W sobotę 18 września Papież Franciszek spotkał się w Auli Pawła vi z reprezentacją wiernych z diecezji rzymskiej, przybyłą wraz z kardynałem wikariuszem Angelem De Donatisem. Obecni byli również kardynałowie Vallini i Feroci, arcybiskup wiceregens Palmieri oraz biskupi pomocniczy Rzymu. Poniżej zamieszczamy przemówienie Papieża.
Drodzy Bracia i Siostry, dzień dobry!
Jak wiecie — nie jest to nowość! — niebawem rozpocznie się proces synodalny, droga, w którą włącza się cały Kościół, by rozważać temat: «W stronę Kościoła synodalnego — komunia, uczestnictwo, misja» — trzy filary. Przewidziane są trzy etapy, które będą trwały od października 2021 r. do października 2023 r. Ta droga została pomyślana jako dynamika wzajemnego słuchania, chcę to zaakcentować — dynamika wzajemnego słuchania, odbywającego się na wszystkich szczeblach Kościoła, z włączeniem całego ludu Bożego. Winni słuchać siebie nawzajem kardynał wikariusz i biskupi pomocniczy, winni siebie słuchać księża, winni siebie słuchać zakonnicy, winni siebie słuchać świeccy. A także wszyscy winni wzajemnie słuchać jedni drugich. Wysłuchiwać siebie wzajemnie; rozmawiać ze sobą i słuchać siebie nawzajem. Nie chodzi o zbieranie opinii, nie. To nie jest ankieta, chodzi natomiast o wsłuchiwanie się w Ducha Świętego, jak to widnieje w księdze Apokalipsy: «Kto ma uszy, niechaj posłyszy, co mówi Duch do Kościołów» (2, 7). Mieć uszy, słuchać — to pierwszy obowiązek. Chodzi o to, by usłyszeć głos Boga, dostrzec Jego obecność, uchwycić Jego przejście i tchnienie życia. Prorokowi Eliaszowi zdarzyło się odkryć, że Bóg jest zawsze Bogiem niespodzianek, także co do sposobu, w jaki przechodzi i daje się odczuć:
«Gwałtowna wichura rozwalająca góry i druzgocąca skały [szła] (…), ale Pana nie było w wichurze. A po wichurze — trzęsienie ziemi: Pana nie było w trzęsieniu ziemi. Po trzęsieniu ziemi powstał ogień: Pana nie było w ogniu. A po tym ogniu — szmer łagodnego powiewu. Kiedy tylko Eliasz go usłyszał, zasłonił twarz płaszczem» (por. 1 Krl 19, 11-13).
Tak oto mówi do nas Bóg. I właśnie na ten «łagodny powiew» — co egzegeci tłumaczą także: «subtelny głos ciszy», a niektórzy: «nić dźwięcznej ciszy» — winniśmy przygotować nasze uszy, żeby usłyszeć ten powiew Boga.
Pierwszy etap tego procesu (październik 2021 r. — kwiecień 2022 r.) dotyczy poszczególnych Kościołów diecezjalnych [29 października 2021 r. został opublikowany komunikat Sekretariatu Generalnego Synodu Biskupów, informujący o przedłużeniu pierwszego etapu procesu synodalnego do 15 sierpnia 2022 r.]. I właśnie dlatego jestem tutaj, jako wasz Biskup, by dzielić się z wami, gdyż jest to bardzo ważne, żeby diecezja rzymska z przekonaniem zaangażowała się w tę drogę. Byłaby to kompromitacja, gdyby diecezja Papieża się w to nie zaangażowała, czyż nie? Kompromitacja dla Papieża, a także dla was.
Zagadnienie synodalności to nie rozdział traktatu eklezjologicznego, a tym bardziej nie jakaś moda, slogan czy nowy termin, którym można się posługiwać lub wykorzystywać instrumentalnie na naszych spotkaniach. Nie! Synodalność wyraża naturę Kościoła, jego kształt, jego styl, jego misję. A zatem mówimy o Kościele synodalnym, wystrzegając się jednak traktowania tego jako jednego pośród wielu tytułów, sposobu myślenia o nim, przewidującego alternatywy. Nie mówię tego w oparciu o jakąś opinię teologiczną, ani też nie jako własną refleksję, ale idąc za tym, co możemy uznać za pierwszy i najważniejszy «podręcznik» eklezjologii, jakim jest księga Dziejów Apostolskich.
