· Watykan ·

14 III — Homilia podczas Mszy św. z okazji 500-lecia ewangelizacji Filipin

Dziękuję za radość Filipińczyków

 Dziękuję za radość Filipińczyków  POL-004
19 maja 2021

W niedzielę 14 marca w Bazylice Watykańskiej Ojciec Święty odprawił Mszę św. z okazji 500. rocznicy dotarcia chrześcijaństwa na Filipiny. Poniżej zamieszczamy wygłoszoną przez niego homilię.

«Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał» (J 3, 16). Tu jest serce Ewangelii, tu jest fundament naszej radości. Treścią Ewangelii bowiem nie jest jakaś idea czy doktryna, ale Jezus, Syn, którego ofiarował nam Ojciec, abyśmy mieli życie. Jezus jest fundamentem naszej radości — nie jest to jakaś piękna teoria na temat tego, jak być szczęśliwymi, ale doświadczenie tego, że ktoś nam towarzyszy na drodze życia i nas kocha. «Tak bardzo umiłował świat, że dał swego Syna». Zatrzymajmy się chwilę, bracia i siostry, przy tych dwóch aspektach — «tak bardzo umiłował» i «dał».

Przede wszystkim, Bóg bardzo umiłował. Te słowa, które Jezus kieruje do Nikodema — starszego Żyda, który chciał poznać Nauczyciela — pomagają nam dostrzec prawdziwe oblicze Boga. On zawsze patrzył na nas z miłością i z miłości przyszedł do nas w ciele swego Syna. W Nim przyszedł nas szukać w miejscach, w których się zagubiliśmy. W Nim przyszedł, aby podnieść nas z naszych upadków. W Nim płakał naszymi łzami i leczył nasze rany. W Nim pobłogosławił na zawsze nasze życie. Każdy, kto w Niego wierzy, mówi Ewangelia, nie zginie (por. tamże). W Jezusie Bóg wypowiedział ostateczne słowo o naszym życiu — ty nie zginąłeś, ty jesteś kochany. Zawsze jesteś kochany.

Jeśli słuchanie Ewangelii i praktykowanie naszej wiary nie poszerza nam serca, byśmy mogli dostrzec wielkość tej miłości, i być może popadamy w religijność poważną, smutną, zamkniętą, jest to znak, że powinniśmy się zatrzymać na moment i posłuchać na nowo dobrej nowiny — Bóg cię kocha, tak bardzo, że ofiarował ci całe swoje życie. Nie jest to bóg, który patrzy na nas obojętnie z góry, ale Ojciec, Ojciec zakochany, który angażuje się w naszą historię. Nie jest to bóg, któremu przyjemność sprawia śmierć grzesznika, ale Ojciec, zatroskany o to, by nikt się nie zgubił. Nie jest to bóg, który potępia, ale Ojciec, który nas zbawia błogosławiącym uściskiem swojej miłości.

Przejdźmy do drugiego słowa — Bóg «dał» swego Syna. Właśnie dlatego, że tak bardzo nas kocha, Bóg daje samego siebie i ofiarowuje nam swoje życie. Kto kocha, zawsze wychodzi poza siebie. Nie zapominajcie o tym — kto kocha, zawsze wychodzi poza siebie. Miłość zawsze się ofiarowuje, daje siebie, poświęca się. To jest właśnie moc miłości — rozbija skorupę egoizmu, przełamuje bariery przesadnie wykalkulowanych ludzkich zabezpieczeń, burzy mury i pokonuje lęki, aby stać się darem. To jest dynamika miłości — uczynić z siebie dar, oddać się. Kto kocha, jest taki — woli zaryzykować, dając siebie, niż tracić siły, pozostając tylko dla siebie. Bóg wychodzi poza siebie, ponieważ «tak bardzo umiłował». Jego miłość jest tak wielka, że nie może zrobić nic innego, jak tylko ofiarować się nam. Kiedy lud wędrujący na pustyni zostaje zaatakowany przez jadowite węże, Bóg nakazuje Mojżeszowi, by sporządził miedzianego węża. Jednakże to w Jezusie, wywyższonym na krzyżu, On sam przyszedł, aby nas uleczyć z trucizny, która zadaje śmierć, sam uczynił się grzechem, aby nas zbawić od grzechu. Bóg nie kocha nas słowami — daje nam swego Syna, aby każdy, kto na Niego patrzy i wierzy w Niego, został zbawiony (por. J 3, 14-15).

