List do kard. Reinharda Marxa

Chrześcijańska odwaga, która nie boi się krzyża

 Chrześcijańska odwaga, która nie boi się krzyża  POL-007
09 sierpnia 2021

4 czerwca kard. Reinhard Marx, arcybiskup Monachium i Fryzyngi, złożył rezygnację z pełnionego urzędu. Umotywował ją «poczuwaniem się do współodpowiedzialności za katastrofę nadużyć seksualnych popełnionych przez duchownych w ciągu ostatnich dziesięcioleci». 10 czerwca Ojciec Święty skierował do niego list, w którym poinformował o nieprzyjęciu rezygnacji i poprosił o dalsze pełnienie posługi. Poniżej publikujemy treść papieskiego listu.

Drogi Bracie!

Przede wszystkim dziękuję za twoją odwagę. Jest to chrześcijańska odwaga, która nie boi się krzyża, nie boi się upokorzenia w obliczu straszliwej rzeczywistości grzechu. To uczynił Pan (Flp 2, 5-8). Jest to łaska, którą dał ci Pan, i widzę, że chcesz ją przyjąć i jej strzec, aby przynosiła owoc. Dziękuję.

Mówisz mi, że przechodzisz kryzys, i nie tylko ty — przeżywa go także Kościół w Niemczech. Cały Kościół jest w kryzysie z powodu problemu nadużyć; co więcej, Kościół nie może dziś zrobić kroku naprzód bez przyjęcia tego kryzysu. Strusia polityka prowadzi donikąd, a kryzys trzeba przyjąć, wychodząc od naszej wiary paschalnej. Socjologizmy, psychologizmy są bezużyteczne. Przyjęcie kryzysu, osobistego i wspólnotowego, jest jedyną owocną drogą, ponieważ z kryzysu nie wychodzi się samemu, ale we wspólnocie; ponadto musimy pamiętać, że z kryzysu wychodzi się albo lepszym, albo gorszym, ale nigdy takim samym [Istnieje niebezpieczeństwo niezaakceptowania kryzysu i chronienia się w konfliktach. Jest to postawa, która ostatecznie dusi i uniemożliwia wszelką możliwą przemianę. Ponieważ kryzys ma w sobie zarodek nadziei, konflikt — przeciwnie — rozpaczy; kryzys angażuje… konflikt natomiast więzi nas i wywołuje zdystansowaną postawę Piłata: «Nie jestem winny krwi tego Sprawiedliwego. To wasza rzecz» (Mt 27, 24)…, która wyrządziła i wyrządza nam wiele zła].

Mówisz mi, że zastanawiasz się nad tym od ubiegłego roku — wyruszyłeś w drogę w poszukiwaniu woli Bożej, zdecydowany ją przyjąć, jakakolwiek by ona była.

Zgadzam się z tobą co do nazwania katastrofą smutnej historii nadużyć seksualnych oraz sposobu, w jaki Kościół podchodził do nich do niedawna. Uświadomienie sobie tej hipokryzji w sposobie przeżywania wiary jest łaską, jest pierwszym krokiem, jaki musimy uczynić. Musimy wziąć odpowiedzialność za historię, zarówno osobiście, jak i wspólnotowo. Nie można pozostawać obojętnym wobec tej zbrodni. Przyjęcie jej oznacza doświadczenie kryzysu.

Nie wszyscy chcą zaakceptować tę rzeczywistość, ale jest to jedyna droga, ponieważ podejmowanie «postanowień» zmiany życia bez «zaryzykowania wszystkiego» prowadzi donikąd. Rzeczywistość osobista, społeczna oraz historyczna są konkretne i nie wystarczy zaakceptować ich w sferze idei. Idee bowiem muszą być omawiane (i dobrze, żeby tak było), ale rzeczywistość musi być zawsze przyjęta i rozeznana. Prawdą jest, że sytuacje historyczne należy interpretować według hermeneutyki czasu, w którym się zaistniały, jednak nie zwalnia nas to z wzięcia za nie odpowiedzialności i przyjęcia ich jako historii «grzechu, który nas atakuje». Dlatego też, moim zdaniem, każdy biskup Kościoła musi to przyjąć i zadać sobie pytanie: co powinienem uczynić w obliczu tej katastrofy?