Słowo «synod» zawiera wszystko, co jest nam potrzebne, żeby zrozumieć: «iść razem». Księga Dziejów to historia drogi, która wychodzi z Jerozolimy, przemierza Samarię i Judeę, dalej regiony Syrii i Azji Mniejszej, a następnie Grecji i kończy się w Rzymie. Ta droga opowiada historię, w której idą razem Słowo Boże i ludzie, którzy ku temu Słowu zwracają się z uwagą i wiarą. Słowo Boże idzie z nami. Wszyscy są protagonistami, nikt nie może być uważany za zwykłego statystę. Trzeba to dobrze zrozumieć — wszyscy są protagonistami. Nie jest w większym stopniu protagonistą Papież, kardynał wikariusz, biskupi pomocniczy; nie, wszyscy jesteśmy protagonistami, i nikt nie może być uważany za zwykłego statystę. Ówcześnie urzędy były jeszcze traktowane jak autentyczna służba. A władza rodziła się ze słuchania głosu Boga i ludzi — nigdy nie należy ich rozdzielać — który utrzymywał «na dole» tych, którzy ją otrzymywali. «Niziny» życia, którym należało świadczyć posługę miłości i wiary. Jednak ta historia nie rozwija się jedynie poprzez miejsca geograficzne, które przemierza. Wyraża nieustanny niepokój wewnętrzny — to jest kluczowe słowo — niepokój wewnętrzny. Jeżeli chrześcijanin nie odczuwa tego niepokoju wewnętrznego, jeżeli go nie przeżywa, czegoś mu brakuje; a ten niepokój wewnętrzny rodzi się z naszej wiary i skłania nas do oceny, co lepiej będzie robić, co należy utrzymać bądź zmienić. Ta historia uczy nas, że trwanie w bezruchu nie może być dobrą kondycją dla Kościoła (por. Evangelii gaudium, 23). A ruch jest konsekwencją posłuszeństwa Duchowi Świętemu, będącemu reżyserem tej historii, w której wszyscy są protagonistami niespokojnymi, nigdy w bezruchu.
Piotr i Paweł nie są jedynie dwiema osobami z ich charakterami, są wizjami, włączonymi w szersze od nich horyzonty, zdolnymi analizować siebie w odniesieniu do tego, co się wydarza, świadkami impulsu, który wprawia ich w kryzys — to inne wyrażenie, które należy zawsze pamiętać: wprawianie w kryzys — który ich pobudza do ośmielania się, zadawania pytań, zmiany zdania, mylenia się i uczenia się na błędach, przede wszystkim żywienia nadziei pomimo trudności. Są uczniami Ducha Świętego, który pozwala im odkryć geografię Bożego zbawienia, otwierając drzwi i okna, burząc mury, zrywając łańcuchy, uwalniając granice. Zatem może być konieczne wyruszenie, zmiana drogi, przezwyciężenie przekonań, które powstrzymują i uniemożliwiają nam poruszanie się i podążanie razem.
Możemy zobaczyć Ducha, który nakłania Piotra, żeby udał się do domu Korneliusza, pogańskiego setnika, pomimo jego wahań. Pamiętacie — Piotr miał wizję, która go wzburzyła, w której domagano się od niego, żeby jadł pokarmy uważane za nieczyste, i pomimo zapewnień, że to, co Bóg oczyszcza, nie powinno być już uważane za nieczyste, miał wątpliwości. Starał się zrozumieć, i oto przybywają ludzie posłani przez Korneliusza. Również on otrzymał wizję i przesłanie. Był oficerem rzymskim, pobożnym, sympatyzującym z judaizmem, jednak jeszcze nie na tyle, żeby być w pełni żydem albo chrześcijaninem — nie przepuściłaby go żadna «kontrola celna» religijna. Był poganinem, a jednak zostaje mu objawione, że jego modlitwy dotarły do Boga i że ma posłać kogoś do Piotra z przesłaniem, żeby przyszedł do jego domu. W