Świat informacji od wielu miesięcy pochłania pandemia wywołana przez COVID-19. Siła wyższa spowodowała, że zainteresowanie tym musiało ustąpić nieco miejsca wyborom prezydenckim w Stanach Zjednoczonych Ameryki i spirali tragicznej dżihadystycznej przemocy, której ofiarą padły Francja i Austria. Jednocześnie coraz dłuższy cień kryje resztę wydarzeń na planecie. Przede wszystkim dlatego, że rządzące mediami mechanizmy w obrębie światowej globalnej wioski stały się tak bardzo selektywne, że ogromna większość wydarzeń dziejących się na peryferiach często popada w zapomnienie.
Wystarczy pomyśleć o tym, co stało się niedawno w Afganistanie, kiedy grupa uzbrojonych mężczyzn weszła do siedziby uniwersytetu w Kabulu, gdzie odbywało się spotkanie z udziałem władz lokalnych i irańskich. Trzech mężczyzn dokonało masakry 22 osób, studentów i wykładowców, po czym zostali oni zabici przez siły bezpieczeństwa. Wieczorem tego samego dnia państwo islamskie przyznało się do ataku. Tę wiadomość podało kilka tytułów prasowych, ale nie spotkała się ona z należytą reakcją.
Podobnie jak tragedia, do której doszło w piątek 30 października w Butembo, we wschodniej części Demokratycznej Republiki Konga, gdzie uzbrojeni mężczyźni, których tożsamość do dziś nie została ustalona, «ogniem i mieczem» zaatakowali całą dzielnicę na skrajnych peryferiach tego kongijskiego miasta. Podczas ataku, który trwał prawie dwie godziny, zginęło 19 osób, wśród nich również katechista Richard Kisusi.
Zasadniczy problem polega na tym, że o Południu świata, niezależnie od tego, o który chodzi kontynent, na ogół mówi się w kontekście ruchów ludności, a także w odniesieniu do ewentualności, że wśród migrantów mogą znajdować się terroryści związani z dżihadem czy też nosiciele niebezpiecznych chorób.
A przecież jest wiele rzeczy do opowiedzenia, zarówno pozytywnych, jak negatywnych, różnych faktów i wydarzeń, które pozostają zamknięte w szufladach, panuje bowiem ogólny brak zainteresowania sprawami uważanymi za zbyt odległe geograficznie.
O tych wiadomościach, że się tak wyrażę, «drugiej kategorii» mówi się potem, w sposób przemądrzały i polemiczny, tylko wtedy, gdy pewne wydarzenia bezpośrednio interesują lokalną opinię publiczną, na przykład w związku z przyjmowaniem uchodźców i ich integracją.
Wielu wysuwa obiekcje, że solidne informacje międzynarodowe nie cieszą się popytem, a zatem źle się sprzedają, bo nie interesują ludzi. Zwolennicy tej tezy zapominają, że informowanie ma niewątpliwy walor edukacyjny, a ze względów deontologicznych nie można go traktować instrumentalnie.
Jak napisał Papież Franciszek w swojej ostatniej encyklice Fratelli tutti, «prawdziwa mądrość zakłada spotkanie z rzeczywistością. Ale dzisiaj wszystko można wytworzyć, zamaskować, zmodyfikować. Sprawia to, że bezpośrednie spotkanie z ograniczeniami, jakie niesie rzeczywistość, jest nie do zniesienia. W konsekwencji uaktywnia się mechanizm ‘selekcji’ i powstaje nawyk natychmiastowego oddzielania tego, co mi się podoba, od tego, co mi się nie podoba, rzeczy pociągających od niewygodnych».
W Średniowieczu, jak wiemy, alchemicy nieustannie szukali «kamienia filozoficznego», owej substancji katalizującej, która jest w stanie uzdrowić materię, pozwalając osiągnąć nieśmiertelność i zamienić liche metale w drogocenne złoto. Z pewnością nie możemy dziś oczekiwać, że samo informowanie zdoła w magiczny sposób urzeczywistnić zmianę, której pragniemy, lecz nie ulega wątpliwości, że wiedza otwiera horyzonty i że informacje międzynarodowe są pierwszą formą solidarności w zglobalizowanym i wewnętrznie połączonym świecie, w którym można się wybawić tylko razem. Taki motyw inspirował zresztą Dokument o Ludzkim Braterstwie, podpisany przez Papieża Franciszka i Wielkiego Imama Al-Azharu w lutym 2019 r. To pilne zadanie dotyczy również pracowników środków przekazu.
Giulio Albanese