29 IV — Spotkanie z młodzieżą w budapeszteńskiej hali sportowej im. László Pappa

Weźcie życie w swoje ręce, aby pomóc światu żyć w pokoju

 Weźcie życie w swoje ręce, aby pomóc światu żyć w pokoju  POL-005
17 maja 2023

Dicsértessék to Jézus Krisztus! [Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!]

Drodzy Bracia i Siostry, chciałbym wam powiedzieć köszönöm! [dziękuję]. Dziękuję za taniec, dziękuję za śpiew, za wasze odważne świadectwa i dziękuję każdemu z was za to, że tutaj jesteście: cieszę się, że mogę być z wami! Dziękuję.

Bp Ferenc powiedział nam, że młodość to czas wielkich pytań i wielkich odpowiedzi. To prawda, i ważne, by był ktoś, kto będzie prowokował was do stawiania pytań i słuchał ich, kto nie da wam odpowiedzi łatwych, odpowiedzi gotowych, ale pomoże wam bez lęku mierzyć się z przygodą życia w poszukiwaniu wielkich odpowiedzi. Odpowiedzi przygotowane z góry nie pomagają, nie czynią szczęśliwymi. Tak właśnie postępował Jezus. Bertalan, powiedziałeś, że Jezus nie jest postacią z bajki ani superbohaterem z komiksu, i to prawda: Chrystus jest Bogiem z krwi i kości, jest żywym Bogiem, który staje się nam bliski. Jest Przyjacielem, najlepszym z przyjaciół, jest Bratem, najlepszym z braci, i jest bardzo dobry w stawianiu pytań. Istotnie w Ewangelii, jako Nauczyciel, stawia On pytania, zanim udzieli odpowiedzi. Myślę o sytuacji, kiedy ma przed sobą kobietę cudzołożną, którą wszyscy wytykali palcami. Jezus interweniuje; ci, którzy ją oskarżali, odchodzą, a On zostaje z nią sam na sam. Wtedy delikatnie pyta ją: «Kobieto, gdzież oni są? Nikt cię nie potępił?» (J 8, 10). Ona odpowiada: «Nikt, Panie!» (w. 11). A mówiąc to, pojmuje, że Bóg nie chce potępiać, lecz przebaczać. Wbijcie to sobie do głowy: Bóg nie chce potępiać, ale przebaczać. Bóg zawsze przebacza. Jak powiedzieć po węgiersku: «Bóg zawsze przebacza»? [tłumacz mówi to po węgiersku, a Papież każe młodym powtarzać] Nie zapominajcie! On jest gotów podnieść nas z każdego naszego upadku! Dlatego nigdy nie powinniśmy się bać wędrować i iść z Nim dalej w życiu. Pomyślmy też o Marii Magdalenie, która w wielkanocny poranek pierwsza zobaczyła zmartwychwstałego Jezusa — a ta kobieta miała za sobą pewną historię! — ale to ona zobaczyła Go pierwsza. Płakała przy pustym grobie, a Jezus zapytał ją: «Niewiasto, czemu płaczesz? Kogo szukasz?» (J 20, 15). I tak, poruszona do głębi, Maria z Magdali otwiera swoje serce, mówi Mu o swojej udręce, wyjawia swoje pragnienia i swoją miłość: «Gdzie jest Pan»?

Spójrzmy też na pierwsze spotkanie Jezusa z tymi, którzy mieli zostać Jego uczniami. Dwóch z nich, wysłanych przez Jana Chrzciciela, idzie za Nim. Pan odwraca się i zadaje jedno pytanie: «Czego szukacie?» (J 1, 38). Ja też zadam pytanie, a każdy niech odpowie w swoim sercu, w milczeniu. Pytam: «Czego szukacie. Czego szukacie w życiu? Czego szukasz w swoim sercu?» Niech każdy w milczeniu odpowie w swoim wnętrzu. Czego szukam? Jezus nie wygłasza wielu kazań, nie, idzie, przemierza drogę razem z każdym z nas. Jezus idzie blisko każdego z nas. Nie chce, aby Jego uczniowie powtarzali lekcję niczym w szkole, ale by byli ludźmi młodymi wolnymi i szli, by byli towarzyszami drogi Boga, który słucha, który wysłuchuje ich potrzeb i zwraca uwagę na ich marzenia. Potem, po pewnym czasie dwaj młodzi uczniowie popełniają fatalny błąd — uczniowie Jezusa popełniają wielki błąd — i przedstawiają Jezusowi niewłaściwą prośbę, mianowicie, aby mogli znaleźć się po Jego prawej i lewej stronie, kiedy zostanie On królem — chcieli zrobić karierę! Ale ciekawe jest to, że Jezus nie gani ich za śmiałość, nie mówi im: «Jak śmiecie, przestańcie marzyć o takich sprawach!». Nie, Jezus nie burzy ich marzeń, lecz koryguje co do sposobu ich realizacji. Akceptuje ich pragnienie osiągnięcia wyżyn — to dobre pragnienie — ale nalega na jedną kwestię, którą należy dobrze zapamiętać: nie stajemy się wielkimi, wynosząc się nad innych, lecz pochylając się ku innym; nie kosztem innych, lecz służąc innym (por. Mk 10, 35-45) [prosi tłumacza o powtórzenie ostatniego zdania po węgiersku]. Czy rozumiecie? Widzicie, przyjaciele, Jezus cieszy się, że osiągamy wielkie cele. Nie chce, byśmy byli leniami i próżniakami, nie chce byśmy milczeli i byli nieśmiali; chce abyśmy byli żywi, aktywni, czynnie kształtujący rzeczywistość, byśmy kształtowali historię. I nigdy nie deprecjonuje naszych oczekiwań, ale przeciwnie, podnosi poprzeczkę naszych pragnień. Jezus zgodziłby się z waszym przysłowiem, które, mam nadzieję, dobrze wymówię: Aki mer az nyer [Odważny zwycięża].