tym napięciu, z jednej strony Piotr ze swoimi wątpliwościami, a z drugiej Korneliusz, który czeka w tej strefie cienia, to Duch rozwiewa opory Piotra i otwiera nową stronicę misji. Tak działa Duch — w ten sposób. Spotkanie tych dwóch przypieczętowuje jedno z najpiękniejszych zdań chrześcijaństwa. Korneliusz wyszedł mu na spotkanie, padł mu do stóp, a Piotr, podnosząc go, mówi do niego: «Wstań, ja też jestem człowiekiem» (Dz 10, 26), a powiedzmy to wszyscy: «Jestem mężczyzną, jestem kobietą, jesteśmy ludźmi», i powinniśmy to mówić wszyscy, także biskupi, my wszyscy: «wstań, ja też jestem człowiekiem». I tekst zaznacza, że rozmawiał z nim w sposób poufały (por. w. 27). Chrześcijaństwo musi być zawsze ludzkie i humanizujące, godzić różnice i dystanse, przemieniając je w zażyłość, w bliskość. Jedną z bolączek Kościoła, wręcz wynaturzeniem jest ten klerykalizm, który odrywa księdza, biskupa od ludzi. Biskup i ksiądz oderwany od ludzi jest urzędnikiem, nie jest pasterzem. Św. Paweł vi lubił cytować maksymę Terencjusza: «Człowiekiem jestem i nic co ludzkie, nie jest mi obce». Spotkanie Piotra z Korneliuszem rozwiązało problem, umożliwiło decyzję, by poczuć się wolnym do głoszenia bezpośrednio poganom, w przekonaniu — są to słowa Piotra — «że Bóg (…) nie ma względu na osoby» (Dz 10, 34). Nie można dyskryminować w imię Boga. A dyskryminowanie jest grzechem również wśród nas: «my jesteśmy czyści, my jesteśmy wybrani, my jesteśmy z tego ruchu, który wie wszystko, my jesteśmy…». Nie. My jesteśmy Kościołem, wszyscy razem.
A zobaczcie, nie możemy zrozumieć «katolickości» bez odniesienia do tego rozległego, gościnnego obszaru, który nigdy nie wyznacza granic. Bycie Kościołem to droga, pozwalająca wejść w tę rozległość Boga. A wracając do Dziejów Apostolskich, występują problemy, które rodzą się w związku z organizacją zwiększającej się liczby chrześcijan, a zwłaszcza gdy chodzi o zaspokajanie potrzeb ubogich. Niektórzy sygnalizują fakt, że wdowy są zaniedbywane. Sposobem na znalezienie rozwiązania będzie zwołanie zgromadzenia uczniów i podjęcie wspólnie decyzji, by wyznaczyć tych siedmiu mężów, którzy mieli być zaangażowani w pełnym zakresie w diakonię, w obsługę stołów (por. Dz 6, 1-7). I w ten sposób, z rozeznaniem, z potrzebami, z realiami życia i mocą Ducha Kościół postępuje naprzód, podąża razem, jest synodalny. A zawsze jest Duch, jako wielki protagonista Kościoła.
Poza tym jest też konfrontacja między różnymi wizjami i oczekiwaniami. Nie powinniśmy się obawiać, jeżeli to zdarza się jeszcze dzisiaj. Oby można było tak dyskutować! Są to znaki posłuszeństwa Duchowi i otwarcia na Niego. Mogą też powstać starcia, sięgające dramatycznych szczytów, jak to się zdarzyło w odniesieniu do kwestii obrzezania pogan, aż po obrady tego, co nazywamy Soborem Jerozolimskim, pierwszego soboru. Jak zdarza się również dziś, istnieje sztywny sposób traktowania okoliczności, który godzi w makrothymíę Boga, to znaczy ową cierpliwość spojrzenia, która karmi się wizjami głębokimi, wizjami rozległymi, wizjami dalekowzrocznymi — Bóg widzi daleko, Bóg się nie spieszy. Sztywność to inne wynaturzenie, które jest grzechem przeciwko cierpliwości Boga, jest grzechem przeciwko tej suwerenności Boga. Także dzisiaj tak się dzieje.