«Mea culpa» w obliczu licznych historycznych błędów z przeszłości zostało przez nas wypowiedziane niejednokrotnie w obliczu wielu sytuacji, nawet jeśli osobiście nie uczestniczyliśmy w danym momencie historycznym. I tej samej postawy wymaga się od nas dzisiaj. Żąda się od nas reformy, która — w tym przypadku — nie polega na słowach, ale na postawach, które mają odwagę poddać się kryzysowi, przyjąć rzeczywistość bez względu na konsekwencje. A każda reforma zaczyna się od nas samych. Reforma w Kościele została dokonana przez mężczyzn i kobiety, którzy nie bali się wejść w sytuację kryzysową i pozwolić Panu, by ich zreformował. Jest to jedyna droga. W przeciwnym razie bylibyśmy tylko «ideologami reform», którzy nie ryzykują osobiście.

Pan nigdy nie podejmował się przeprowadzania «reformy» (pozwolę sobie użyć tego wyrażenia) ani według projektu faryzeuszy, ani saduceuszy, zelotów czy esseńczyków. Ale dokonał jej swoim życiem, swoją historią, swoim ciałem na krzyżu. I to jest droga, którą ty, drogi bracie, akceptujesz, składając rezygnację.

Słusznie mówisz w swoim liście, że pogrzebanie przeszłości do niczego nie prowadzi. Milczenie, zaniechania, przywiązywanie zbyt dużej wagi do prestiżu instytucji prowadzą jedynie do osobistej i historycznej porażki, a także prowadzą nas do życia z obciążeniem, że mamy «trupa w szafie», jak mówi powiedzenie.

Trzeba pilnie «zbadać» tę rzeczywistość nadużyć oraz to, jak postępował Kościół, i pozwolić, by Duch Święty poprowadził nas na pustynię rozpaczy, na krzyż i do zmartwychwstania. Droga, którą musimy podążać, jest drogą Ducha, a punktem wyjścia jest pokorne wyznanie: popełniliśmy błąd, zgrzeszyliśmy. Nie uratują nas ani dochodzenia, ani władza instytucji. Nie uratuje nas prestiż naszego Kościoła, który ma tendencję do ukrywania swoich grzechów; nie uratuje nas ani siła pieniądza, ani opinia mediów (bardzo często jesteśmy od nich zbyt zależni). Uratuje nas brama Jedynego, który może tego dokonać, i przyznanie się do naszej nagości — «zgrzeszyłem», «zgrzeszyliśmy» — oraz płacz i wyjąkiwanie, tak jak potrafimy, owego «odejdź ode mnie, bo jestem człowiekiem grzesznym». To spuścizna, jaką pierwszy papież pozostawił papieżom i biskupom Kościoła. I wtedy poczujemy ten uzdrawiający wstyd, który otwiera drzwi do współczucia i czułości Pana, który jest zawsze blisko nas. Jako Kościół powinniśmy prosić o łaskę wstydu oraz o to, żeby Pan uchronił nas od bycia bezwstydną nierządnicą z 16. rozdziału Księgi Ezechiela.

Podoba mi się sposób, w jaki kończysz swój list: «Z przyjemnością będę nadal kapłanem i biskupem tego Kościoła i nadal będę się angażował na płaszczyźnie duszpasterskiej tak długo, jak Wasza Świątobliwość uzna to za rozsądne i stosowne. Chciałbym poświęcić przyszłe lata mojej posługi w sposób bardziej intensywny duszpasterstwu i zaangażować się w duchową odnowę Kościoła, do czego niestrudzenie wzywa Wasza Świątobliwość».

I to jest moja odpowiedź, drogi bracie. Kontynuuj to, co zamierzasz, ale jako arcybiskup Monachium i Fryzyngi. A jeśli najdzie cię pokusa myślenia — odnośnie do potwierdzenia twojej misji i nieprzyjęcia twojej rezygnacji — że ten Biskup Rzymu (twój brat, który cię kocha) nie rozumie cię, pomyśl o tym, co usłyszał Piotr, gdy na swój sposób złożył rezygnację: «odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny», i posłuchaj odpowiedzi: «Paś owce moje».

Z braterskim uczuciem

Franciszek

Święta Marta, 10 kwietnia