Możecie mnie zapytać: jak zwyciężać w życiu? Prowadzą ku temu dwa podstawowe kroki, tak jak w sporcie: po pierwsze — mierzyć wysoko; po drugie — trenować. Mierzyć wysoko. Powiedz, czy masz talent? Z penością tak, wszyscy go mamy! Nie odkładaj go na bok, myśląc, że do szczęścia wystarcza niezbędne minimum: dyplom, praca, która pozwala zarobić pieniądze, trochę rozrywki... Nie, wykorzystaj to, co masz. Posiadasz jakąś dobrą cechę? Inwestuj w nią, bez obaw, idź naprzód! Czy czujesz w swoim sercu, że masz zdolności, które mogą przynieść dobro wielu osobom? Czy czujesz, że wspaniale jest miłować Pana, stworzyć dużą rodzinę, pomagać potrzebującym? Idź naprzód, nie myśl, że są to pragnienia nieosiągalne, ale inwestuj w wielkie cele życia! To było pierwsze — mierzyć wysoko. A drugie — trenować. W jaki sposób? W dialogu z Jezusem, który jest najlepszym z możliwych trenerów. On cię słucha, On cię motywuje, On w ciebie wierzy, wiesz, Jezus w ciebie wierzy! Potrafi wydobyć z ciebie to, co najlepsze. I zawsze zaprasza do tworzenia zespołu — nigdy w pojedynkę, ale z innymi, to bardzo ważne. Jeśli chcesz dojrzewać i rozwijać się w życiu, idź naprzód tworząc drużynę we wspólnocie, przeżywając wspólne doświadczenia. Myślę na przykład o Światowych Dniach Młodzieży i korzystam z okazji, aby zaprosić was na najbliższe, które odbędą się w Portugalii, w Lizbonie, na początku sierpnia. Dziś istnieje wielka pokusa, by zadowolić się telefonem komórkowym i kilkoma przyjaciółmi — to naprawdę niewiele. A nawet jeśli tak robi wiele osób, nawet jeśli to jest to, co ci odpowiada, to nie wychodzi na dobre. Nie możesz się zamknąć w małej grupie przyjaciół i rozmawiać tylko przez telefon komórkowy; to jest — pozwólcie, że tak powiem — dość głupie.

Ważny jest też pewien element treningu, a ty, Krisztino, przypomniałaś nam o tym, mówiąc, że pośród tysiąca wyścigów, tak szybkiego tempa i pośpiechu, jest jedna zasadnicza rzecz, której brakuje dzisiaj młodym ludziom, a także dorosłym. Powiedziałaś: «Nie dajemy sobie czasu na milczenie w zgiełku, bo boimy się samotności, i ostatecznie każdy dzień kończymy znużeni». Powiedziałaś to ty, Krisztino: dziękuję. Chciałbym wam powiedzieć: nie bójcie się iść w tej kwestii pod prąd, znaleźć codziennie czas na milczenie, na to, by się zatrzymać i pomodlić. Dzisiaj wszystko mówi wam, że musicie być szybcy, wydajni, praktycznie doskonali, niczym maszyny! Lecz, najmilsi, nie jesteśmy maszynami! A potem uświadamiamy sobie, że często brakuje nam paliwa, i nie wiemy, co robić. Bardzo dobrze robi umiejętność zatrzymania się, żeby zatankować, naładować akumulatory. Ale uwaga: nie po to, by pogrążać się w swoich melancholiach, by rozpamiętywać swoje smutki czy zastanawiać się, kto mi zrobił to czy tamto, nie po to, by snuć teorie na temat zachowania innych; nie, to nie prowadzi do niczego dobrego! To jest trucizna, tego się nie robi.