Zdarzyło się wtedy — niektórzy, nawróceni z judaizmu, uważali, przy swojej autoreferencyjności, że nie może być zbawienia bez podporządkowania się Prawu Mojżeszowemu. W ten sposób kwestionowano Pawła, który głosił zbawienie bezpośrednio w imię Jezusa. Sprzeciwianie się jego działaniu mogło zaszkodzić przyjmowaniu pogan, którzy w międzyczasie się nawracali. Paweł i Barnaba zostali posłani do Jerozolimy przez apostołów i przez starszych. Nie było to łatwe — wobec tego problemu stanowiska wydawały się nie do pogodzenia, długo dyskutowano. Chodziło o uznanie wolności działania Boga, i tego, że nie ma przeszkód, które mogłyby Mu uniemożliwić dotarcie do serca ludzi, niezależnie od sytuacji pochodzenia, moralnej czy religijnej. Tym, co rozładowało sytuację, było przyjęcie oczywistego faktu, że «Bóg, który zna serca», cardiognosta, zna serca, On sam wspierał sprawę dotyczącą możliwości dopuszczania pogan do zbawienia, «dając im Ducha Świętego tak samo jak nam» (Dz 15, 8), udzielając tym samym również poganom Ducha Świętego, tak jak nam. Tak więc przeważyło poszanowanie wszystkich wrażliwości, łagodząc przesadę; wykorzystano to doświadczenie, jakie miał Piotr z Korneliuszem — i tak w dokumencie końcowym znajdujemy świadectwo pierwszorzędnej roli Ducha Świętego w tym procesie decydowania oraz mądrości, która zawsze potrafi inspirować: «Postanowiliśmy bowiem, Duch Święty i my, nie nakładać na was żadnego ciężaru oprócz tego, co konieczne» (Dz 15, 28). «My» — Podczas tego synodu idźmy drogą pozwalającą powiedzieć: «postanowiliśmy, Duch Święty i my», bowiem będziecie prowadzić nieustający dialog ze sobą pod działaniem Ducha Świętego, również dialog z Duchem Świętym. Nie zapominajcie tego sformułowania: «Postanowiliśmy, Duch Święty i my, nie nakładać na was żadnego ciężaru» — postanowiliśmy, Duch Święty i my. W ten sposób powinniście starać się wyrażać na tej drodze synodalnej, w tej wędrówce synodalnej. Jeżeli nie będzie Ducha, będzie to parlament diecezjalny, ale nie synod. My nie robimy parlamentu diecezjalnego, nie prowadzimy badań nad tym albo czymś innym, nie — idziemy drogą słuchania siebie nawzajem i słuchania Ducha Świętego, dyskutowania, a także dyskutowania z Duchem Świętym, co jest sposobem modlenia się.
«Duch Święty i my». Istnieje natomiast zawsze pokusa działania samemu, wyrażając eklezjologię zastępczą — jest wiele eklezjologii zastępczych — jak gdyby Pan, wstąpiwszy do nieba, pozostawił pustkę, którą trzeba wypełnić, i my ją wypełniamy. Nie, Pan zostawił nam Ducha! A słowa Jezusa są jasne: «Ja zaś będę prosił Ojca, a innego Parakleta da wam, aby z wami był na zawsze. (…) Nie zostawię was sierotami» (J 14, 16-18). Dla wypełnienia tej obietnicy Kościół jest sakramentem, jak jest napisane w Lumen gentium, 1: «Kościół jest w Chrystusie jakby sakramentem, czyli znakiem i narzędziem wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem i jedności całego rodzaju ludzkiego». W tym zdaniu, podsumowującym świadectwo Soboru Jerozolimskiego, jest zawarte zaprzeczenie tego, kto się upiera, by zająć miejsce Boga, roszcząc sobie pretensje do kształtowania Kościoła według własnych przekonań kulturowych, historycznych, zmuszając go do tworzenia uzbrojonych granic, do barier rodzących poczucie winy, do form duchowości, które urągają bezinteresowności porywającego działania Boga. Kiedy Kościół jest świadkiem, przez słowa i czyny, bezwarunkowej miłości Boga, Jego gościnnej rozległości, wyraża naprawdę swoją katolickość. I jest bodźcem, wewnętrznie i na zewnątrz, do przemierzania przestrzeni i czasów. Impuls i umiejętność pochodzą od Ducha: «Gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jeruzalem i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi» (Dz 1, 8). Przyjęcie mocy Ducha Świętego, żeby być świadkami — taka jest nasza droga, Kościoła, a będziemy Kościołem, jeżeli będziemy szli tą drogą.
