów: «Nie piszcie o błędach, jakie popełniłem», zróbcie Ewangelię for sport. Jednak nie, jego historia wyłania się naga, wyłania się surowa z Ewangelii, ze wszystkimi jego nędzami. To samo czyni św. Paweł, który w listach opowiada o błędach i słabościach. Od tego właśnie zaczyna świadek — od prawdy o sobie samym, od walki z własną dwulicowością i fałszem. Pan może uczynić wielkie rzeczy poprzez nas, kiedy nie troszczymy się o obronę naszego wizerunku, lecz jesteśmy przejrzyści dla Niego i dla innych. Dzisiaj, drodzy bracia i siostry, Pan nas zapytuje. A Jego pytanie jest takie samo: Kim jestem dla ciebie? Drąży w naszym wnętrzu. Przez swoich świadków Piotra i Pawła nakłania nas, abyśmy zrzucili nasze maski, zrezygnowali z półśrodków, z wymówek, które czynią nas letnimi i przeciętnymi. Niech nam w tym pomaga Matka Boża, Królowa Apostołów. Niech rozpali w nas pragnienie dawania świadectwa o Jezusie.
Po modlitwie «Anioł Pański» Papież powiedział:
Drodzy bracia i siostry, pojutrze, w czwartek 1 lipca, odbędzie się tu, w Watykanie, specjalny dzień modlitwy i refleksji poświęcony Libanowi. Razem ze zwierzchnikami wszystkich Kościołów obecnych w Kraju Cedrów zainspirujemy się słowami Pisma, które mówi: «Pan Bóg ma plany pokoju» (por. Jr 29, 11). Zachęcam wszystkich do łączenia się duchowo z nami i modlitwy, aby Liban podniósł się z poważnego kryzysu, który przechodzi, i ukazał na nowo światu swoje oblicze pokoju i nadziei.
1 lipca przypadnie 160. rocznica pierwszego wydania «L’Osservatore Romano», «dziennika partyjnego», jak go nazywam. Najlepsze życzenia i wielkie podziękowania za waszą służbę. Kontynuujcie waszą pracę wiernie i z kreatywnością.
A dziś mamy rocznicę, która porusza serca nas wszystkich — 70 lat temu Papież Benedykt został wyświęcony na kapłana [oklaski]. Tobie, Benedykcie, drogi ojcze i bracie, wyrażamy nasze przywiązanie, naszą wdzięczność i naszą bliskość. Mieszka on w klasztorze, miejscu przeznaczonym dla wspólnot kontemplacyjnych tu, w Watykanie, żeby modliły się za Kościół. Obecnie to on jest kontemplatorem watykańskim, który poświęca swoje życie modlitwie za Kościół i za diecezję rzymską, której jest biskupem seniorem. Dzięki, Benedykcie, drogi ojcze i bracie. Dzięki za twoje wiarygodne świadectwo. Dzięki za twoje spojrzenie, nieustannie skierowane na Boży horyzont — dzięki!
Serdecznie pozdrawiam was wszystkich, pielgrzymów włoskich i z różnych krajów; jednak dziś zwracam się w szczególności do rzymian, w święto naszych świętych Patronów. Błogosławię was, drodzy rzymianie! Życzę wszelkiego dobra Rzymowi — żeby dzięki staraniom was wszystkich, wszystkich obywateli, był miastem przyjaznym dla życia i gościnnym, żeby nikt nie był wykluczony, żeby dzieci i osoby starsze były otaczane opieką, żeby była praca i żeby była godna, żeby ubodzy i ostatni byli w centrum projektów politycznych i społecznych. Modlę się w tej intencji. A także wy, umiłowani wierni Rzymu, módlcie się za waszego Biskupa. Dziękuję.
Wszystkim życzę miłego święta! Dobrego obiadu i do zobaczenia.