Milczenie jest przestrzenią, w której można pielęgnować korzystne relacje, ponieważ pozwala powierzyć Jezusowi to, co przeżywamy, zanieść Mu konkretne twarze i imiona, zrzucić na Niego nasze troski, przedstawić Mu naszych przyjaciół i pomodlić się za nich. Milczenie umożliwia nam lekturę strony Ewangelii, która przemawia do naszego życia, adorację Boga, dzięki czemu odzyskujemy pokój w sercu. Milczenie pozwala wziąć do ręki książkę, do lektury której nie jesteś zmuszony, ale która pomaga ci odczytać ludzką duszę; obserwować przyrodę, aby nie ograniczać kontaktu tylko do rzeczy stworzonych przez ludzi i odkryć otaczające nas piękno. Milczenie nie jest jednak po to, żeby przykleić się do telefonów komórkowych i mediów społecznościowych; nie, proszę — życie jest rzeczywiste, a nie wirtualne, nie dzieje się na ekranie, życie toczy się w świecie! Proszę was, nie wirtualizujcie życia! Powtarzam: nie wolno czynić wirtualnym życia, które jest konkretne. Czy to rozumiecie?

Milczenie jest zatem bramą modlitwy, a modlitwa jest bramą miłości. Chciałbym podziękować tobie, Dóro, ponieważ mówiłaś o wierze jako o historii miłości — to piękne, to jest twoje doświadczenie — w której każdego dnia stawiasz czoła trudnościom wieku dojrzewania, ale wiesz, że Ktoś jest z tobą, Ktoś jest dla ciebie, i że ten Ktoś, Jezus, nie boi się pokonywania z tobą każdej przeszkody, którą napotykasz. Pomaga ci w tym modlitwa, bo jest ona dialogiem z Jezusem, tak jak Msza św. jest spotkaniem z Nim, a spowiedź jest uściskiem, który otrzymuje się od Niego. Przychodzi mi na myśl wasz wielki muzyk Ferenc Liszt. Podczas czyszczenia jego fortepianu znaleziono paciorki różańca, które być może wpadły do instrumentu, gdy różaniec się rozerwał. Są one wskazówką, która sugeruje nam, że przed komponowaniem lub koncertem, być może nawet po chwili rozrywki przy fortepianie miał on zwyczaj modlić się — rozmawiał z Panem, rozmawiał z Matką Bożą o tym, co kochał, a swoją sztukę i swoje talenty wkładał w modlitwę. Modlitwa nie jest nudna! To my czynimy ją nudną. Modlitwa jest spotkaniem, spotkaniem z Panem — to piękne. A kiedy się modlicie, nie bójcie się zanosić Jezusowi wszystkiego, co się dzieje w waszym świecie wewnętrznym: uczuć, lęków, problemów, oczekiwań, wspomnień, nadziei, wszystkiego, również grzechów. On wszystko rozumie. Modlitwa jest dialogiem życia, modlitwa jest życiem. Bertalan, dzisiaj nie wstydziłeś się powiedzieć wszystkim o niepokoju, który czasami cię paraliżuje, i o trudnościach w dochodzeniu do wiary. Jakie to piękne, kiedy mamy odwagę prawdy, która nie polega na tym, aby pokazywać, że nigdy się nie boimy, lecz aby się otworzyć i podzielić swoimi słabościami z Panem i z innymi, niczego nie ukrywając, nie zatajając, nie nakładając masek. Bertalan, dziękuję za twoje świadectwo, dziękuję! Pan, jak nam mówi na każdej stronie Ewangelia, nie dokonuje wielkich rzeczy wobec nadzwyczajnych osób, ale wobec osób prawdziwych, z ograniczeniami, tak jak my. Natomiast ci, którzy polegają na swoich zdolnościach i żyją pozorami, żeby sprawiać wrażenie dobrych, trzymają Boga z dala od swoich serc, bo troszczą się jedynie o siebie. Swoimi pytaniami, swoją miłością, swoim Duchem Jezus drąży nas wewnętrznie, aby uczynić nas ludźmi prawdziwymi. A dziś bardzo potrzeba osób prawdziwych! Coś wam powiem: czy wiesz, jakie jest dziś niebezpieczeństwo? Bycie osobą fałszywą. Proszę was, nigdy nie bądźcie osobami fałszywymi, lecz zawsze osobami prawdziwymi, z własną prawdą! «Ojcze, wstydzę się, bo moja rzeczywistość nie jest dobra, wiesz, Ojcze, że mam w swym wnętrzu swoje sprawy...». Patrz przed siebie, na Pana, miej odwagę! Pan nas miłuje takich, jacy jesteśmy, jacy jesteśmy teraz, takich nas kocha. Odwagi i idźcie naprzód! Nie bójcie się waszych nędz.