Kościół synodalny oznacza Kościół będący sakramentem tej obietnicy — a mianowicie, że Duch będzie z nami — co się przejawia w pielęgnowaniu zażyłości z Duchem i ze światem, który nadejdzie. Zawsze będą dyskusje, Bogu dzięki, a rozwiązań należy szukać, dając słowo Bogu i Jego głosom pośród nas; modląc się i otwierając oczy na wszystko, co nas otacza; praktykując życie wierne Ewangelii; badając Objawienie według hermeneutyki pielgrzmowania, która potrafi strzec drogi rozpoczętej w Dziejach Apostolskich. A to jest ważne — sposób rozumienia, interpretowania. Hermeneutyka pielgrzymowania, czyli taka, która jest w drodze. Czy drodze, która zaczęła się po Soborze? Nie. Zaczęła się od pierwszych apostołów i jest kontynuowana. Kiedy Kościół się zatrzymuje, przestaje być Kościołem, lecz jest pięknym pobożnym stowarzyszeniem, bo zamyka w klatce Ducha Świętego. Hermeneutyka pielgrzymowania, która potrafi strzec drogi rozpoczętej w Dziejach Apostolskich. W przeciwnym razie poniżałoby się Ducha Świętego. Gustav Mahler — jak już mówiłem przy innych okazjach — twierdził, że wierność tradycji nie polega na czczeniu popiołów, ale na strzeżeniu ognia. A zapytam was: «Na co jesteście bardziej nastawieni przed rozpoczęciem tej drogi synodalnej — żeby strzec popiołów Kościoła, czyli waszego stowarzyszenia, waszej grupy, czy żeby strzec ognia? Czy jesteście bardziej skłonni czcić swoje rzeczy, które was zamykają — ja jestem Piotra, ja jestem Pawła, ja jestem z takiego a takiego stowarzyszenia, wy z innego, ja jestem księdzem, ja jestem biskupem — czy też czujecie się powołani do tego, by strzec ognia Ducha? Gustav Mahler był wielkim kompozytorem, ale jest także mistrzem mądrości przez tę refleksję. Dei Verbum (por. n. 4; 8), przywołując List do Hebrajczyków, stwierdza: «Bóg, który wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał niegdyś do ojców (por. Hbr 1, 1), bezustannie rozmawia z Oblubienicą swego Syna». Istnieje trafne sformułowanie św. Wincentego z Lerynu, który porównując rozwijającego się człowieka i Tradycję, przekazywaną z pokolenia na pokolenie, stwierdza, że nie można przechowywać «depozytu wiary», nie starając się o jej rozwój: «aby się umacniała z laty, rozszerzała z czasem, podnosiła z wiekiem» (Pamiętnik — Commonitorium primum 23, 9) — «ut annis consolidetur, dilatetur tempore, sublimetur aetate» . Taki jest styl naszej drogi — jeżeli rzeczywistości nie podążają, są jak wody. Rzeczywistości teologiczne są jak woda — jeżeli woda nie płynie, tylko stoi, pierwsza zaczyna gnić. Kościół w zastoju zaczyna gnić.
Widzicie, że nasza Tradycja jest wyrośniętym ciastem, rzeczywistością fermentującą, w której możemy dostrzec wzrost, a w zaczynie wspólnotę, która powstaje w ruchu: podążanie razem urzeczywistnia prawdziwą komunię. Tu znów z pomocą przychodzi nam księga Dziejów Apostolskich, ukazując, że komunia nie tłumi różnic. To jest niespodzianka Pięćdziesiątnicy, kiedy różne języki nie są przeszkodą — pomimo że byli jedni dla drugich obcy, dzięki działaniu Ducha «każdy (…) słyszy swój własny język ojczysty» (Dz 2, 8). Poczucie, że jest się u siebie, różni, ale solidarni w drodze. Wybaczcie mi dłużyznę, ale Synod to sprawa poważna, dlatego pozwoliłem sobie mówić…
