Piękna jest nauka o niebie, którą daje nam Katechizm Kościoła Katolickiego. Mówi on, że niebo nie oznacza miejsca, o którym możemy powiedzieć, że coś w nim jest «pod» albo «nad», «przed» albo «za», w którym coś było wcześniej, a coś będzie później… Niebo to nie miejsce, lecz bycie! «Bycie z Chrystusem» (por. kkk 1025), «doskonałe życie z Trójcą Świętą», «komunia życia i miłości z Nią, z Dziewicą Maryją, aniołami i wszystkimi świętymi» (1024), to niekończąca się nigdy możliwość widzenia Boga takiego, jaki jest, twarzą w twarz (por. 1021). Niebo to stan pełen miłości i bliskości Boga, w którym On «jest wszystkim we wszystkich» (por. 1 Kor 15, 28).
Niewiele wiemy o niebiańskich szczegółach. «Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują» (2, 9). Niebo to szczęście, doskonałe i wieczne. Jakże bardzo pielęgnujemy wspomnienia szczęśliwych dni naszego życia, utrwalamy je, robimy zdjęcia, kręcimy filmiki, piszemy pamiętniki. To wszystko jest bardzo zrozumiałe. Wiedząc, jak ulotne są te chwile, chcemy, by trwały choć w ten sposób. Te ziemskie szczęścia są drobnymi przebłyskami nieba, niczym promień słońca, który przedrze się nagle w mocno deszczowy dzień przez zbity kordon chmur, dając moment radości i nadzieję na więcej, na słońce. Tak i nasze małe ziemskie szczęścia są zapowiedzią i nadzieją wiecznego szczęścia w niebie. O tym jest pierwsze, a moje najbardziej ulubione zdanie z Katechizmu: «Bóg, w samym sobie nieskończenie doskonały i szczęśliwy, zamysłem czystej dobroci, w sposób całkowicie wolny stworzył człowieka, by uczynić go uczestnikiem swego szczęśliwego życia» ( kkk , 1).
Pamiętam starą, wyniszczoną książeczkę do modlitwy, którą posługiwała się moja babcia, a którą codziennie oglądałem jako mały chłopak. Gdy już nauczyłem się składać litery, przeczytałem jej tytuł: «Droga do nieba». To była dla mnie jedna z najwcześniejszych katechez. Właśnie ten tytuł. Pomyślałem wtedy, że w tej książeczce jest jakiś tajemniczy szyfr, jakaś mapa, informacja, mnie na razie niedostępna, jak trafić do nieba. Któregoś dnia babcia zabrała swoją książeczkę do trumny. Jestem pewien, że przewodnik, którym posługiwała się codziennie, nie zawiódł, lecz bezpiecznie doprowadził ją do celu.
Dziś, głosząc katechezy i kazania o modlitwie, właściwie nie umiem powiedzieć nic więcej niż to, co było zapisane w tytule tej książeczki, że droga do nieba biegnie tędy, przez codzienną systematyczną modlitwę, sakramenty, przez stałe otwieranie się na łaskę Bożą, a to wszystko daje nam siły do codziennego życia, które zmierza w jasnym i jednym kierunku i które ma określony i pewny cel.
Droga do nieba to też nasze codzienne życie, twórcze, konkretne i dobre, wypełnione wywiązywaniem się ze swoich obowiązków, to naśladowanie Chrystusa w Jego ziemskim życiu i przechodzenie jak On przez ziemię, czyniąc dobro (por. Dz 10, 38). Do nieba nie idzie się przez cudowność, tylko przez codzienność, do nieba idzie się przez ziemię; polską, śląską, kapłańską, małżeńską, moją i twoją, twardo po niej stąpając. «Tylko wiara w życie wieczne — powiedział Benedykt xvi — sprawia, że naprawdę miłujemy historię i chwilę obecną, ale bez przywiązań, w wolności pielgrzyma, który kocha ziemię, ponieważ jego serce jest w niebie». Kochajmy więc ziemię, lecz się na niej nie zadomawiajmy, bo nasza ostateczna «ojczyzna jest w niebie» (Flp 3, 20).
«…spójrz: umieramy i już nas nie będzie
za lat czterdzieści albo za dwa lata
lecz przyda nam się co było w nas święte:
miłość — przepustka do lepszego świata…» (Wojciech
Wencel)
Abp Adrian J. Galbas sac