A w związku z tym uderzyło nas to, co powiedziałeś ty, Tódorze, poczynając od twojego imienia, które nosisz na cześć błogosławionego Teodora, wielkiego wyznawcy wiary, który napomina nas, abyśmy nie żyli połowicznie. Chciałeś «nas przebudzić», mówiąc, że gorliwość misyjna jest znieczulana przez nasze życie w bezpieczeństwie i wygodzie, podczas gdy niewiele kilometrów stąd na porządku dziennym są wojna i cierpienie. Oto zatem wezwanie: weźmy życie w swoje ręce, aby pomóc światu żyć w pokoju. Niech nas to niepokoi; niech każdy zapyta siebie: co robię dla innych, co robię dla społeczeństwa, co robię dla Kościoła, co robię dla moich nieprzyjaciół? Czy żyję z myślą o własnym dobru, czy też angażuję się dla kogoś, nie obliczając własnych korzyści? Proszę was, zapytajmy siebie o naszą bezinteresowność, o naszą zdolność do miłowania, miłowania na wzór Jezusa, czyli do miłowania i służby.

Drodzy przyjaciele, jest jeszcze ostatnia sprawa, którą chciałbym się z wami podzielić, karta Ewangelii, która podsumowuje to, co sobie powiedzieliśmy. Półtora roku temu byłem tutaj na Kongresie Eucharystycznym; w rozdziale szóstym Ewangelii św. Jana znajduje się piękna mowa eucharystyczna, w której centrum jest młody człowiek. Opowiada o młodzieńcu, który znajdował się w tłumie i słuchał Jezusa. Prawdopodobnie wiedział, że spotkanie będzie trwało długo, i był przewidujący: przyniósł ze sobą obiad. — Czy wy przynieśliście kanapkę? A Jezus lituje się nad tłumem — było ponad pięć tysięcy osób — i chce go nakarmić. I tak w swoim stylu zadaje uczniom pytania, aby pobudzić ich do działania. Pyta jednego z nich, co robić, i otrzymuje odpowiedź «buchaltera»: «Za dwieście denarów nie wystarczy chleba, aby każdy z nich mógł choć trochę otrzymać» (J 6, 7). Jakby chciał powiedzieć: matematycznie to niemożliwe. Inny tymczasem widzi tego chłopca i dzieli się spostrzeżeniem, ale też jest ono pesymistyczne: «Jest tu jeden chłopiec, który ma pięć chlebów jęczmiennych i dwie ryby, lecz cóż to jest dla tak wielu?» (w. 9). Tymczasem Jezusowi wystarcza te pięć chlebów i dwie ryby, wystarcza, by dokonać słynnego cudu rozmnożenia chlebów. Każdy z nas, to niewiele, co mamy, nawet nasze grzechy wystarczają Jezusowi. A co powinniśmy zrobić? Pozostawić je w rękach Jezusa — to wystarczy.

Jednakże Ewangelia nie zdradza pewnego szczegółu, który pozostawia naszej wyobraźni: w jaki sposób uczniom udało się przekonać młodzieńca do oddania wszystkiego, co miał? Być może poprosili go o oddanie swojego obiadu, a on rozejrzał się dookoła, zobaczył tysiące ludzi. I być może, podobnie jak oni, odpowiedział: «To nie wystarczy, dlaczego mnie prosicie, a nie zajmiecie się tym wy, którzy jesteście uczniami Jezusa? Kimże ja jestem?». Wtedy, być może, powiedzieli mu, że sam Jezus go o to prosi. A on czyni rzecz niezwykłą: ufa. Ów młodzieniec, który miał obiad dla siebie, ufa , oddaje wszystko, niczego nie zatrzymuje dla siebie. Przyszedł, aby otrzymać coś od Jezusa, a okazuje się, że on sam daje Jezusowi. Ale tak właśnie dokonuje się cud. Rodzi się z dzielenia się: dokonane przez Jezusa rozmnożenie zaczyna się od tego, że ten młody człowiek dzieli się z Nim i dla innych. Niewielka ilość, którą dysponuje ten młodzieniec, w rękach Jezusa staje się wielką. Do tego właśnie prowadzi wiara — do wolności dawania, do entuzjazmu daru, do przezwyciężania lęków, do angażowania się! Przyjaciele, każdy z was jest cenny dla Jezusa, i dla mnie też! Pamiętaj, że nikt nie może zająć twojego miejsca w historii świata, w historii Kościoła, nikt nie może zająć twojego miejsca, nikt nie może zrobić tego, co tylko ty możesz uczynić. Więc pomóżmy sobie nawzajem wierzyć, że jesteśmy miłowani i cenni, że jesteśmy stworzeni do wielkich rzeczy. Módlmy się o to i zachęcajmy się w tym wzajemnie! I pamiętajcie też, abyście swoimi modlitwami wyświadczali mnie dobro. Köszönöm! [dziękuję!].