Wracając do procesu synodalnego, bardzo ważny jest etap diecezjalny, bowiem następuje w nim słuchanie wszystkich ochrzczonych, podmiotu sensus fidei, nieomylnego in credendo. Istnieje wiele oporów w przezwyciężaniu obrazu Kościoła sztywno podzielonego na zwierzchników i podwładnych, na tych, którzy nauczają, i tych, którzy mają się uczyć, a zapomina się, że Bóg lubi wywracać stanowiska: «Strąca władców z tronu, a wywyższa pokornych» (Łk 1, 52), powiedziała Maryja. Podążanie razem ukazuje, że jego linią jest raczej horyzontalność niż wertykalność. Kościół synodalny przywraca horyzont, na którym wschodzi słońce, Chrystus — wznoszenie hierarchicznych pomników oznacza zasłanianie Go. Pasterze idą z ludem — my, pasterze, idziemy z ludem, czasami na przodzie, czasami pośrodku, niekiedy z tyłu. Dobry pasterz tak musi się poruszać — na przodzie, żeby prowadzić, pośrodku, żeby dodawać otuchy i nie zapominać zapachu owiec, z tyłu, bo lud ma także «węch». Ma wyczucie w znajdowaniu nowych dróg do przemierzania albo żeby odnaleźć zagubioną drogę. Na to chcę zwrócić uwagę, także biskupom, księżom z diecezji. Niech na swojej drodze synodalnej zadadzą sobie pytanie: «Czy ja umiem iść, poruszać się z przodu, pośrodku i z tyłu, czy jestem tylko na katedrze, w mitrze i z pastorałem?» Pasterze wmieszani, jednak pozostający pasterzami, nie owczarnia — owczarnia wie, że jesteśmy pasterzami, owczarnia zna różnicę. Na przodzie, żeby wskazywać drogę, pośrodku, żeby słuchać, co czuje lud, a z tyłu, żeby pomagać tym, którzy pozostają trochę w tyle, i żeby pozwolić trochę ludowi kierować się własnym wyczuciem tam, gdzie są najlepsze pastwiska.
Sensus fidei kwalifikuje wszystkich do godności udziału w funkcji proroczej Jezusa Chrystusa (por. Lumen gentium, 34-35), tak iż mogą rozeznawać, jakie są drogi Ewangelii w teraźniejszości. To jest «wyczucie» owiec, ale uważajmy, bo w historii zbawienia wszyscy jesteśmy owcami względem Pasterza, którym jest Pan. Ten obraz pomaga nam zrozumieć dwa wymiary, które składają się na to «wyczucie». Jeden osobisty, a drugi wspólnotowy — jesteśmy owcami i należymy do owczarni, którą w tym wypadku stanowi Kościół. W Brewiarzu, w Godzinie Czytań, czytamy De pastoribus Augustyna, i tam mówi nam: «Z wami jestem owcą, dla was jestem pasterzem». Te dwa aspekty, osobisty i eklezjalny, są nierozdzielne, nie może istnieć sensus fidei bez uczestniczenia w życiu Kościoła, które nie jest tylko aktywizmem katolickim, musi być przede wszystkim owo «czucie», które karmi się «uczuciami Chrystusa» (por. Flp 2, 5).
Praktykowanie sensus fidei nie może być sprowadzane tylko do przekazu i do wymiany opinii, jakie możemy mieć odnośnie do takiego czy innego zagadnienia, poszczególnego aspektu doktryny czy danej zasady dyscypliny. Nie, to są narzędzia, to są werbalizacje, to są wyrażenia dogmatyczne bądź dyscyplinarne. Nie powinna jednak dominować myśl o rozróżnianiu większości i mniejszości — to robi parlament. Ileż razy «to, co odrzucone» stało się «kamieniem węgielnym» (por. Ps 118, 22; Mt 21, 42), ci, którzy byli «daleko», stali się «bliscy» (Ef 2, 13). Spychani na margines społeczeństwa, ubodzy, ludzie pozbawieni nadziei byli wybierani na sakrament Chrystusa (por. Mt 25, 31-46). Taki jest Kościół. A kiedy pewne grupy chciały się bardziej wyróżniać, te grupy zawsze źle kończyły, dochodziło nawet do negowania zbawienia, do herezji. Pomyślmy o tych herezjach, które uważały, że prowadzą do rozwoju Kościoła, jak pelagianizm, także jansenizm. Każda herezja kończyła się źle. Gnostycyzm i pelagianizm są nieustannymi pokusami dla Kościoła. Bardzo się troszczymy, co słuszne, o to, żeby wszystko uświetniało celebracje liturgiczne, i to jest dobre — choć często dodajemy otuchy tylko samym sobie — a św. Jan Chryzostom napomina nas: «Chcesz czcić ciało Chrystusa? Nie dopuść, żeby było przedmiotem pogardy w Jego członkach, to znaczy