Ostatnia deska ratunku…

faustina.jpg
13 kwietnia 2022

Każdy dzień jest dniem miłosierdzia Bożego. Gdyby choć na jedną mikrosekundę Bóg przestał okazywać światu swoje miłosierdzie, w tej samej mikrosekundzie świat przestałby istnieć. Jeden jednak dzień jest świętem Miłosierdzia, wielkim zaproszeniem do wielbienia miłosierdzia Pana, które jest dostępne szczególnie w sakramentach Kościoła: «Boże, zawsze miłosierny — modlimy się w kolekcie tego dnia — Ty przez doroczną uroczystość wielkanocną umacniasz wiarę swojego ludu. Pomnóż łaskę, której udzieliłeś, abyśmy wszyscy głębiej pojęli, jak wielki jest chrzest, przez który zostaliśmy oczyszczeni, jak potężny jest Duch, przez którego zostaliśmy odrodzeni, i jak cenna jest Krew, przez którą zostaliśmy odkupieni».

Już podczas pierwszych objawień, jakie św. Faustyna Kowalska otrzymała w Płocku — w lutym 1931 r. — Jezus prosił o ustanowienie święta i o to, by było ono obchodzone właśnie w Niedzielę Przewodnią. Siostra usłyszała wówczas słowa: «Ja pragnę, aby było Święto Miłosierdzia. Chcę, aby ten obraz, który namalujesz pędzlem, żeby był uroczyście poświęcony w pierwszą niedzielę po Wielkanocy, ta niedziela ma być Świętem Miłosierdzia» (Dz, 49), i dalej: «Święto Miłosierdzia wyszło z wnętrzności moich, pragnę, aby było uroczyście obchodzone w pierwszą niedzielę po Wielkanocy. Nie zazna ludzkość spokoju, dopóki się nie zwróci do źródła miłosierdzia mojego» (Dz, 699). Potem Chrystus jeszcze wielokrotnie prosił, by właśnie tego dnia obchodzono to święto, by wystawiono do publicznej czci obraz Miłosierdzia, by księża głosili kazania o Bożym miłosierdziu i z gorliwością służyli w konfesjonale.

Sam Chrystus nazywa ten dzień «ostatnią deską ratunku» (Dz, 965) i obiecuje niezwykłe dary, które zostaną udzielone każdemu, kto tego dnia przystąpi do spowiedzi i komunii świętej. Słowa, które mówią o tych obietnicach, są jak bomba: «Córko moja, mów całemu światu o niepojętym miłosierdziu moim. Pragnę, aby święto Miłosierdzia było ucieczką i schronieniem dla wszystkich dusz, a szczególnie dla biednych grzeszników. W dniu tym otwarte są wnętrzności miłosierdzia. Wylewam całe morze łask na dusze, które się zbliżą do źródła miłosierdzia mojego. Która dusza przystąpi do spowiedzi i Komunii świętej, dostąpi zupełnego odpuszczenia win i kar; w tym dniu otwarte są wszystkie upusty Boże, przez które płyną łaski; niech się nie lęka zbliżyć do mnie żadna dusza, chociażby jej grzechy były jak szkarłat» (Dz, 699).

Święto Miłosierdzia zaprasza nas, by z naszego chrześcijańskiego słownika raz na zawsze wykreślić zdania typu: «to już koniec», «już nie dam rady», «już nie mam szans», «już się nie zmienię», «już po mnie». Nie! Nie! Nie! Właśnie, że nie! Nie trzeba tak mówić, ani nawet tak myśleć. Zawsze można zacząć od nowa, nigdy nie jest się przekreślonym przez Boga ani odrzuconym przez Niego. Jego miłosierdzie polega na tym, że On zawsze nas chce! Choćby nie wiem co, choćbyśmy sami siebie nie chcieli i choćby nie chcieli nas inni. Choćby grzechy były jak szkarłat — wybieleją w Jego krwi. Dziwna ta krew, która nie plami, lecz wybiela (por. Ap 7, 14).