Im bardziej kochamy, tym bardziej stajemy się zdolni do dawania. Jest to też klucz do zrozumienia naszego życia. To piękne spotykać osoby, które się kochają, które darzą się miłością i dzielą życie. Można o nich powiedzieć to, co o Bogu — kochają się tak bardzo, że dają swoje życie. Nie liczy się jedynie to, co możemy wyprodukować czy zarobić, liczy się przede wszystkim miłość, którą potrafimy dawać.

To jest źródło radości! Bóg tak bardzo umiłował świat, że dał swojego Syna. Tu zyskuje sens wezwanie, które Kościół kieruje w tę niedzielę: «Raduj się (...). Cieszcie się, wy, którzy byliście smutni, weselcie się i nasycajcie u źródła waszej pociechy» (Antyfona na wejście, por. Iz 66, 10-11). Powracam myślą do tego, co przeżywaliśmy tydzień temu w Iraku — udręczony naród radował się, dzięki Bogu, Jego miłosierdziu.

Czasami szukamy radości tam, gdzie jej nie ma. Szukamy jej w złudzeniach, które znikają, w marzeniach o własnej wielkości, w pozornej niezawodności rzeczy materialnych, w kulcie własnego wizerunku i wielu innych rzeczach… Ale doświadczenie życia uczy nas, że prawdziwą radością jest czuć się kochanym bezinteresownie, czuć, że ktoś nam towarzyszy, mieć kogoś, kto podziela nasze marzenia, a gdy toniemy, przychodzi nam z pomocą i prowadzi nas do bezpiecznej przystani.

Drodzy bracia i siostry, minęło pięćset lat od kiedy po raz pierwszy chrześcijańskie orędzie dotarło na Filipiny. Otrzymaliście radość Ewangelii — że Bóg tak bardzo nas umiłował, że dał nam swojego Syna. I tę radość widać w waszym ludzie, widać ją w waszych oczach, na waszych twarzach, w waszych pieśniach i w waszych modlitwach. Radość, z jaką niesiecie waszą wiarę na inne ziemie. Wiele razy mówiłem, że tutaj, w Rzymie, kobiety filipińskie są «przemytniczkami» wiary! Ponieważ tam, gdzie chodzą pracować, pracują, ale sieją wiarę. To jest — wybaczcie mi to słowo — choroba pokoleniowa [dziedziczna], ale błogosławiona choroba. Zachowajcie ją! Nieście wiarę, to orędzie, które otrzymaliście pięćset lat temu, a które teraz głosicie. Chcę podziękować wam za radość, jaką niesiecie całemu światu i wspólnotom chrześcijańskim. Myślę, jak już mówiłem, o wielu pięknych doświadczeniach w rodzinach rzymskich — a tak samo jest na całym świecie — gdzie wasza dyskretna i pracowita obecność stała się także świadectwem wiary. W stylu Maryi i Józefa — Bóg lubi przynosić radość wiary poprzez pokorną i ukrytą, odważną i wytrwałą służbę.

I w tę rocznicę, tak ważną dla świętego ludu Bożego na Filipinach, chcę również zachęcić was, abyście nie zaprzestali dzieła ewangelizacji — która nie jest prozelityzmem, jest czymś innym. To orędzie chrześcijańskie, które otrzymaliście, musi być zawsze niesione innym. Ewangelia Bożej bliskości chce wyrażać się w miłości do braci. Pragnienie Boga, aby nikt się nie zagubił, wymaga od Kościoła, by troszczył się o poranionych i żyjących na marginesie. Jeśli Bóg kocha tak bardzo, że ofiarował nam samego siebie, także Kościół ma tę misję — nie jest posłany po to, aby sądził, ale by przyjmował; nie po to, aby narzucał, ale by siał. Kościół jest powołany nie do tego, aby potępiał, ale by niósł Chrystusa, który jest zbawieniem.

Wiem, że to jest programem duszpasterskim waszego Kościoła — misyjne zaangażowanie, które jest udziałem wszystkich i dociera do wszystkich. Nie zniechęcajcie się nigdy w podążaniu tą drogą. Nie bójcie się głosić Ewangelii, służyć, kochać. A waszą radością będziecie mogli sprawić, by także o Kościele mówiono: «tak bardzo umiłował świat». Kościół, który kocha świat, nie osądzając go, i który ofiaruje siebie za świat, jest piękny i pociągający. Drodzy bracia i siostry, mam nadzieję, że tak będzie, na Filipinach i w każdym zakątku świata.