w ubogich, pozbawionych szat, żeby się okryć. Nie czcij go tu, w kościele, jedwabnymi szatami, gdy na zewnątrz je zaniedbujesz, kiedy cierpi z powodu zimna i nagości. Ten, który powiedział: ‘To jest moje ciało’, potwierdzając fakt słowem, powiedział także: ‘Widzieliście, że byłem głodny, a nie daliście Mi jeść’, i: ‘Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili’» (Homilie na Ewangelię wg św. Mateusza, 50, 3). «Ale co ojciec mówi? Ubodzy, żebracy, młodzież uzależniona od narkotyków, ci wszyscy, których społeczeństwo odrzuca, należą do Synodu?». Tak, mój drogi, tak, moja droga — nie ja to mówię, to mówi Pan — są częścią Kościoła. Tak iż jeśli ty ich nie wezwiesz, zobaczymy jeszcze w jaki sposób, albo jeśli nie pójdziesz do nich, żeby trochę z nimi pobyć, żeby usłyszeć nie to, co mówią, ale co czują, także obelgi, jakimi cię obrzucają, nie odbywasz we właściwy sposób Synodu. Synod sięga aż do granic, obejmuje wszystkich. Synod to także robienie miejsca dialogowi na temat naszych nędz, moich nędz jako waszego biskupa, nędz biskupów pomocniczych, nędz księży i świeckich oraz tych, którzy należą do stowarzyszeń; wzięcie całej tej nędzy! Ale jeśli nie uwzględnimy nędzników — w cudzysłowie — społeczeństwa, tych, którzy są odrzucani, nigdy nie będziemy mogli zająć się naszymi nędzami. A to jest ważne — żeby w dialogu mogły dojść do głosu nasze nędze, bez usprawiedliwiania się! Nie bójcie się!
Trzeba czuć się częścią jednego wielkiego ludu, będącego adresatem Bożych obietnic, otwartych na przyszłość, która czeka, żeby każdy mógł uczestniczyć w uczcie, jaką Bóg przygotował dla wszystkich ludów (por. Iz 25, 6). I w tym miejscu chciałbym uściślić, że również co do pojęcia «lud Boży» mogą istnieć sztywne i przeciwstawne hermeneutyki, gdy jest się zamkniętym w wyobrażeniu o wyłączności, przywileju, jak to było w przypadku interpretacji pojęcia «wybranie», co prorocy skorygowali, wskazując, jak powinno być prawidłowo rozumiane. Nie chodzi o przywilej — bycie ludem Bożym — ale o dar, który ktoś otrzymuje… czy dla siebie? Nie — dla wszystkich, dar jest po to, żeby go dawać, takie jest powołanie. Jest to dar, jaki niektórzy otrzymują dla wszystkich, który my otrzymaliśmy dla innych, jest to dar, który wiąże się także z pewną odpowiedzialnością. Odpowiedzialnością za dawanie świadectwa czynami, a nie tylko słownie, o wspaniałych dziełach Boga, które, jeśli zostają poznane, pomagają ludziom odkryć Jego istnienie i przyjąć Jego zbawienie. Wybranie jest darem, a pytanie brzmi: jak darowuję, jak daję moje bycie chrześcijaninem, moje wyznawanie wiary chrześcijańskiej? Powszechna zbawcza wola Boga jest ofiarowana historii, całej ludzkości poprzez wcielenie Syna, żeby wszyscy, dzięki pośrednictwu Kościoła, mogli stać się Jego dziećmi oraz braćmi i siostrami dla siebie nawzajem. Właśnie w ten sposób dokonuje się uniwersalne pojednanie Boga z ludzkością, owa jedność całego rodzaju ludzkiego, której Kościół jest znakiem i narzędziem (por. Lumen gentium, 1). Jeszcze przed Soborem Watykańskim ii dojrzała refleksja, opracowana na podstawie uważnego studium Ojców, że lud Boży dąży do urzeczywistnienia królestwa, do jedności rodzaju ludzkiego, stworzonego i miłowanego przez Boga. A Kościół, taki jak go znamy i doświadczamy, w sukcesji apostolskiej, ten Kościół powinien czuć się związany z tym powszechnym wybraniem i w tym celu pełnić swoją misję. W tym duchu napisałem Fratelli tutti. Kościół, jak mówił św. Paweł vi , jest nauczycielem ludzkości, którego celem obecnie jest stać się szkołą braterstwa.