Święto Miłosierdzia zaprasza nas także, by z naszego chrześcijańskiego słownika raz na zawsze wykreślić zdania typu: «z nim już koniec», «ona już nie da rady», «już nie ma szans», «już się nie zmieni», «już po nich». Nie! Nie! Nie! Właśnie, że nie! Nie wolno tak mówić, ani nawet tak myśleć. Promienie, wychodzące z Jezusowego Serca na słynnym obrazie, są jak rzeka. One się nie zatrzymują na brzegu obrazu, ale płyną dalej i dalej. I tak jest naprawdę! Promienie łaski spadają na cały świat i na każdego. Święto Miłosierdzia Bożego jest więc dobrą okazją do intensywnej modlitwy za niewierzących, za oddalonych od Boga. Nie dniem narzekania na nich, potępiania ich, ale właśnie dniem szczególnej modlitwy w ich intencji. Kobieta duchowo bardzo podobna do św. Faustyny, wielka czcicielka miłosierdzia Bożego, bardzo ufna — św. Teresa z Liesieux — uważała niewierzących za swoich braci, z którymi siedzi przy tym samym stole i je ten sam chleb, i prosiła Jezusa, aby nigdy nie została od tego stołu odsunięta, ponieważ, w odróżnieniu od nich, poznała, czym jest miłość Boża. To jest zadanie dla Kościoła dzisiaj! Jeśli nie umiemy tego robić codziennie, to przynajmniej w dzień Miłosierdzia Bożego — zasiądźmy z niewierzącymi przy ich stole, jedzmy ich chleb, słuchajmy ich, starajmy się ich zrozumieć, a przede wszystkim ich nie osądzajmy! Nie osądzajmy tych, którzy mają problem ze swoją wiarą, którzy nie tylko nie są w pierwszej kościelnej ławce, ale nie są w żadnej. Chcieliby może być, ale nie umieją. Módlmy się za nich, ofiarujmy tego dnia w ich intencjach wszystkie gesty naszej miłości, miejmy do nich dużo cierpliwości i dużo dobroci. Może wielu ludzi nie odrzuciłoby nigdy Boga, gdybyśmy my — «urasowieni chrześcijanie» — nie odrzucali ich tak szybko i tak łatwo.

To sugestywne, że w Niedzielę Miłosierdzia Kościół czyta Ewangelię o intymnym, osobistym spotkaniu apostoła Tomasza z Chrystusem (por. J 20, 24-29). Oto, gdy apostołowie, po pierwszym spotkaniu z Chrystusem w dniu Zmartwychwstania, mówią Tomaszowi: «Widzieliśmy Pana», jemu to nie wystarcza. On chce więcej. Nie chce wiązać się z ideą, z opowieścią o Chrystusie. Chce spotkania. Chce osoby. Mówi więc: «Dopóki nie zobaczę Go na własne oczy i dopóki Go osobiście nie dotknę, nie uwierzę». I Jezus pokornie odpowiada na tę potrzebę. Po ośmiu dniach przychodzi delikatny i bezbronny, mówiąc: «Proszę, Tomaszu, oto moje rany, oto mój bok i moje dłonie, oto Ja we własnej osobie. Patrz i dotykaj Mnie, i nie bądź niedowiarkiem, ale wierzącym!». Wtedy serce Tomasza otwiera się całkowicie i wydostaje się niego najczystszy, najbardziej ufny okrzyk wiary w bóstwo i człowieczeństwo Chrystusa. Słowa, które wyrażają wszystko: «Pan mój i Bóg mój». To jest już mój Pan i mój Bóg! Nie «jakiś», teoretyczny, daleki, wielki Bóg w ogóle, ale Bóg mój, Pan mój — mojego życia i mojego losu. Tomasz miał wtedy swoje święto miłosierdzia Bożego.

Tomasz to Didymos, czyli bliźniak. On ma dziś dużo duchowych bliźniaków, ludzi, którzy nie wierzą już samemu słowu Kościoła, oznajmiającemu, lepiej lub gorzej: «Widzieliśmy Pana». A jednak Chrystus chce do nich docierać, pomimo różnych «drzwi zamkniętych». Pomagajmy Mu w tym przez nasze miłosierne słowa i gesty. Kochajmy Tomaszów z całym ich dystansem do Boga i Kościoła, ufając, że przyjdzie chwila, teraz albo w godzinie ich śmierci, gdy powiedzą: «Pan mój i Bóg mój».

Abp Adrian J. Galbas sac