Dlaczego wam to mówię? Dlatego że na drodze synodalnej słuchanie musi uwzględniać sensus fidei, ale nie powinno pomijać tych wszystkich «przeczuć» ucieleśnianych tam, gdzie byśmy się tego nie spodziewali — może istnieć «wyczucie bez obywatelstwa», jednak nie mniej skuteczne. Duch Święty w swojej wolności nie zna granic i nie daje się też ograniczyć przez przynależności. Skoro parafia jest domem wszystkich w dzielnicy, nie ekskluzywnym klubem, to pamiętajcie: zostawiajcie otwarte drzwi i okna, nie ograniczajcie się do uwzględniania tylko tych, którzy uczęszczają albo myślą tak jak wy — których będzie może 3, 4, lub 5%, nie więcej. Pozwalajcie wejść wszystkim… Pozwólcie samym sobie wyjść naprzeciw i żeby wam zadawano pytania, niech ich pytania będą waszymi pytaniami, pozwólcie iść razem — Duch was poprowadzi, ufajcie Duchowi. Nie bójcie się nawiązywać dialogu i pozwólcie, by dialog wami wstrząsnął — to jest dialog zbawienia.
Nie bądźcie rozczarowani, przygotujcie się na niespodzianki. W Księdze Liczb (rozdz. 22) jest pewien epizod, mówiący o oślicy, która stanie się prorokinią Boga. Żydzi kończą długą podróż, która ich zawiedzie do ziemi obiecanej. Ich przejście przeraża króla Moabu, Balaka, który zawierza mocom wieszcza Balaama, żeby powstrzymał tych ludzi, mając nadzieję na uniknięcie wojny. Wieszcz, na swój sposób wierzący, pyta Boga, co ma robić. Bóg mu mówi, żeby nie spełniał woli króla, który jednak nalega, a wtedy on ustępuje i wsiada na oślicę, żeby wypełnić otrzymane polecenie. Jednak oślica zmienia drogę, gdyż widzi anioła z obnażonym mieczem, który jest tam, by wyrazić sprzeciw Boga. Baalam ją ciągnie, bije, jednak nie udaje mu się skłonić jej do powrotu na drogę. Aż oślica zaczyna mówić, zapoczątkowując dialog, który otworzy oczy wieszczowi, i przemieni jego misję przekleństwa i śmierci w misję błogosławieństwa i życia.
Ta historia uczy nas pokładania ufności, że Duch zawsze pozwoli usłyszeć swój głos. Nawet oślica może stać się głosem Boga, otworzyć nam oczy i zawrócić z naszych niewłaściwych kierunków. Skoro może to uczynić oślica, to o ileż bardziej ochrzczony mężczyzna, ochrzczona kobieta, ksiądz, biskup, papież. Wystarczy zawierzyć się Duchowi Świętemu, który posługuje się wszystkimi stworzeniami, żeby do nas mówić — prosi nas tylko, żebyśmy oczyścili uszy, żeby dobrze słyszeć.
Przyszedłem tutaj, żeby was zachęcić do potraktowania na poważnie tego procesu synodalnego i powiedzieć wam, że Duch Święty was potrzebuje. A to jest prawda — Duch Święty nas potrzebuje. Słuchajcie Go, słuchając siebie nawzajem. Nikogo nie pozostawiajcie na zewnątrz bądź w tyle. Będzie to dobre dla diecezji rzymskiej i całego Kościoła, który nie wzmacnia się jedynie przez reformowanie struktur — to jest wielka ułuda! — przez dawanie wskazówek, proponowanie rekolekcji i wykładów albo na mocy wytycznych i programów — to jest dobre, ale jako część czegoś innego — lecz jeśli odkryje, że jest ludem, który chce podążać razem, pośród nas i z ludzkością. Lud, lud Rzymu, w którym zawiera się różnorodność wszystkich ludów i wszystkich kondycji — jakże nadzwyczajne bogactwo przy jego złożoności! Trzeba jednak wyjść od 3-4%, które stanowią najbliżsi, i pójść dalej, żeby słuchać innych, którzy niekiedy będą was znieważać, przepędzać, jednak konieczne jest posłuchanie, co myślą, bez zamiaru narzucania naszych rzeczy — pozwolić, żeby Duch do nas mówił.
W tym czasie pandemii Pan nakłania do misji Kościoła, który byłby sakramentem troski. Świat wzniósł swój krzyk, ukazał swoją bezbronność — świat potrzebuje troski.
Odwagi i naprzód! Dziękuję!